Nie wykonał żadnego manewru obronnego, uderzając w drzewo na prostych kołach. Obok miał szeroki trawnik, spore pobocze, w ostateczności chodnik bez pieszych, a na który można było uciec – były szkoleniowiec kierowców BOR wylicza błędy kierowcy premier.
Wypadek premier Beaty Szydło poddano już licznym rekonstrukcjom i analizom, ale ta w wykonaniu Jarosława Czechowskiego z Akademii Bezpiecznego Kierowcy stawia pod znakiem zapytania profesjonalizm i wyszkolenie kierowcy rządowej limuzyny. Wystarczyłoby trochę refleksu i prawdopodobnie nic by się stało. Owszem, łatwo oceniać błędy po fakcie, ale przecież kierowcy BOR są szkoleni do najtrudniejszych manewrów za kierownicą.
Zdaniem Czechowskiego, który jest byłym szkoleniowcem BOR, kierowca limuzyny przewożącej premier Szydło nie powinien uciekać przed fiatem seicento w lewą stronę. – Nie miał czytelnej pozycji, nie widział doskonale tego przejazdu, powinien pojechać do przodu. Nawet w przypadku tak lekkiego pojazdu jak seicento nie powinno się nic wielkiego wydarzyć. Tu nie było bezpośredniego kontaktu, samochód byłby delikatnie odepchnięty na bok – powiedział ekspert, , analizując wypadek w programie TVN.
Seicento nie byłby w stanie przesunąć samochodu głównego. Samochód premier poruszał się, "a ten malutki seicento stał i ruszał z miejsca". Gdyby nie manewr BOR doszłoby oczywiście do kolizji, ale raczej nie skończyła by się uderzeniem z drzewo.
Ekspert przeanalizował ślady opon na ziemi. Wynika z nich, że kierowca premier rąbnął w drzewo na prostych kołach, centralnie, przodem autom, nie wykonując żadnego manewru obronnego. A to już zachowanie typowe dla amatorów, a nie szkolonych profesjonalistów. – Nie wiem, dlaczego kierowca ochrony nie wykorzystał szerokiego pasa ruchu, żeby przejechać na wprost. Ewentualnie całego chodnika i pasa zieleni – punktował ekspert. Skrytykował także duży odstęp pomiędzy pierwszym autem kolumny, a dwoma pozostałymi.
Głównego kierowcę premier zastępował inny - podał tymczasem Fakt. To Paweł K., 39-latek z 15-letnim stażem w BOR. Ale sam staż to nie wszystko. K. prowadził jedynie auta ochrony, a nie VIPów, a to oznacza, że nie miał wieloletniego doświadczenia w transporcie najważniejszych osób w państwie.