
Reklama.
Matka 21-latka zabiera głos w sprawie zderzenia z rządową limuzyną. Jej słowa nie spodobają się przekonanym o winie młodego kierowcy. Niedawno wydających wyrok na kierowcy ostudził jego adwokat.
Tego feralnego dnia 21-latek podjechał do miejscowej galerii handlowej. Matka podkreśla, że jej syn nie słuchał głośno muzyki, co również pojawiło się w zarzutach polityków. Zapewnia, że panel radia był w futerale auta, a z komórki też nie mógł słuchać, bowiem była rozładowana. 21-latek jechał już ulicą Powstańców Śląskich, zbliżając się do skrzyżowania z ulicą Orzeszkowej. Zmierzał skręcić w lewo.
– Przed skrętem zobaczył niebieskie sygnały świetlne. Żadnych sygnałów dźwiękowych nie było. Drugi z samochodów nie miał migających niebieskich świateł i pojawił się dosłownie w momencie. A syn patrzył do lusterka, a nawet odwrócił się za siebie przed rozpoczęciem skrętu – relacjonowała matka dla "Fakty Oświęcim".
Zapewniał syn włączył kierunkowskaz. A nawet na widok niebieskie migające światła, zjechał na prawą część jezdni, stając przy krawężniku. Za jego autem zatrzymały się dwa, trzy samochody. Przepuścił pojazd jadące z niebieskimi światłami i wtedy zaczął skręcać z włączonym kierunkowskazem. Nagle poczuł jak tył jego auto unosi się ponad metr na ziemię. Wtedy w jego auto uderzyła limuzyna wioząca Beatę Szydło.
– Jak mówił syn, za seicento zatrzymały się dwa lub nawet trzy samochody. Po wypadku funkcjonariusze BOR kazali im odjechać z miejsca zdarzenia. Nie spisali tych ludzi, ani tablic rejestracyjnych. Przepuścili samochody, które stały za synem i zaczęli zabezpieczać miejsce – zdarzenia – tłumaczy matka kierowcy.
Źródło: "Fakty Oświęcim"
Źródło: "Fakty Oświęcim"