
W Stanach Zjednoczonych od kilku dni trwa burza związana z listem 33 psychiatrów i psychologów, którzy przekonują, że Donald Trump jest chory psychicznie i w związku z tym nie może pełnić funkcji prezydenta. Czy my też powinniśmy debatować o zdrowiu polskich polityków na aż takim poziomie? Zdecydowanie nie. – Pierwszymi przebadanymi pacjentami przez spadkobierców doktora Freuda powinni być w Polsce wszyscy ci, którzy taką debatę u nas proponują – mówi naTemat prof. Rafał Chwedoruk z UW.
Fragment listu dotyczącego zdrowia Trumpa
Wypowiedzi i działania pana Trumpa demonstrują jego niezdolność do tolerowania poglądów innych niż własne, co prowadzi do nerwowych reakcji. Jego słowa i zachowanie sugerują głęboką niezdolność do empatii. Osoby z takimi cechami zniekształcają rzeczywistość, aby dostosować ją do swojego stanu psychicznego, atakują fakty i osoby, które je przekazują (dziennikarzy, naukowców).
Krytyczny wobec debaty w USA jest prof. Rafał Chwedoruk. – Obowiązuje darwinizm społeczny, który jest w przypadku polityki walką o przetrwanie, w której wszelkie reguły są dozwolone. Musimy mieć świadomość, że to, co czytamy o debacie amerykańskiej, jest polityczną grą. Nie wiemy, czy naprawdę ktoś, np. Donald Trump, ma problemy ze zdrowiem, czy jego przeciwnicy chcą, żebyśmy się zaczęli zastanawiać, czy on takie problemy ma – tłumaczy.
Debata o zdrowiu psychicznym prezydenta Trumpa budzi tak wielkie emocje nawet w kraju, który ma zupełnie inne standardy w kwestii dostępu do informacji o zdrowiu polityków. Prezydenci regularnie przechodzą badania, przedstawiają ich wyniki także kandydaci. Choć akurat w przypadku Trumpa było inaczej – jego lekarz poinformował jedynie krótko, że Trump będzie... najzdrowszym prezydentem w historii kraju.
Skoro mamy problem z merytorycznymi, estetycznymi i etycznymi kanonami, ograniczeniami w debacie dotyczącymi normalnej polityki jako takiej, to jeśli zaczniemy wnikać w być może najbardziej intymną część ludzkiej egzystencji, polskie piekło dopiero wtedy ujawniłoby w pełni swoją siłę.
O tym, że taka debata w Polsce skończyłaby się źle, świadczą przypadki byłych prezydentów – Lecha Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Wobec obu prezydentów próbowano insynuować poważne choroby, które miałyby uniemożliwiać sprawowanie urzędu.
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl
