Mówi się o nim „adwokat wszystkich diabłów, który posługuje się paragrafami niczym brzytwą”. Profesor prawa, dyplomata, kryminolog, publicysta, polityk związany z centrolewicą. Człowiek orkiestra, albo taki który gra na wielu fortepianach. Osobisty wróg ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i IV RP w ogóle. IPN przeszukał już chyba wszystkie swoje zasoby, by coś na niego znaleźć. Kim jest prof. Jan Widacki, pełnomocnik Lecha Wałęsy? I jak chce przeprowadzić swoją "mission impossible"?
Po pierwsze, sam Wałęsa nadal zaprzecza, że współpracował z SB, po drugie już tyle razy zmieniał swoją wersję zdarzeń, że niewiele osób mu wierzy. Po trzecie wreszcie, wszystko odbywa się w oparach politycznej hipokryzji, bo dawni sojusznicy Wałęsy są dzisiaj jego zagorzałymi wrogami, a dawni wrogowie bronią go jak niepodległości. Natomiast sam były prezydent stając pod pręgierzem oskarżeń zaczyna w tym swoim kluczeniu i ze swoimi słabościami wzbudzać odruchy solidarności.
Widacki wkracza do gry
– Warto znać prawdę, ale trzeba do niej dochodzić w rygorach procesu. Opinia ws. teczki Wałęsy to wątek poboczny, niczego nie przesądza. Zamiast zastanawiać się, czy postawić Wałęsie zarzut składania fałszywych zeznań, prokurator powinien zastanowić się, czy nie wszcząć postępowania ws. przecieków ze śledztwa – mówił prof. Jan Widacki w radiu TOK FM. – To postępowanie, które się toczy, to postępowanie dotyczące fałszowania dokumentów z teczki Lecha Wałęsy przez Służbę Bezpieczeństwa, a nie w sprawie tego, czy był agentem – podkreślił.
Widacki przypomniał, że na razie mamy opinię biegłych niewymienionych z nazwiska, z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie, który podlega ministrowi Ziobrze, a którego szefem jest dr hab. Maria Kała – toksykolog z wykształcenia.
Pytany o ekspertyzy grafologiczne pisma Wałęsy, odparł że „zobowiązanie do współpracy jest napisane pismem wyrobionym, pismem klasy wyższej, a nie pismem Lecha Wałęsy z początku lat 70. Wtedy Wałęsa jako prosty robotnik nie posługiwał się na co dzień pismem ręcznym – pisał niewiele”. Pełnomocnik Wałęsy podkreśla też, że „niektórzy zapominają, że Wałęsa ma w tej sprawie status pokrzywdzonego, że to nie jest lustracja”.
Odnosząc się do procesu lustracyjnego Wałęsy podkreślił, że należy zwrócić uwagę na fakt, że część dokumentów była fałszywa. – W postępowaniu lustracyjnym sąd stwierdził, że część dokumentów esbeckich była fałszowana. Dokumenty były podrzucane do ambasad, by nie otrzymał nagrody Nobla – powiedział Widacki. Zapewnił, że "ekspertyza nie jest dowodem". Adwokat tłumaczył też nieobecność Wałęsy w Polsce. "Pan prezydent wyleciał do Kolumbii na spotkanie laureatów pokojowej Nagrody Nobla, zajmuje się poważniejszymi sprawami, promując Polskę za granicą" – stwierdził.
Kim jest Widacki?
Jak żartują w Krakowie sprawy niemożliwe załatwia od ręki, ale na cuda trzeba trochę poczekać. – Kwalifikacje zawodowe profesora Widackiego oceniam bardzo wysoko. Byliśmy nawet kiedyś w jednym instytucie prawa karnego, z tym że on się głównie zajmował kryminalistyką. Jest jedną z pierwszych osób w Polsce, która znała się na badaniach wariografem. Zresztą napisał na ten temat pracę habilitacyjną – mówi w rozmowie z naTemat prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości.
– On się podejmuje bardzo trudnych procesów, czasami niepopularnych. Występował chociażby w sprawie Pyjasa po stronie oskarżonych milicjantów, a także w wielu innych sprawach o zabójstwa itd. I występował w tych sprawach z sukcesami – dodaje.
Pytany o samą sprawę Wałęsy, Ćwiąkalski nie chce spekulować. – Żaden poważny pracownik naukowy nie powinien się wypowiadać kategorycznie jeśli nie widział akt sprawy, opinii, dokumentów. Jako karnista ewentualnie jako adwokat mogę powiedzieć że w wielu przypadkach, które wydawały się beznadziejne po przeprowadzeniu postępowania sądowego okazywało się, że wcale tak nie jest. Wielokrotnie słyszałem zapewnienia prokuratorów, że sprawa jest pewna po czym okazywało się, że ktoś w obu instancjach został uniewinniony – opowiada Ćwiąkalski.
– Moim zdaniem, w tym przypadku niewłaściwe było ujawnienie przez IPN opinii, zanim mogli się z nią zapoznać pełnomocnicy Wałęsy. Poza tym pełnomocnicy mają prawo zgłaszać w tym postępowaniu pytania, ewentualnie wnosić o przesłuchanie sporządzających opinie. Proszę też zwrócić uwagę że nikt ze sporządzających ekspertyzę nie wystąpił na tej słynnej konferencji, chyba nawet nie podano ich nazwisk. Nie wykluczam, że ona jest rzetelna, ale z punktu widzenia procesowego pełnomocnicy Wałęsy będą mieli jeszcze dużo do zrobienia – zauważa Ćwiąkalski.
W samych superlatywach o prof. Widackim wypowiada się także mec. Czesław Jaworski, który był obrońcą w wielu procesach lustracyjnych, m.in byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i byłego wicepremiera Janusza Tomaszewskiego. – To znakomity prawnik, świetny adwokat, profesjonalista, zawsze krytycznie nastawiony do materiału dowodowego. Krótko mówiąc fachowiec najwyższej klasy – mówi w rozmowie z naTemat Jaworski.
Pytany o stan prawny Wałęsy ocenia, że to dopiero początek. – Nie znam szczegółów, ale słuchałem wypowiedzi prof. Widackiego i wiem, że akurat w tej sprawie Wałęsa jest pokrzywdzony. Wydaje mi się, że do lustracji nie ma co wracać bo jest prawomocne orzeczenie sądu. Natomiast z informacji prasowo-radiowych słyszę, że Wałęsie może zostać postawiony zarzut składania fałszywych zeznań. Ale to byłby dopiero początek. Ta sprawa jest bardziej skomplikowana niż nam się wydaje – ocenia.
Tutaj nie ma przypadku
Także mecenas Piotr Schramm zwraca uwagę na to, że wybór Widackiego na pełnomocnika Wałęsy wydaje mu się nieprzypadkowy. – To jest prawnik, który metodykę kwestionowania i obalania ekspertyz ma doskonale opanowaną. Poza tym on też miał swoje epizody walki z systemem. Pamiętamy, ze system próbował przypisać mu popełnienie różnych przestępstw, które okazały się być pomówieniami. I myślę, że determinacja, którą wtedy wykazał w połączeniu z determinacją, jaką wykazuje jako pełnomocnik pokazuje, że jest wręcz predestynowany do prowadzenia tej sprawy – podkreśla mec. Schramm.
Jan Widacki urodził się w 1948 r. w Krakowie. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim filozofię i prawo. W wieku 24 lat zrobił doktorat, a w wieku 27 obronił już pracę habilitacyjną. Na przełomie lat 70. i 80 kierował Katedrą Prawa Karnego na Uniwersytecie Śląskim, gdzie również był prodziekanem. W latach 1983-1990 wykładał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował również jako visiting professor w USA.
Na początku transformacji prof. Widacki występował już jako ekspert „Solidarności” w komisjach sejmowych, pomagając przygotować projekty tzw. ustaw policyjnych. To był również moment, w którym zaproponowano mu stanowisko wiceministra spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.
Z MSW odszedł po objęciu resortu przez Antoniego Macierewicza. Został wówczas pierwszym ambasadorem Polski na Litwie. Misję zakończył w 1996 r., odznaczony Orderem Wielkiego Księcia Gedymina. Po powrocie z placówki w Wilnie w 1996 r. wrócił do wyuczonego zawodu. Był jednym z pierwszych uniwersyteckich profesorów prawa, który otworzył swoją kancelarię.
Bronił m.in. funkcjonariuszy oskarżonych o utrudnianie śledztwa w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa oraz policjantki oskarżonej o wykorzystywanie materiałów ze śledztw w reportażach publikowanych pod pseudonimem w piśmie „Zły”. Zasłynął też doprowadzeniem do uniewinnienia „Inkasenta”, domniemanego seryjnego zabójcy.
Jak pisał tygodnik„Przegląd”, wykorzystywał swoje kwalifikacje z dziedziny kryminalistyki, ośmieszając w tym przypadku osmologię, naukę o wykorzystywaniu zapachów do identyfikacji przestępców, kpiąc sobie, że to nauka o „merdaniu ogonem przez psa”.
Widacki bronił biznesmena Romana Kluski, jednego z członków zarządu „Pruszkowa” – „Malizny”, bohaterów afery paliwowej, a w procesie lustracyjnym także znanego krakowskiego podziemnego wydawcę, Henryka Karkoszę; był także pełnomocnikiem Jana Kulczyka przed sejmową komisją śledczą ws PKN Orlen. Ostro atakował też mecenasa Romana Giertycha.
Jego poglądy polityczne zawsze były bliskie centrolewicy. Nie ukrywał, że należał do PZPR (do roku 1981), później był zaangażowany w ruch „Solidarność”, zbliżył się do Unii Wolności, Lewicy i Demokratów, SLD i wreszcie do Ruchu Palikota. Był posłem z ramienia LiD rekomendowanym przez Partię Demokratyczną. Dał się poznać z ciętego języka i bezkompromisowych osądów rzeczywistości.
Nie zmienia poglądów
„Partia liberalna, zdroworozsądkowa, nowoczesna, nie tylko z nazwy, tłumów nie porwie. A żeby wygrać z PiS, trzeba właśnie temu tłumowi mieć coś do zaoferowania. Coś bardziej namacalnego, konkretnego niż nie bardzo zrozumiała idea „państwa prawa”, „demokracji liberalnej” czy „europejskości” – tłumaczył swoje poglądy w jednym z felietonów dla tygodnika „Przegląd".
Prawica widzi w nim przede wszystkim poglądy polityczne przeciwnika rozliczeń z komunistyczną przeszłością. Wieloletnia kwerenda krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej zaowocowała znalezieniem w archiwum notatki, z której ma wynikać, że Jan Widacki w 1980 r. był jako wykładowca etatowym pracownikiem Wyższej Szkoły Oficerskiej MSW w Legionowie im. Feliksa Dzierżyńskiego.
Profesor Widacki jest autorem kilkunastu książek z zakresu kryminalistyki i kryminologii. Zahaczył też o historię, pisząc m.in. „Kniazia Jaremę” o Jeremim Wiśniowieckim. Ma na swoim koncie około 300 publikacji naukowych ogłoszonych również za granicą.
Zdarzyło mu się być samemu podsądnym. Został uniewinniony przez Sąd Okręgowy w Warszawie m.in. od zarzutu nakłaniania świadków do fałszywych zeznań w procesie „Malizny”. Miał również namawiać znanego lobbystę Marka Dochnala, by ten nie oczerniał przed komisją śledczą ds. PKN Orlen Jana Kulczyka. Trzeci zarzut wobec Widackiego dotyczył przekazywania grypsów klientowi, który odsiaduje dożywocie za podwójne zabójstwo.
Sam Widacki twierdził, że śledztwo prowadzone za rządów PiS miało wykazać, że „istnieje urojony układ polityczno-biznesowo-gangsterski". Dodał, że do współoskarżonych ma więcej szacunku niż do ludzi, „którzy do tego procesu doprowadzili”.
Sąd uniewinnił Widackiego od popełnienia wszystkich zarzucanych mu czynów. Wyrok ten uprawomocnił się, nie będąc skarżonym przez prokuratora. – „Mówi się o mnie, że jestem obrońcą ubeków. To wymyślił Wildstein. Tymczasem moimi klientami było około tysiąca osób, w tym jeden funkcjonariusz SB – mówił w jednym z wywiadów prof. Widacki.
Jaką dewizą się kieruje? Kilka lat temu pisał w jednym z felietonów, że "wierzy, iż Polska zbliża się do ideału państwa prawa" . "Napis na sądach warszawskich głosi: „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej. Obyśmy my i nasze dzieci, czytając ten napis, czuli otuchę, nie trwogę o los Rzeczypospolitej". Chyba nie wyobrażał sobie nawet wtedy, że będzie bronił Wałęsy przed IPN i PiS.