
Reklama.
"Korona" to przebój Netflixa, który pewnie zwróci mu się z nawiązką. Chociaż dziś wszyscy piszą i gratulują królowej Elżbiecie II niesamnowitego jubileuszu, to warto zwrócić uwagę na jej małżonka – księcia Filipa. Nie znam bardziej zmarginalizowanego mężczyzny w relacji damsko-męskiej. A na pewno, nie było takiego w czasach, kiedy Elżbieta II, zostawała królową.
Nie jestem fanem tego serialu. Miliony wydane na produkcje, nie są w stanie zrekompensować marionetkowych bohaterów oraz fasadowości całej historii. Scenariusz jest tylko poprawny, chociaż producenci bardzo się starali, aby podkreślić, że "dwór" wcale nie ingerował w historię.
Ale w tym udawanym życiu jest postać, która wydaje się różnić od pozostałych – to książę Filip. Chyba najbardziej zdominowany przez swoją żonę mężczyzna w Wielkiej Brytanii. A może i w całej Europie.
Książę Filip (w listopadzie obchodzili z Elżbietą II, 69 rocznicę ślubu) jest dosłownie uwięziony w pałacu i w życiu, którego nie chciał. W historii brytyjskiej monarchii żadna para nie panowała tak długo, ale żaden królewski małżonek nie był tak sfrustrowany jak książę Filip.
Filip pochodzi z greckiej i duńskiej rodziny królewskiej. W czasie drugiej wojny światowej służył w brytyjskiej marynarce wojennej. Po wojnie w 1947 roku uzyskał brytyjskie obywatelstwo i przyjął nazwisko matki Battenberg oraz przeszedł na anglikanizm.
W jednej z lepszych scen "Korony", książę jest zmuszony uklęknąć przed swoją żoną. Pyta ją wtedy: "Jesteś moją żoną czy moją królową?" Słyszy: "Jestem nimi obiema. A jako silny mężczyzna potrafiłbyś uklęknąć przed obiema".
Ale tak naprawdę, Filip skazany jest na pełnienie wyłącznie funkcji reprezentacyjnych. Uczestniczy i pomaga w obowiązkach jako towarzysz ceremonii np. Inauguracji Obrad Parlamentu, państwowych przyjęciach, czy wizytach w krajach Wspólnoty.
Wbrew obiegowej opinii, książę nie jest gburowatym ignorantem, na jakiego wychodzi także w "Koronie", a czasami dziwne pytania, które zadaje podczas wizytacji, mają raczej związek z jego dość osobliwym poczuciem humoru.
Na przykład w trakcie jednej ze swoich wizyt na Antypodach pytał, czy Aborygeni wciąż walczą za pomocą dzid i łuków. Niedawno natomiast wizytując laboratorium biologii molekularnej na uniwersytecie w Cambridge, spytał pracującego tam polskiego naukowca, czy przyjechał do Anglii zbierać maliny.
Z drugiej strony Matt Smith grający postać Filipa stara się pokazać, dlaczego to właśnie Filip rozkochał w sobie Elżbietę. Mimo braku taktu i nieco gogusiowatej natury, często potrafi zaskoczyć spontanicznością i gotowy był na nieprzewidywalne zachowania, jak podczas wizyty w Afryce, kiedy niemal nie został stratowany przez słonia. To cechy, które są cenione w odczłowieczonej, fasadowej atmosferze brytyjskiej rodziny królewskiej.
A więc, serial mną nie wstrząsnął, uważam, że Netflix ma już w swoim katalogu lepsze produkcje. Wydano na niego 100 milinów funtów i to rzeczywiście widać. Zaangażowano tysiące statystów, uszyto setki kostiumów, spadł na nią deszcz nagród. Claire Foy, grająca Elżbietę II, otrzymała nagrodę Golden Globe w kategorii najlepsza aktorka w serialu dramatycznym, a serial został uznany za najlepszy serial dramatyczny.
Jednak, gdyby nie Matt Smith i może John Lithgow jako Winston Churchill, to "Korona" byłaby zupełnie pozbawiona krwistych postaci. Ale niektóre porównania do intryg w stylu "House of Cards". są zdecydowanie na wyrost. Mimo tego, postać księcia Filipa jest ciekawa. I sposób w jaki radził sobie w sytuacji, kiedy był " z urzędu"zmuszony odgrywać roli zabawiacza królowej.
Napisz do autora: oskar.maya@natemat.pl