
To historia niczym tabloidowy romans Kazimierza Marcinkiewicza z Isabel. Tyle że Marcinkiewicz skok w bok wykonał już po tym, jak był premierem. Tu zaś mamy do czynienia z urzędującym burmistrzem. A zatem historię z Mikołowa można porównać do romansów francuskich prezydentów Sarkozy'ego i Hollande'a.
REKLAMA
O tym w Mikołowie na Śląsku mówiło się już od pewnego czasu. Burmistrz Stanisław Piechula w końcu postanowił plotki uciąć i przyznał: tak, to wszystko prawda.
Związałem swoje życie prywatne z asystentką Aleksandrą Czech. Pociąga to za sobą konieczność dokonania kolejnych i poważnych zmian w naszym dotychczasowym życiu, a także dopracowania wielu szczegółów. (...) Mam nadzieję, że pomimo moich prywatnych perturbacji będą mnie Państwo rzetelnie oceniali za to, jak pracuję na rzecz naszego miasta i mieszkańców oraz jakie efekty przynosi ta praca.
O swoim romansie burmistrz poinformował na Facebooku. Opatrzył ten wpis obrazkiem wzburzonego morza i zapowiedział, że dalszych komentarzy z jego strony nie należy się spodziewać.
Ale nie wytrzymał i włączył się do dyskusji. No i zrobiło się jak w Harlequinie. Burmistrz stwierdził, że jest "po uszy zakochany i chciałby przebywać z Aleksandrą non stop". Zapewnił przy tym, że miłość dodaje mu energii do zajmowania się sprawami miasta.
W komentarzach pod postem burmistrza dominują oceny, że to prywatna sprawa burmistrza i mieszkańcom nic do tego. Nie brakuje gratulacji. Ale też padają pytania, czy równie łatwo, jak złamanie przysięgi małżeńskiej, pójdzie burmistrzowi ze złamaniem obietnic wyborczych. Przy okazji przypomniano Piechule jego wpis z Facebooka sprzed zaledwie niecałych dwóch miesięcy.
Zarówno 54-letni pan burmistrz, jak i jego 34-letnia asystentka byli dotąd w związkach małżeńskich. Ich romans rzeczywiście byłby sprawą prywatną, gdyby nie fakt, że pani Aleksandra na to stanowisko trafiła drogą... nazwijmy to, mało urzędową. Gdy Piechula wygrał wybory w Mikołowie w 2014, była ona szeregową urzędniczką. Potem awansowała na stanowisko zastępcy kierownika biura burmistrza i jego zastępców, a następnie została asystentką samego burmistrza. Teraz wyborcom pozostaje czekać, czy pani Aleksandra, niczym Isabel, zacznie pisać wiersze i wspomnienia.
żródło: dziennikzachodni.pl