W Polsce leczymy wady serca na najlepszym europejskim, a nawet światowym poziomie. Pacjenci polskich kardiochirurgów wkraczają w dorosłość, a kardiolodzy zastanawiają się jakie zalecenia na tą "dorosłość" są im potrzebne. Kiedyś nie mieli takich dylematów, bo wiele dzieci z wadami serca zwyczajnie nie dożywało dorosłości. Polscy kardiochirurdzy są na tyle cenieni, że do naszego kraju na leczenie przyjeżdżają nawet chore dzieci z zagranicy.
Oczywiście jeśli chodzi o leczenie wad serca u dzieci medycyna czasami bywa bezradna. Jednak cieszy, że zdarza się to coraz rzadziej. Leczenie wad serca u dzieci, dzięki postępowi medycyny i ogromnemu doświadczeniu kardiochirurgów jest coraz lepsze.
Najcięższe i najbardziej skomplikowane wady
Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie Prokocimiu przechodził ostatnio duży remont, mimo to na kardiochirurgii dziecięcej nie spowodowało to przestojów, prof. dr hab. n. med. Janusz Skalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej mówi, że ostatni rok był rekordowy, jeśli chodzi o liczbę pacjentów.
W Prokocimiu, w 2016 r. na kardiochirurgii wykonano około 500 zabiegów, w tym zoperowano ponad 400 dzieci z wadami serca. Rzadko były to proste wady, raczej kardiochirurdzy walczyli ze skomplikowanymi. Jednak najtrudniejszy pacjent, dla kardiochirurgów z Prokocimia, to ten ze złożoną wadą serca i innymi, nakładającymi się na tę wadę problemami.
– Na przykład zespół niedorozwoju lewego serca. To jest ogólna nazwa, która nie mówi wszystkiego. W tej wadzie zdarzają się dodatkowe obciążenia: ciężkie niedomykalności zastawkowe, niedomoga komory, nadciśnienie płucne, nieprawidłowości spływu żylnego, płucnego i systemowego. Te dodatkowe trudności powodują, że ta wada może podnosić coraz wyżej poprzeczkę. Dawniej takie dzieci były dyskwalifikowane do operacji. Teraz podejmujemy leczenie u wszystkich dzieci, nawet z wielowadziem, czyli takich, które są dotknięte nie tylko wrodzoną wadą serca, ale i wadami innych organów ciała. To są wady przewodu pokarmowego, układu moczowego, ośrodkowego układu nerwowego, przepuklina przeponowa, wrodzone wytrzewienie, itd. W takich sytuacjach kardiochirurg staje przed wyjątkowym zadaniem opanowania wszystkich tych trudności i zmierzeniem się z problemem, który do niedawna przerastał nas wszystkich – wyjaśnia prof. Skalski.
Lekarze nie są niestety bogami, więc czasami nie dają rady, bo problem zwyczajnie przerasta ich możliwości. Jednak zdarza się to coraz rzadziej.
– Medycyna nie radzi sobie jeszcze ze wszystkimi aspektami wrodzonych wad serca. Są sytuacje, kiedy serce nie nadaje się do naprawy. Jest to jednak tak znikomy odsetek, że nie powinno się go traktować jako porażki współczesnej medycyny. Takie sytuacje mogą się zdarzać jeszcze latami. Choć z drugiej strony postęp w technologiach medycznych i samej medycynie jest ogromny – przyznaje prof. Skalski.
Jako pierwsi lub jedni z pierwszych
Ten postęp pozwala kardiochirurgom dziecięcym z Prokocimia wykonywać bardzo nowatorskie zabiegi. Czasami przeprowadzają je jako jedni z pierwszych na świecie.
– Jako jedni z pierwszych na świecie wszczepialiśmy takie zastawki w ujście prawej komory do tętnicy płucnej, które dają nadzieję wzrastania wraz z dzieckiem. To biodegradowalne materiały oparte na technologii polimerów; stanowią szkielet dla własnych tkanek pacjenta. Trzeba pamiętać, że cokolwiek sztucznego wszczepiamy w ciało dziecka, to później to dziecko będzie rosło, a co za tym idzie wszczepiony element z czasem stanie się zbyt mały i będzie wymagał wymiany. Jeżeli okaże się, że technologia medyczna będzie w stanie zaproponować coś, co będzie rosło wraz z dzieckiem, będzie to krok milowy w kardiochirurgii – mówi prof. Skalski.
Oprócz tego, krakowscy kardiochirurdzy dziecięcy, w zeszłym roku wszczepili u najmłodszych w Polsce pacjentów pompy wirowe - wszczepialne do serca mechanizmy wspomagające pracę lewej komory serca. To duży postęp, ponieważ z taką wszczepioną pompą dziecko może opuścić szpital, chodzić do szkoły, jeździć na rowerze, korzystać z uroków życia.
– Dawniej takie dziecko było przykute do łóżka. Nie mogło opuścić szpitala. Nowoczesne technologie pozwalają pacjentowi lepiej żyć – dodaje prof. Skalski.
Kardiochirurdzy zastanawiają się też nad wszczepianiem nowej pompy, która ma się niedługo pojawić, chorym na zespół hipoplazji lewego serca (HLHS).
– Jeżeli będziemy przekonani, że jest to technologiczna nowość, która przyniesie korzyść pacjentowi staniemy na głowie, żeby to wszczepić. Potrzebny jest program naukowy i dobry kontakt z producentami, żeby mieć pełne rozeznanie, co firmy oferują. Zapewniam, że my to zrobimy – komentuje prof. Skalski.
Dodaje, że ta nowość może trafić do leczenia pacjentów w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy.
– Żeby nie obiecywać za dużo powiem, że to może być rok lub dwa. Na razie jednak skupiamy się na długotrwałym prowadzeniu pacjentów z jednokomorowym sercem po operacji metodą Fontana. To jest grupa pacjentów, która przez całe życie może mieć kłopot, bo brakuje jednej komory serca, która u normalnego człowieka tłoczy krew do płuc. U takich pacjentów pojawiają się komplikacje, związane z zastojem krwi żylnej systemowej. Wtedy ratunkiem może być mechaniczne wspomaganie. A ono jest już bardzo blisko nas – podsumowuje prof. Skalski.
Nie ma kolejki
Odsetek dzieci, które rodzą się z wadami serca jest stały, wynosi ok. 1 proc. urodzonych dzieci. Zespół niedorozwoju lewego serca to ok. 80-100 przypadków rocznie w Polsce, z tego 30-40 operowanych jest w Krakowie, co oznacza, że tylko lecząc tę wadę konieczne jest przeprowadzenie ok.100 -120 operacji rocznie, biorąc pod uwagę łączną ilość wszystkich etapów leczenia.
Szczególnie przy leczeniu HLHS pojawia się wiele głosów, że czasami z powodu np. braku łóżek na intensywnej terapii, przesuwają się terminy i chore dzieci muszą czekać.
Dr hab. n. med. Tomasz Mroczek z Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej, Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu wyjaśnia, że w Krakowie nigdy z tym nie było źle.
Dodaje, że w klinice stosuje się coraz więcej nowych zabiegów i procedur w leczeniu wad serca.
– Są takie procedury, których jeszcze nigdy nie wykonaliśmy, ponieważ istnieją alternatywne sposoby postępowania. Zaczynamy wykonywać coraz więcej tak zwanych operacji unifokalizacji u dzieci, które nie mają prawidłowo rozwiniętych tętnic płucnych. Zaczynamy stosować różne nowe techniki, również autorskie, plastyki zastawki aortalnej, mitralnej czy trójdzielnej. To są nowe rzeczy. Nasi koledzy, którzy operują dorosłych mają ułatwione zadanie, ponieważ mają protezy - sztuczne czy biologiczne, które można wszczepić w dorosłe serce. W kardiochirurgii dziecięcej musimy brać pod uwagę fakt, że serce dziecka musi rosnąć. Cały czas pracujemy nad tym, żeby wprowadzać nowe techniki rekonstrukcyjne, nie tylko wymianę zastawki. W zeszłym roku rozpoczęliśmy duży projekt wszczepienia biodegradowalnych graftów zastawki tętnicy płucnej – mówi dr Mroczek.
Jak wyjaśnia, kardiochirurdzy ukończyli pierwszy etap tego projektu. Było to pierwsze wszczepienie w pozycję płucną biodegradowalnych graftów na świecie.
– Gdy tylko skompletujemy półroczną obserwację, rozpoczynamy kolejne wieloośrodkowe badanie. To są zupełnie nowe technologie, o których wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć. Mamy też nadzieję, że uda się nam rozpocząć duży program mechanicznego wspomagania układu krążenia u dzieci z sercem jednokomorowym. Wiemy, że wobec mizerii transplantacyjnej w Polsce będzie rósł odsetek dzieci, które w przyszłości będą wymagać wspomagania układu krążenia – tłumaczy kardiochirurg.
Trzeba pamiętać przy tym wszystkim, że jeśli chodzi o liczbę dawców w kardiochirurgii dziecięcej, wszędzie na świecie ta liczba jest niewystarczająca. Polska nie jest wyjątkiem.
– W nieodległej przyszłości staniemy przed wyzwaniem narastającej ilości dzieci z sercem jednokomorowym oczekujących na przeszczep serca. Wobec ograniczonej ilości dawców, alternatywą pozostaje wszczepienie mechanicznych układów wspomagania pracy serca – podkreśla dr Mroczek.
Chory nienarodzony
Pacjenci kardiologów są coraz młodsi, ponieważ wady serca można rozpoznawać jeszcze przed urodzeniem dziecka. Nieprawidłowości w rozwoju serca występują u 10 na 1000 urodzonych dzieci. W większości przypadków (90 proc.) trudno ustalić przyczynę wady serca. Część z nich związana jest z wadami genetycznymi, a sporadycznie spowodowana jest czynnikami środowiskowymi takimi jak zakażenia wirusowe matki we wczesnym okresie ciąży lub zażywaniem przez nią niektórych leków i stosowaniem używek w trakcie ciąży. Niektóre wady serca lekarze są w stanie korygować jeszcze w łonie matki i część dziec, po takim leczeniu, rodzi się zdrowych. Od 7 do 14 lutego na całym świecie obchodzony jest Tydzień Wiedzy o Wrodzonych Wadach Serca.
Napisz do autora: anna.kaczmarek@natemat.pl
Reklama.
Udostępnij: 781
Prof. dr hab. n. med. Janusz Skalski
Kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersyteckego Szpitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu
Cały czas staramy się iść do przodu i proponować coś nowego, jeśli chodzi o rozwiązania techniczne w kardiochirurgii, sposób leczenia, no i cały czas obniżamy śmiertelność. Odsetek śmiertelności w naszej klinice jest jednym z najniższych w Europie, a może i na świecie. Zresztą nigdzie na świecie nie udaje się wyleczyć wszystkich. Medycyna nie jest jeszcze na tym etapie. Ale musimy zawsze, powtarzam zawsze, z uporem starać się o jak najlepsze wyniki przy jak najniższej śmiertelności. Wady serca, które leczymy w Prokocimiu należą do najcięższych i najbardziej skomplikowanych, wymagających ogromnego wysiłku ze strony lekarzy i ogromnych nakładów finansowych. Leczymy najtrudniejsze na świecie wady serca. Przy tym wszystkim uzyskujemy niską śmiertelność. Jako szeroko pojęty zespół mamy więc powody do dumy.
Dr hab. n. med. Tomasz Mroczek
Klinika Kardiochirurgii Dziecięcej, Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie Prokocimiu
Operujemy dzieci wtedy, kiedy powinny być operowane. Nie ma kolejki. Nie zdarzyło się nam, żebyśmy odmówili przyjęcia pacjenta. Operujemy dzieci z całej Polski, ale też z zagranicy: Rosji, Ukrainy, Białorusi. Operujemy też dzieci Polaków, którzy wyemigrowali do Wielkiej Brytanii, ale to u nas chcą leczyć swoje dzieci.