
Reklama.
Kiedy 30 marca 2016 roku Prokuratura Okręgowa w Warszawie sprzeciwiła się przeprowadzeniu śledztwa w tej sprawie, szefostwo CEK NATO odwołało się do sądu. Jak donosi portal tvn24.pl, Wydział VII Karny Sądu Okręgowego w Warszawie uchylił decyzję prokuratury i zlecił przeprowadzenie dochodzenia.
Do siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, w asyście żandarmerii, weszli Piotr Bączek i Bartłomiej Misiewicz. Do budynku weszli używając dorobionego klucza, po czym oznajmili obecnemu dyżurnemu, że ma ma opuścić budynek, i wręczają dokument o przeniesieniu do rezerwy kadrowej. Zaniepokojony mężczyzna natychmiast powiadomił o sprawie Krzysztofa Dyszę, dyrektora ośrodka.
— Zjawiłem się natychmiast, ale nie zostałem już wpuszczony do środka, zawiadomiłem więc policję, ale funkcjonariusze po przyjechaniu na miejsce i konsultacjach z przełożonymi powiedzieli, że sprawa przekracza ich kompetencje, i odjechali — tłumaczył wówczas pułkownik Krzysztof Dusza i określił incydent za skandaliczny.
W odpowiedzi na wszczęcie śledztwa MON podało, że Bartłomiej Misiewicz wraz z oficerami Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Żandarmerii Wojskowej "uniemożliwił próby wykorzystania procesu organizowania CEK NATO do realizacji działań noszących znamiona przestępstwa przez grupę byłych oficerów SKW z okresu rządów Platformy Obywatelskiej".
Źródło: tvn24.pl