Bartłomiej Misiewicz został zawieszony w MON po doniesieniach mediów na temat nieprawidłowości w jego działalności publicznej
Bartłomiej Misiewicz został zawieszony w MON po doniesieniach mediów na temat nieprawidłowości w jego działalności publicznej Fot: Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Reklama.
O zawieszenie w pełnionych funkcjach wnioskował sam Misiewicz po publikacjach prasowych, które go obciążały. W tym czasie trwały czynności prokuratorskie dotyczące wniosków opozycji o rzekomych obietnicach składanych przez bliskiego współpracownika Macierewicza radnym PO w Bełchatowie i bezpodstawnego powołania go do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

We wtorek prokurator Witold Błaszczyk poinformował, że Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim umorzyła – ze względu na brak znamion czynu zabronionego – śledztwo ws. obietnic, jakie miał składać Misiewicz. Śledztwo prowadzone było w sprawie, a nie przeciw Misiewiczowi.
Media informowały wcześniej, że rzecznik MON nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych i nie ma ukończonych studiów wyższych, a ze statutu PGZ został wykreślony zapis o tym, że kandydat na członka jej rady nadzorczej powinien przejść państwowy kurs na członków rad nadzorczych. Furorę w mediach zrobił też filmik, na którym żołnierze tytułują Misiewicza "ministrem", a on sam – dumny jak paw – nie prostuje tej pomyłki. To pokazuje jak ważny czuje się w wojsku jako przedstawiciel MON i prawa ręka Antoniego Macierewicza. Po tych wszystkich "atakach" i chwilowym zawieszeniu, Misiewicz pełnił w resorcie funkcję specjalisty od dezinformacji w mediach. Poszedł też do szkoły. Studiuje na uczelni Tadeusza Rydzyka.

Napisz do autora: jaroslaw.karpinski@natemat.pl