Prezydencka nagroda "Zasłużony dla Polszczyzny" ma dość krótką historię, ale imponująca jest już lista jej laureatów. To prof. Walery Pisarek, prof. Jadwiga Puzynina, prof. Jan Miodek, Anna Dymna i prof. Jerzy Bartmiński. Dziś do grona tych wspaniałych Polaków cenionych przede wszystkim za umiejętność ważenia słów i ich zawsze właściwy dobór dołączył... prawicowy poeta i felietonista Wojciech Wencel. Człowiek, o którym najgłośniej było dzięki obronie teorii spiskowych o katastrofie smoleńskiej, czy określaniu tolerancji i równouprawniania mianem "gnoju", który trzeba z Polski wywieźć...
"Zasłużony dla Polszczyzny" to prestiżowe wyróżnienia ustanowione w 2012 roku przez ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wywodzący się z Platformy Obywatelskiej polityk wręczał je raczej według klucza naukowego. Za czasów Komorowskiego nagroda trafiała głównie w ręce profesorów. Dopiero w 2015 roku uhonorowano tym tytułem cenioną przez kilka pokoleń Polaków aktorkę Annę Dymną.
Po nadejściu "dobrej zmiany" z Andrzejem Dudą na czele, w Pałacu Prezydenckim powrócono do nagradzania profesorów. Pierwszy tytuł "Zasłużony dla Polszczyzny" wręczany przez prezydenta Dudę otrzymał prof. Jerzy Bartmiński.
Nieco zaskakuje więc to, że w tym roku do tak szacownego grona laureatów dołącza Wojciech Wencel. 45-letni literat z Gdańska ani nie ma na koncie naprawdę ważnych dla współczesnej polszczyzny dzieł, ani swoim kunsztem językowym nie porywa tłumów. Znany jest głównie w środowisku polskiej prawicy. I to raczej ściśle określonej jego części. Nazwisko Wojciecha Wencla najbardziej znane stało się bowiem dzięki jego felietonom w "Gościu Niedzielnym", ostatnimi czasy związany był także z otwarcie sympatyzującymi z Prawem i Sprawiedliwością mediami braci Karnowskich.
W przeciwieństwie do pozostałych "Zasłużony dla Polszczyzny" nie jest to osoba, która używa języka łączącego Polaków. Tak swój kunszt językowy Wojciech Wencel zaprezentował jakiś czas temu w wywiadzie dla Stefczyk.info:
Bez wątpienia jest więc zasłużony dla takiej polszczyzny, którą posługują się sympatycy Prawa i Sprawiedliwości. Im imponuje nie tylko słowami potępienia wobec tolerancji i równouprawnienia, ale i tym, co mówi o katastrofie smoleńskiej. "Ci, którzy nazywają nas sektą smoleńską, przezornie pomijają fakt, że nasze przewidywania sprawdzają się co do joty. Niełatwo być oszołomem, który ma zawsze rację" - pisał Wojciech Wencel.
"Nie piszę tego jako publicysta polityczny. Piszę to jako poeta, którym od wielu dni targają prorocze sny. Zaczęły się miesiąc przed katastrofą smoleńską i trwają do dzisiaj. W tych snach dwugłowy orzeł (złowieszczy jak czarny kruk z trzeciej części „Dziadów”) krąży nad naszym krajem, ale nie może wylądować, dopóki silną pozycję polityczną zachowuje Jarosław Kaczyński" - czytamy natomiast w jego opublikowanym podczas kampanii prezydenckiej z 2010 roku tekście "Hej, kto Polak, na wybory!".
Niedawno język, którym Wojciech Wencel opisywał PiS jednak się nieco zmienił. "W czwartek 6 października 2016 r. obrońcy życia w Polsce dowiedzieli się, że formacja polityczna, z którą wiązali nadzieje na zmianę ustawy z 1993 r., jest przeciwna objęciu przez państwo pełną ochroną osób najbardziej bezbronnych. To czarny dzień dla wszystkich świadomych chrześcijan, znacznie mroczniejszy niż czarny poniedziałek, kiedy na ulice polskich miast wyległy kobiety przebrane za czarownice" - oburzał się w "Gościu Niedzielnym" na odrzucenie przez Sejm projektu ustawy ograniczającej podstawowe prawa Polek.
Czyżby dzisiejszy Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego i wiążące się z nim ogłoszenie tegorocznego "Zasłużonego dla Polszczyzny" uznano więc za najlepszą okazję, by wpływowemu w prawicowych mediach człowiekowi zadośćuczynić za tamto rozczarowanie PiS...?
Polska stała się gnojowiskiem. Odświętne glancowanie butów to rozwiązanie krótkowzroczne. Trzeba zacząć wywozić gnój: postmodernizm, gender, propagandę homoseksualną, pogardę wobec własnej historii...Czytaj więcej