Jarosław Kaczyński stanowczo zapowiedział, że polski rząd nie poprze Donalda Tuska w jego staraniach o drugą kadencję szefa Rady Europejskiej. Z drugiej strony PiS nie widzi nikogo, kto mógłby go zastąpić. Co więc zrobić? Najlepiej w ogóle zlikwidować stołek. – Uważamy, że trzeba zrezygnować z tej funkcji – powiedział w rozmowie z portalem Polskiego Radia europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski.
Polityk w wywiadzie mówił o propozycjach jego partii na reformę Unii Europejskiej. Zapowiedział, że polski rząd pojedzie na organizowany 25 marca rzymski szczyt UE z konkretnymi propozycjami reform.
I właśnie wśród nich jest likwidacja stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej. – Uważamy, że trzeba zrezygnować z tej funkcji i wrócić do koncepcji prezydencji sprawowanej kolejno przez państwa członkowskie, na zasadach jakie obowiązywały w przeszłości – powiedział Krasnodębski.
A jak to wytłumaczył? Dość pokrętnie, bez wspominania o Donaldzie Tusku. – W naszej ocenie kompetencje przewodniczącego Rady Europejskiej są dublowane z zadaniami, jakie wykonuje państwo sprawujące prezydencję – stwierdził.
O to, czy to nie jest zwyczajna zemsta na byłym premierze Polski, prowadzący rozmowę już nie dopytał.
Nadzieje prezesa PiS mogą być jednak płonne. Jak informował "Newsweek", Tuska zamierza poprzeć nawet Viktor Orban. Z kolei o likwidacji stanowiska szefa Rady Europejskiej właściwie się nie rozmawia.
– My takiej osoby poprzeć po prostu nie możemy – mówił Jarosław Kaczyński pod koniec stycznia w Radiu Wrocław. Jak tłumaczył, Tusk "opowiada się za rozwiązaniami, które są dla Polski skrajnie szkodliwe”. Chodziło m.in. o karanie państw UE za nieprzyjmowanie uchodźców.
A jeszcze jakiś czas temu gratulował Tuskowi wyboru i mówił mu, "niech Pan nie wierzy, że ja Pana nienawidzę".