Właśnie ograniczył kobietom dostęp do pigułki „dzień po”. Jest wielkim orędownikiem tzw. klauzuli sumienia i przeciwnikiem in vitro; blokuje też dostęp do leczniczej marihuany. Arystokrata i ojciec ośmiorga dzieci. Był ministrantem, chciał zostać księdzem, ale udało się to dopiero jednemu z jego synów. W jednym z wywiadów mówił, że razem z żoną głęboko się o to modlili. Pewnie, gdyby mógł, wprowadziłby recepty na prezerwatywy. Minister Konstanty Radziwiłł zamyka się w kokonie swoich konserwatywnych poglądów, a przy okazji zamyka Polskę przed Europą.
W głośnym wywiadzie z Tomaszem Terlikowskim dla „Do Rzeczy” z czerwca 2014 roku, Radziwiłł mówił, że „lekarz nie jest punktem usługowym wykonującym każde życzenie pacjentów”. Chodziło o odmowę przepisania przez lekarza recepty na środki antykoncepcyjne. Deklaracji, w których uznawał, że sumienie i światopogląd lekarza są ważniejsze niż dobro pacjenta, Radziwiłł złożył w ostatnich latach wiele. Robił to nie tylko w swoim własnym imieniu, lecz także jako prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, a potem minister zdrowia reprezentujący całe środowisko medyczne.
Gdy rząd przyjął projekt zmian dotyczących sprzedaży antykoncepcji awaryjnej minister uzasadniał te zmiany doniesieniami o nastolatkach, które „stosują tabletki nawet kilka razy w miesiącu”. Ale prawie każdy wie, że chodzi tutaj o wojnę ideologiczną a nie zdrowie nastolatek, których najzwyczajniej w świecie nie stać na częste stosowanie tabletek "dzień po". Racjonalnych argumentów za ograniczeniem kobietom dostępu do tych tabletek nie ma.
Ideolog
O tym, że minister Radziwiłł po prostu ideologizuje pracę resortu przekonany jest dr Marek Balicki, były minister zdrowia. – Od razu przychodzą na myśl dwa przykłady: in vitro i pigułka „dzień po”. Generalnie w tradycji europejskiej jest tak, że nawet wtedy gdy następowała liberalizacja przepisów, to później rządy nie cofały się ze swoimi propozycjami. A tutaj mamy do czynienia z cofaniem się, co świadczy właśnie o ideologizacji. A jednocześnie jest to ciekawy przyczynek do snucia różnych hipotez, bo viagra została przecież wpisana na listę leków bez recepty – podkreśla w rozmowie z naTemat dr Balicki.
– Nie oczekujemy od konserwatywnych rządów, że będą liberalizować prawo, ale jeżeli wcześniej uznano, że coś trzeba zmienić zgodnie z duchem czasu, to kolejna władza nie powinna wprowadzać ograniczeń praw obywateli. Nie akceptuję tego – dodaje.
Balickiemu wtóruje dr Marek Stankiewicz, były redaktor naczelny „Gazety Lekarskiej”. – Oczywiście, że minister ideologizuje swoją pracę. Ale pojawia się pytanie, czy mu wolno? No, wolno, bo to nie są jakieś czyny zabronione. Czy on to musi robić? Nie, nie musi. A dlaczego to robi? Bo ma takie poglądy, których nie kryje od lat. Muszę to powiedzieć sprawiedliwie bo pracowałem z nim drzwi w drzwi – mówi naTemat dr Stankiewicz.
– Nie podzielam jego poglądów ani jego działań w tym kierunku, bo mi się nie podoba to, na czym koncentruje swój zapał i energię. Ale proszę zwrócić uwagę, że swoje urzędowanie rozpoczął od działań pozbawiających refundacji zabiegi in vitro. Nie musiał tego robić i nie zaoszczędził na tym dużo. Teraz wyskoczył jak Filip z konopi z pigułką ellaOne. Dlaczego? Dlatego, że na froncie reformy służby zdrowia ponosi cały czas porażki – podkreśla dr Stankiewicz.
Dr Stankiewicz unika porównań Radziwiłła z prof. Chazanem. – To są różne osobowości. Pamiętajmy że dr Chazan ma z punktu widzenie konserwatywnych poglądów niechlubną przeszłość jeżeli chodzi o aborcję podobnie jak były wiceminister, a obecny europoseł PiS Bolesław Piecha. Takie fakty z życia dr Radziwiłła nie są mi znane. Nie nazwałbym go fundamentalistą, natomiast to co on robi teraz mnie zdumiewa – zaznacza.
Lekarz i polityk
Kim jest twarz kontrrewolucji obyczajowej w Polsce? Urodził się w 1958 roku we Wrocławiu. Przyszły minister zdrowia w rządzie Beaty Szydło dorastał, uczył się i pracował jednak w Warszawie. W latach 1980–1982 był działaczem Niezależnego Zrzeszenia Studentów, w następnych latach także Ruchu Wolność i Pokój. Po studiach pracował jako lekarz podstawowej opieki zdrowotnej na Ursynowie oraz w pogotowiu ratunkowym. Od początku lat 90. angażował się w pracę samorządu lekarskiego. Był też lekarzem przemysłowym.
W Wojskowym Instytucie Medycznym uzyskał stopień doktora nauk medycznych na podstawie pracy pt. "Ocena wielkości efektu placebo w leczeniu chorób alergicznych i astmy na podstawie metaanalizy opublikowanych wysokiej jakości badań skuteczności leków". W 1997 r. został właścicielem prywatnej Przychodni Medycyny Rodzinnej, którą stworzył wraz z grupą przyjaciół.
Przez 8 lat był prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej. W 2010 r. objął funkcję prezydenta Stałego Komitetu Lekarzy Europejskich. Do tego dochodzi zaangażowanie w Związek Dużych Rodzin „3+”. W wyborach 2015 roku wystartował do Senatu z ramienia PiS (jako kandydat Polski Razem) i uzyskał mandat senatora. 16 listopada 2015 został powołany na ministra zdrowia. W maju 2016 wstąpił do PiS.
Konserwatysta
Radziwiłł był ministrantem i harcerzem. Jak pisał „Gość Niedzielny” harcerstwo, jako szkołę życia z wartościami, proponował wszystkim swoim dzieciom. Jego żona jest architektem. Mają czterech synów i cztery córki. Michał – 24-letni syn ministra, porzucił działalność samorządowca i został kapłanem. – Z decyzji Michała wszyscy się cieszymy. Chociaż nigdy nie planowaliśmy wyborów życiowych naszych dzieci i nie wpływaliśmy na nie, po cichu modliliśmy się z żoną, żeby któreś z nich zdecydowało się w taki sposób poświęcić się Panu Bogu – mówił w „GN” dwa lata temu.
Podkreślał, że do grona przyjaciół domu może zaliczyć wielu kapłanów i zdradził, że zanim jeszcze wziął ślub, zastanawiał się nad powołaniem do kapłaństwa. – Sądzę, że każdy poważnie myślący chłopak nasłuchuje, czy Pan Bóg go nie wzywa – tłumaczył. O swoich poglądach mówił: – Zawsze starałem się postępować jak państwowiec (...). Ale nie ukrywam, że program PiS jest najbliższy tym wartościom, które chcę reprezentować w życiu publicznym.
W portalu wpolityce.pl bronił prof. Chazana, który odmówił aborcji nieodwracalnie uszkodzonego płodu i przekonywał, że klauzula sumienia, „jest jednym z praw o charakterze fundamentalnym, a jej ograniczenie może nastąpić jedynie w sytuacjach wyjątkowych (…) „Jestem przekonany, że wymuszenie na lekarzu jakiejkolwiek czynności, której on z różnych przyczyn nie jest w stanie wykonać, nie leży w interesie pacjenta. Działanie sprzeczne z sumieniem powoduje ogromną presję, która ani nie sprzyja jakości tego działania, ani tym samym bezpieczeństwu pacjenta” – stwierdził.
"Lekarz powinien nie tylko móc się powołać na swoje sumienie – przecież postępowanie w zgodzie z sumieniem jest jego obowiązkiem zawodowym. Co znaczy działać zgodnie ze swoim sumieniem? Tzn. m.in. nie wykonywać bezmyślnie przepisów – wystarczy przypomnieć lekarzy nazistowskich, którzy twierdzili, że wykonywali prawo. Lekarz zawsze musi zastanowić się, czy to, co miałby zrobić, jest dobre (...) – tłumaczył Radziwiłł.
Pytany w radiu TOK FM o projekt ustawy PiS, który zakładał karanie więzieniem lekarzy stosujących metodę in vitro, odparł, że „zarówno ja, jak i pani byliśmy kiedyś przedszkolakami. Byliśmy też zarodkami. Nie wolno naruszać życia zarodków, które powstały”. Ale dodawał, że nie sądzi aby „więzienie było najlepszym sposobem regulowania tego typu spraw”.
Arystokrata
Konstanty Radziwiłł jest potomkiem księcia Konstantego Mikołaja Radziwiłła herbu Trąby ostatniego właściciela dóbr zegrzyńskich, poległego w 1944 r. porucznika Armii Krajowej. Przez wiele lat jego rodzina sądziła się o pałac w Jadwisinie. Jak pisał „Fakt” pałac odzyskany za rządów PiS , minister i jego rodzina sprzedali w tydzień! Tuż przed wejściem w życie nowej ustawy o ziemi. Nieruchomość kupiła podobno inna szlachecka rodzina, specjalizująca się w prowadzeniu eleganckich hoteli. Nie wiadomo jaką wartość miał pałac, ale minister niezbyt się wzbogacił bo w licznej rodzinie Radziwiłłów spadkobierców jadwisińskiej posiadłości było ponad pięćdziesięciu.
Ale być może aktywność ministra na niwie światopoglądowej ma odwrócić uwagę od projektu sieci szpitali, który krytykują nawet niektórzy członkowie rządu. Ustawa wielokrotnie spadała z porządku obrad rządu. O to jak ocenia pracę Radziwiłła, zapytaliśmy dr Balickiego.
– Na początku było dużo nadziei, a później wraz z kolejnymi miesiącami te nadzieje się rozwiewały. Minęło półtorej roku i najważniejsze sprawy nie zostały rozstrzygnięte. Główny mój zarzut do jego pracy jest taki, że nie ma żadnej strategii. Pierwsze zadanie jakie staje przed rządem, który chce dokonać zmian polega na tym, że przygotowuje dokument oceniający to co się stało w opiece zdrowotnej np. od reformy kas chorych bo stało się dużo, jakie z tego wynikają wnioski i co chce zrobić? To powinno być poddane debacie publicznej. Minęło półtorej roku i jest już za późno na to - ocenia Balicki.
Reformator
– Mamy kontrowersyjne ustawy, ale nie wiemy w jaką strategię one się wpisują. Myślę choćby o ustawie o sieci szpitali. Nie wiemy co będzie z NFZ bo nie ma dokumentów, które to opisują poza kilkunastoma hasłami, które były przedstawione w lipcu ub.r. Jest za późno na nadrabianie tych zaległości - podkreśla.
Dr Stankiewicz też jest kategoryczny: – Projekt ustawy o sieci szpitali upada, a jeszcze tydzień temu był anonsowany przez ministra jako ten, który na pewno będzie przyjęty przez rząd. On jest bardzo kontrowersyjny, ma w sobie wiele niespójności i jest przede wszystkim niekorzystny dla pacjentów. Bo tu nie chodzi o lekarzy. Biedny skołowany pacjent ma na razie ograniczony dostęp do in vitro, pigułkę na receptę, a teraz nałoży się na to chaos w całej służbie zdrowia – ostrzega.