Oburzenie wyrażają nawet osoby dalekie od "dobrej zmiany". "Nie da się tego obronić" - tak protesty przeciwko ostatniej wizycie PiS-u na Wawelu skomentował Jarosław Gugała, dziennikarz Polsatu. Wtóruje mu Paweł Wroński z "Gazety Wyborczej", któremu nie podobają się demonstracje, bo - podkreśla - tam jest grób brata Jarosława Kaczyńskiego. Kardynał Dziwisz bezradnie rozkłada ręce, zdumiony podziałem wśród Polaków. Tymczasem to on w kwietniu 2010 r. zawarł z PiS-em obopólnie korzystny układ, który od początku wywołuje konflikty społeczne.
Podobno tuż po wypadku ani Jarosław Kaczyński, ani Marta Kaczyńska nie myśleli o Wawelu, jako miejscu pochówku pary prezydenckiej zmarłej w Smoleńsku. Brali pod uwagę trzy miejsca na grób: archikatedrę św. Jana Chrzciciela, Świątynię Opatrzności Bożej i Cmentarz Powązkowski - wszystkie znajdują się w Warszawie. O tym, że Lech Kaczyński wolałby być pochowany w Warszawie, mówił Teresie Torańskiej prof. Michał Kleiber, społeczny doradca prezydenta. Ale decyzja spoczęła w rękach kard. Dziwisza, który publikując kilka lat wcześniej notatki Jana Pawła II po jego śmierci, wbrew jego wyraźnemu poleceniu ich zniszczenia, jasno pokazał, że życzenia i preferencje zmarłych nie mają żadnego znaczenia. Później Dziwisz rozparcelował ciało byłego szefa jako relikwie.
Partia na specjalnych prawach
Do wymyślenia Wawelu, jako miejsca pochówku pary prezydenckiej, przyznaje się wielu, ale kluczową rolę odegrali ówcześni działacze PiS - Adam Bielan, Michał Kamiński i Paweł Kowal. Marta Kaczyńska, córka zmarłych, początkowo była przeciwna pomysłowi, bo nie chciała kupować biletów na grób rodziców, pochowanych obok królów i Józefa Piłsudskiego. Jednak kardynał Dziwisz, który pozwolił na pogrzeb Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu, nie zamierzał traktować rodziny, ani partii, jak reszty śmiertelników. To dzięki niemu Prawo i Sprawiedliwość odwiedza Wawel na specjalnych warunkach.
Na czym polega specjalne traktowanie PiS-u? Przede wszystkim na Wawel działacze partyjni wchodzą już wtedy, gdy jest zamknięty dla zwiedzających. Poza tym specjalne traktowanie polega na tym, że wjeżdżają na Wawel - złośliwi przypominają, że wzorem Hansa Franka, narodowosocjalistycznego gubernatora okupowanych terenów polskich podczas II wojny światowej - podczas gdy reszta Polaków musi na wzgórze wchodzić. I wreszcie wizyty PiS-u na Wawelu są sponsorowane przez podatników - chodzi zarówno o transport działaczy PiS, jak i zabezpieczenie trasy przez policję. Nie przeszkadza to prominentnym członkom PiS utrzymywać, że ich wizyty na Wawelu są... prywatne.
Od kilku miesięcy pisowskim wjazdom na Wawel towarzyszą bowiem manifestacje przeciwko upartyjnieniu narodowego skarbu, za jaki Polacy uważają Wawel, a potem rytualne załamywanie rąk przez polityków PiS i komentatorów o różnych poglądach politycznych. Niektórzy nieśmiało przypominają, że to Prawo i Sprawiedliwość jako pierwsze usprawiedliwiło gwizdanie na cmentarzach i doradzało rządzącym zmianę społeczeństwa. Dodają też, że sama droga dojazdowa do Wawelu cmentarzem jednak nie jest, nawet gdy jadą nią politycy PiS. Jednak nawet w Platformie Obywatelskiej są ludzie, którym nie podobają się protesty Obywateli RP. Michał Boni mówi naTemat, że bliższe jego wrażliwości jest pisanie listów otwartych, niż wystawanie z transparentami na drodze do Wawelu, choć jest mnóstwo ważniejszych kwestii wartych demonstrowania, jak np. obrona demokracji. Zastrzega jednak, że to nie usprawiedliwia nazywania wyborców "dziczą", jak zrobił to Joachim Brudziński.
Konsensus, którego nie było
Stanisław Dziwisz mówił, że społeczeństwo musi dać zgodę na pogrzebanie pary prezydenckiej na Wawelu, co więcej wyrażał nadzieję, że pochówek Lecha Kaczyńskiego obok królów zjednoczy Polaków. – Ufam, że całe społeczeństwo, zwłaszcza Krakowa, przyjmie tę decyzję ze zrozumieniem, a moim pragniemy jest, aby ten pogrzeb i to miejsce przyczyniło się do zjednoczenia wszystkich ludzi dla dobra naszego społeczeństwa i dla pokoju (...). Przy takich okazjach powinniśmy się łączyć, nigdy dzielić. Podział nikomu nie służy – mówił kard. Dziwisz 13 kwietnia 2010 r., trzy dni po katastrofie lotniczej, jak gdyby już wtedy nie trwały protesty przeciwko grzebaniu Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.
W tym samym czasie trwały już protesty społeczne przeciwko pochówkowi Lecha Kaczyńskiego na Wawelu - na ulicach, w prasie i w studiach telewizyjnych. Kardynał zaklinał rzeczywistość, a o tym, jak bardzo nie było konsensusu, świadczą choćby słowa rzecznika krakowskiej kurii, ks. Roberta Nęcka. – Jest mi bardzo przykro, że uroczystości pogrzebowe stają się elementem przepychanek politycznych i że próbuje się wciągnąć w tę przepychankę Kościół – mówił rzecznik 14 kwietnia 2010 r.
Ksiądz mylił się tylko w jednym - Kościół, rozumiany w kategoriach zbioru hierarchów rzymskokatolickich, nie był wciągany w przepychanki - był ich uczestnikiem. Wystarczyło, by kard. Dziwisz po cichu powiedział "nie". Jednak pisowsko-kościelna machina już ruszyła i głos suwerena nie był w stanie jej powstrzymać. Hierarchowie dali partii symbol służący do parareligijnego kultu, duchowni podtrzymują też wiarę w partię Jarosława Kaczyńskiego kazaniami o prezydencie zamordowanym w zamachu i smoleńskimi grobami pańskimi. Z kolei partia dopieszcza hierarchów hojnymi dotacjami i próbami przeforsowania ich doktryny jako obowiązującego prawa państwowego.
Po siedmiu latach, gdy Obywatele RP protestują na trasie przejazdu kolumny PiS na Wawel, nawet Dziwisz przyznaje, że zgody ws. Wawelu nie ma. – Wiem, że są ludzie, którzy kontestowali i nadal kontestują tę decyzję, i staram się zrozumieć ich racje – mówi kardynał. Jego następca, abp Marek Jędraszewski, właśnie otrzymał list otwarty od ponad tysiąca mieszkańców Krakowa, wśród nich znanych uczestników życia publicznego, którzy protestują przeciwko upartyjnieniu Wawelu. Jednak biorąc pod uwagę rolę hierarchów w całej sprawie, trudno oczekiwać, by apel odniósł skutek. Ewentualnie Jędraszewski może zadeklarować, że pomodli się o jedność, czyli nie zrobi nic.
Szantaż moralny
Nigdy nie było dobrego momentu, by protestować przeciwko pochówkowi Lecha Kaczyńskiego na Wawelu i upartyjnieniu zarówno krakowskiego wzgórza jak i Pałacu Prezydenckiego przez PiS. Tuż po tragedii protestującym zamykano usta apelując o godne przeżywanie żałoby, nawet jeśli uważają, że prezydent nie jest godny, by spocząć obok królów. Na argumenty, że był prezydentem słabym, partyjnym i nie miał szans na drugą kadencję, odpowiadano "ciszej nad tą trumną".
Gdy PiS zaczął urządzać swoje wiece pod Pałacem Prezydenckim i wjazdy na Wawel, nazywając je modlitwą, apelowano o szacunek dla żałobników. Gdy PiS zaczął kłamać o zamachu, pomijano to litościwym milczeniem. Dopiero, gdy partia doszła do władzy i zaczęła grzebać w grobach, by szukać potwierdzenia absurdalnych teorii (śmierć w wyniku wybuchu, otrucia, strzału w tył głowy... - nie ma granic fantazji) PiS spotkał się z regularnym protestem wobec robienia polityki na grobach ofiar katastrofy. Katastrofy, za którą zdaniem wielu Polaków, jest odpowiedzialny spoczywający na Wawelu prezydent Lech Kaczyński.