Kiedy już pod koniec listopada ubiegłego roku pisaliśmy w naTemat o niewielkich szansach populistki Marine Le Pen we francuskich wyborach prezydenckich, wielu z Was twierdziło, że było zbyt wcześnie, by przesądzać o rozstrzygnięciu rywalizacji nad Sekwaną. I krótki czas pokazał, że mieliście rację, a media zbyt pochopnie założyły, iż były premier François Fillon jest skazany na zwycięstwo. We Francji właśnie nastąpił zwrot, który zaskakuje nawet tamtejszych starych politycznych wyjadaczy.
Tak pisałem 29 listopada 2016 roku. Analizując startującą wówczas francuską kampanię prezydencką – jak wielu innych na całym świecie – nie dostrzegałem szans na realizację innego scenariusza niż ten, według którego w II turze Marine Le Pen będzie bez szans w starciu sam na sam z kandydatem republikanów François Fillonem. Dynamika każdych kolejnych ważnych dla Europy i świata wyborów jest jednak wyjątkowa. I okazuje się, że także tym razem może skończyć się niespodzianką. Oczywiście nie aż taką, że Marine Le Pen zostanie prezydentką Francji. To nie byłaby niespodzianka, a cud, do którego potrzeba byłoby Boga kochającego populistów... Ten zdaje się tymczasem szykować coś zupełnie innego.
Jednak ktoś nowy?
Coraz ciekawiej wyglądają bowiem notowania byłego ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji Emmanuela Macrona, który prezydenturę mógłby sobie wywalczyć jako wyjątkowy prezent na zaledwie 40. urodziny. Młody i popularny polityk nieco ponad rok temu dość niespodziewanie przeciwstawił się układowi, w którym władzą wymieniają się republikanie i socjaliści. Za powołanie do życia ruchu En Marche! szybko przypłacił rozstaniem się z rządową karierą, ale kto wie, czy nie była to jego najlepsza życiowa decyzja.
Najnowsze badania sympatii politycznych Francuzów wskazują, że ten pochodzący z inteligenckiej rodziny 39-latek, bez wsparcia żadnej głównej partii ma takie same szanse na prezydenturę, jak rutynowany François Fillon. Z ostatniego sondażu Kantar Sofres-One Point dla "Le Figaro" wynika, że w pierwszej turze na Macrona zagłosowałoby 21 proc. Francuzów, a na Fillona 22 proc. Przed nimi jest tylko Marine Le Pen, której poparcie utknęło na poziomie 25 proc. Różnice pomiędzy całą trójką faworytów mieszczą się w granicy błędu statystycznego we francuskich sondażach.
To, jak Francuzi odpowiadają dziś na pytania o swoje preferencje na drugą turę wyborów prezydenckich, daje młodemu politykowi jeszcze większe nadzieje. Gdyby decydujące głosowanie zorganizowano dziś i rozgrywałaby się ono między François Fillonem a Marine Le Pen, republikanin wygrałby z 60-proc. poparciem. Gdyby jednak do drugiej tury trafił o 23 lata młodszy od byłego premiera lider En Marche!, szefowa Frontu Narodowego poniosłaby jeszcze dotkliwszą klęskę. Emmanuela Macrona poparłoby wówczas aż 65 proc. wyborców. Aktualne badania wskazują, że prezydenturę zapewniłby on sobie także, gdyby zamiast z Le Pen w drugiej turze walczył z Fillonem. 58 proc. Francuzów wolałoby oddać głos na Macrona.
Na drodze do realizacji scenariusza, w którym sukces młodego i niepokornego polityka daje nadzieje na odświeżenie nie tylko francuskiej, ale i europejskiej polityki stoi więc tylko jedna przeszkoda. Emmanuel Macron musi dostać się do drugiej tury. Choć wiadomo, że wygrałby w niej z oboma konkurentami, jak na razie jest tuż za ich plecami. Czy jednak walka o miejsce w finale wyborów będzie dla niego trudna?
Wiatr w żagle
Najgroźniejsi rywale robią właśnie wszystko, by mu ją ułatwić. Rozczarowanie multikulturalizmem, nasilający się eurosceptycyzm, czy kolejne cięcia w socjalu i ograniczanie przywilejów pracowniczych to tylko część źródeł sprzeciwu wobec obecnych elit politycznych. Kto wie, czy znacznie bardziej przeciętnemu Francuzowi nie działają na nerwy coraz powszechniejsze korupcja i nadużycia finansowe na szczytach władzy.
A skandale o takim tle właśnie rozpętały się zarówno wokół Marine Le Pen, jak i Françoisa Fillona. W przypadku prawicowej populistki okazało się, że nową siłę Frontu Narodowego budowała nie tylko na "moskiewskiej pożyczce", ale i sprzeniewierzając fundusze Parlamentu Europejskiego. W latach 2011-2012 za pieniądze na utrzymanie biur w Strasburgu i Brukseli płaciła partyjnym działaczom. Chodzi o niebagatelną kwotę 300 tys. euro. Którą ma PE oddać lub utracić lwią cześć swojego obecnego europoselskiego wynagrodzenia.
Jeszcze większe problemy ma Fillon. Po tym, gdy prasa doniosła, że w latach 1998-2007 i 2012-2013 miał zatrudniać żonę Penelope na fikcyjnym etacie asystentki, kandydatem republikanów na prezydenta zajęła się francuska agencja antykorupcyjna. W tym przypadku mowa o kwocie robiącej jeszcze większe wrażenie. Machlojki Fillonów miały doprowadzić do wydrenowania z budżetu państwa 900 tys. euro. A właśnie pojawiają się informacje, że w podobny sposób były premier wzbogacał też swoje dzieci...
Europa, postęp i skuteczność
Jeśli tak dalej pójdzie, to do kwietnia Emmanuel Macron wyprzedzi ich oboje, nie kiwając przy tym palcem. Ale próżnować nie zamierza. Podobnie, jak rosnące grono wspierających go osób. En Marche! zbudowane było na starcie głównie przez działaczy lewicowych, tak samo rozczarowanych Partią Socjalistyczną, jak ich nowy lider. Szybko zaczęli do nich dołączać jednak także ludzie centroprawicy i liberałowie.
Co ich wszystkich jednoczy wokół Emmanuela Macrona? Oprócz młodości oraz sprzeciwu wobec skostniałych i skompromitowanych elit jest jeszcze jedno spoiwo. To wiara w integrację europejską. Jak opisuje się to nad Sekwaną, eurofilia. Szukanie siły Francji we wspólnocie Starego Kontynentu bez zbytnich flirtów z Rosją i USA - oto jedna z głównych idei Macrona. Poza tym ważne dla jego zwolenników jest to, jak odpowiada na pytania o ideologię reprezentowaną przez En Marche!. Macron mówi wtedy głównie o progresywizmie. Rozumianym jako szukanie drogi do rozwoju i rozwiązywania problemów bez oglądania się na konserwatywne i lewicowe dogmaty.
To brzmi dość atrakcyjnie dla wyborcy. Szczególnie, gdy wyborca ten zakładał, że będzie musiał wziąć udział w kolejnych wyborach "mniejszego zła". Emmanuel Macron tymczasem sprawia wrażenie człowieka, który tę powszechną w Europie antysystemowość i rozczarowanie politycznymi elitami jest w stanie połączyć z wartościami diametralnie innymi niż populizm, ksenofobia i izolacjonizm.
"Kłopot" dla całego świata
Gdyby Francuzi postawili właśnie na niego, byłaby to jednak zła wiadomość nie tylko dla poniżonych wpływem na prezydenturę głównych partii znad Sekwany. Kłopot z takim prezydentem Francji mieliby także przywódcy Zachodu. Ambicje Emmanuela Macrona na prezydenturze się nie kończą. Z pewnością zawalczyłby on z Angelą Merkel o decydujący głos w Europie. A Donald Trump? Jak ułożyłby się relacje Paryża z Waszyngtonem chyba najlepiej prognozuje to, jak Macron mówi o brytyjskiej polityce wobec USA. – Wielka Brytania staje się krajem wasalnym, podmiotem podległym USA – skomentował pierwszą wizytę brytyjskiej premier Theresy May w Białym Domu.
Największym przegranym po ewentualnym zwycięstwie tego 39-latka stałby się jednak Władimir Putin. Rosja od lat mnóstwo sił i środków pompowała w to, by zdestabilizować francuską politykę sukcesami Frontu Narodowego. Pomimo tego, na prezydenturę Marine Le Pen i tak nie ma szans. Tę porażkę osłodzić miał Kremlowi François Fillon. Z pewnością nie związałby się z Putinem tak bardzo, jak jego konkurentka, ale również prezentuje dość prorosyjską postawę. Skory jest do dopominania się o zniesienie zachodnich sankcji nałożonych na Rosję po agresji na Ukrainę. No i do przymykania oczu na tę agresję.
A jak do Rosji ustosunkowuje się Macron? Jeszcze jako minister mówił głośno o możliwości szybkiego zniesienia unijnych sankcji, jeśli Rosja wywiązywałaby się ustaleń pokojowych. W kampanii też kilkukrotnie podkreślił już, że jako prezydent będzie prowadził z Kremlem dialog. Na pewno jednak nie taki, jakiego życzyłby sobie Władimir Putin. – Rozmowa nie oznacza zapominania o tym, iż nie podzielają oni tych samych wartości – oznajmił podczas niedawnego spotkania z wyborcami w Lille.
Sporo głosów zgarnie Emmanuel Macron z nowego, centrolewicowego ruchu En Marche!, oraz Jean-Luc Mélenchon reprezentujący lewicowych eurosceptyków. Swojego kandydata nie wyłoniła jeszcze Partia Socjalistyczna. Niezależnie od tego, czy symbolicznie o reelekcję powalczy François Hollande (którego prezydentura oceniania jest najgorzej w historii...), czy kandydatem będzie obecny premier Manuel Valls lub jeszcze ktoś inny, socjalista również zabierze w pierwszej turze kilkanaście procent głosów dla siebie. Niewykluczone więc, że kiedy 23 kwietnia przyszłego roku ogłoszone zostaną wyniki pierwszej tury, zwycięzcą na tym etapie będzie Marine Le Pen. Wtedy zaczną się jednak jej problemy...Czytaj więcej