W Stanach Zjednoczonych od kilku dni trwa burza związana z listem 33 psychiatrów i psychologów, którzy przekonują, że Donald Trump jest chory psychicznie i w związku z tym nie może pełnić funkcji prezydenta. Czy my też powinniśmy debatować o zdrowiu polskich polityków na aż takim poziomie? Zdecydowanie nie. – Pierwszymi przebadanymi pacjentami przez spadkobierców doktora Freuda powinni być w Polsce wszyscy ci, którzy taką debatę u nas proponują – mówi naTemat prof. Rafał Chwedoruk z UW.
Wszystko zaczęło się we wtorek, kiedy "New York Times" opublikował wspomniany wyżej list. Jego treść zszokowała wielu amerykańskich wyborców, niektórych wręcz zniesmaczyła.
Fragment listu dotyczącego zdrowia Trumpa
Wypowiedzi i działania pana Trumpa demonstrują jego niezdolność do tolerowania poglądów innych niż własne, co prowadzi do nerwowych reakcji. Jego słowa i zachowanie sugerują głęboką niezdolność do empatii. Osoby z takimi cechami zniekształcają rzeczywistość, aby dostosować ją do swojego stanu psychicznego, atakują fakty i osoby, które je przekazują (dziennikarzy, naukowców).
Na tym nie koniec – podpisani pod dokumentem są przekonani, że te ataki będą się nasilać, a "poważna emocjonalna niestabilność" prezydenta sprawia, że jest "niezdolny do sprawowania urzędu prezydenta".
Dla Donalda Trumpa takie diagnozy to nie pierwszyzna – jeszcze w trakcie kampanii wyborczej ponad 2600 amerykańskich psychiatrów i psychologów podpisało w jego sprawie manifest. Stwierdzono w nim, że Trumpa cechują brak empatii, narcyzm i "zaburzenia wielkościowe".
Sprawa ciągle wywołuje emocje za oceanem. W tym miesiącu Ted Lieu, członek Izby Reprezentantów z ramienia Demokratów, dolał oliwy do ognia, kiedy zaproponował, aby Biały Dom zatrudnił na stałe… psychiatrę.
Richard A. Friedman w swojej kolumnie w "New York Times" przypomina, że sprawa jest w praktyce pogwałceniem obowiązującej w USA zasady Goldwatera. Powstała ona kilkadziesiąt lat temu – w 1964 roku nieistniejący już magazyn "Fact" opublikował wyniki ankiety przeprowadzonej wśród psychiatrów. Odpowiadali, czy według nich Barry Goldwater (kandydat Partii Republikańskiej) nadaje się na prezydenta USA. Większość respondentów nie odpowiedziała, ale ci, którzy się zdecydowali, uznali, że Goldwater nie kwalifikuje się z powodu problemów psychicznych – m.in. manii wielkości i osobowości paranoicznej.
Goldwater z takim PR wybory przegrał. Sprawa trafiła do sądu. Pozwany wydawca musiał zapłacić 75 tys. zadośćuczynienia, a Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne zabroniło wypowiadania się osobom pracującym w zawodzie na temat zdrowia osób publicznych bez badania.
Lekarze też mają poglądy polityczne
Krytyczny wobec debaty w USA jest prof. Rafał Chwedoruk. – Obowiązuje darwinizm społeczny, który jest w przypadku polityki walką o przetrwanie, w której wszelkie reguły są dozwolone. Musimy mieć świadomość, że to, co czytamy o debacie amerykańskiej, jest polityczną grą. Nie wiemy, czy naprawdę ktoś, np. Donald Trump, ma problemy ze zdrowiem, czy jego przeciwnicy chcą, żebyśmy się zaczęli zastanawiać, czy on takie problemy ma – tłumaczy.
– W tej chwili w USA toczy się efektywna walka o władzę. Ekipa Trumpa, która reprezentuje mniejszościowy odłam oligarchii USA, próbuje przejąć kontrolę nad aparatem władzy, który przez długi czas był w zupełnie innych odłamach amerykańskich elit – dodaje.
Kiedy zwracam uwagę, że list był mimo wszystko rzeczowy, a nie zwykłą polityczną przepychanką, profesor odpowiada: – Rzeczowo i fachowo nas przekonywano do OFE, które było eksperymentem na skalę globalną i zakończyło się wielkim skandalem. Nauka też przeżywa kryzys, kompletnie bym się tym nie przejmował, zresztą w USA jest wyjątkowo skomercjonalizowana. A wtedy musi być uwikłana politycznie.
W USA to cios poniżej pasa, w Polsce krok do piekła
Debata o zdrowiu psychicznym prezydenta Trumpa budzi tak wielkie emocje nawet w kraju, który ma zupełnie inne standardy w kwestii dostępu do informacji o zdrowiu polityków. Prezydenci regularnie przechodzą badania, przedstawiają ich wyniki także kandydaci. Choć akurat w przypadku Trumpa było inaczej – jego lekarz poinformował jedynie krótko, że Trump będzie... najzdrowszym prezydentem w historii kraju.
Z kolei w Polsce – jak pokazuje wypadek premier Szydło – z dostępem do takich informacji jest niezwykle krucho. Dlatego tym bardziej debata o zdrowiu psychicznym rozpętałaby małą lokalną wojnę.
– Po pierwsze, istnieje pojęcie godności osobistej oraz prywatności, które przysługują wszystkim. Także politykom. Jak sądzę, mają oni obowiązek ujawniać w tej sprawie to, co sami chcą, by ujawniono. Po drugie pamiętajmy, że poziom debaty w kontekście merytorycznym i moralnym w Polsce spada. To jest generalnie cecha współczesnej kultury, globalizacji, nowych technik komunikacyjnych – uważa prof. Chwedoruk.
Komorowski i Kaczyński "pokazali", jak to się kończy
O tym, że taka debata w Polsce skończyłaby się źle, świadczą przypadki byłych prezydentów – Lecha Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Wobec obu prezydentów próbowano insynuować poważne choroby, które miałyby uniemożliwiać sprawowanie urzędu.
– Z perspektywy czasu to były ohydne i skandaliczne próby uwikłania naszych prezydentów poprzez rozsiewanie w niektórych mediach plotek o ich stanie zdrowia – przypomina politolog.
Skoro mamy problem z merytorycznymi, estetycznymi i etycznymi kanonami, ograniczeniami w debacie dotyczącymi normalnej polityki jako takiej, to jeśli zaczniemy wnikać w być może najbardziej intymną część ludzkiej egzystencji, polskie piekło dopiero wtedy ujawniłoby w pełni swoją siłę.