
Ostatnie dni dobitnie przypominają Prawu i Sprawiedliwości, że dyplomacja to wyjątkowo trudna sztuka, która nie polega jedynie na buńczucznych deklaracjach i wymianie kurtuazyjnych uśmiechów z kilkoma przywódcami. Wczoraj Donald Tusk taką lekcję dał już ekipie "dobrej zmiany" w sprawie relacji z nową administracją USA. A wkrótce Jarosław Kaczyński i spółka mają nauczyć się czegoś przegrywając wojnę o pozbawienie Polaka stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej.
REKLAMA
Ale na razie partia rządząca nie traci nadziei. We wtorek europoseł Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Czarnecki na antenie TVP pocieszał się twierdząc, iż bezprecedensową sytuacją byłby przecież wybór szefa Rady Europejskiej, który nie uzyskał poparcia własnego kraju. Problem tylko w tym, że na świecie ostatnio ciągle dzieją się rzeczy bezprecedensowe i kolejne takie wydarzenie raczej nie zrobi już na nikim wielkiego wrażenia...
Poza tym, PiS skłóciło się z Zachodem tak bardzo, iż wybór największego wroga Jarosława Kaczyńskiego część przywódców Unii Europejskiej może potraktować jako swego rodzaju "sankcję" na rząd w Warszawie. Z drugiej zaś strony, byłby to gest w stronę tych Polaków, którzy masowo się autorytarnym zapędom władzy sprzeciwiają i liczą na wsparcie Europy.
Ryszard Czarnecki ujawnił jednak, że jest w PiS i bardziej konkretna nadzieja. - Trwają jeszcze ciche negocjacje między chadekami a socjalistami. Z tego co wiem, na dzisiaj, dwa rządy UE na pewno Donalda Tuska nie poparły. Mówię tutaj o rządzie Włoch i rządzie Królestwa Szwecji, ale słyszymy też o kolejnych, które wstrzymują się ze swoją decyzją, więc sprawa się toczy – oznajmił. Nawet jeśli włoscy i szwedzcy informatorzy Czarneckiego mają rację, nie oznacza to, że PiS jest choć o krok bliżej zwycięstwa nad Donaldem Tuskiem.
Włosi i Szwedzi faktycznie mogą ociągać się z decyzją, bo choć zachodnia prasa wielokrotnie donosiła już o tym, że europejska frakcja socjalistów wyjątkowo ma zrezygnować ze swojego człowieka na szczycie którejkolwiek instytucji UE (chadekami są bowiem szefowie Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej), to najambitniejsi liderzy lewicy mogą chcieć powalczyć do końca.
Włochami rządzi Paolo Gentiloni z socjaldemokratycznej Partito Democratico, a Szwecją lewicowiec Stefan Löfven z Sveriges socialdemokratiska arbetareparti. Nic więc dziwnego, że do poparcia Donalda Tuska garną się mniej chętnie niż jego chadeccy koledzy z innych państw, jak na przykład kanclerz Niemiec Angela Merkel. Jednak to chadecy są dziś w Europie najbardziej wpływowi. A z tym wiąże się kolejny problem ze spełnieniem marzeń PiS o zniszczeniu Tuska. Nawet jeśli jeszcze kilka państw też nie poprze Polaka, nie będzie miało to wielkiego wpływu na jego reelekcję. W głosowaniu nad wyborem przewodniczącego RE potrzeba większości kwalifikowanej, a nie jednomyślności.
Tę większość uzyskuje się, gdy "za" opowiada się 55 proc. państw członkowskich (16 z 28) i to poparcie udzielone jest przez państwa członkowskie reprezentujące co najmniej 65 proc. całkowitej ludności UE. Dość prosta matematyka wskazuje więc, że Donald Tusk głosowania nie przegrałby nawet, gdyby do tego egzotycznego sojuszu polsko-szwedzko-włoskiego dołączyło jeszcze kilka państw.
A spory o unijne stołki między chadekami a socjalistami łatwo rozwiązać może prawdopodobna rezygnacja obecnego szefa Komisji Europejskiej chadeka Jean-Claude'a Junckera. Gdyby jego miejsce udało się zająć obecnemu I wiceprzewodniczącemu KE, holenderskiemu socjaldemokracie Fransowi Timmermansowi, problem byłby rozwiązany.
Tymczasem kolejnych chętnych do zagłosowania przeciwko Donaldowi Tuskowi nie ma nawet tam, gdzie PiS widzi swoich najważniejszych sojuszników . Jak informuje "Newsweek", mimo licznych ostatnimi czasy wymian serdeczności między Viktorem Orbánem a Jarosławem Kaczyńskim, premier Węgier nie zamierza dla wpływowego fana z Żoliborza narażać na szwank relacji z Europejską Partią Ludową, do której należy jego Fidesz. Nie bez znaczenia ma być też osobista zażyłość z Tuskiem, z którym Orbán grywał w piłkę.
Nieskuteczność dyplomacji PiS odbija się więc nie tylko nieumiejętność budowania skutecznych sojuszy, ale i najzwyklejszy w świecie kłopot ze zjednywaniem sobie prawdziwych przyjaciół...
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
