
Polska pod rządami Kaczyńskiego nie mogłaby zostać członkiem Unii Europejskiej — ocenia Jean Asselborn w rozmowie z niemiecką gazetą "Tagesspiegel". Minister spraw zagranicznych Luksemburga i bardzo wpływowy unijny dyplomata nie pozostawia wątpliwości, że Polskę czeka ustawienie na bocznym torze Europy.
REKLAMA
Jean Asselborn jest zdania, że kraje członkowskie Unii Europejskiej nie mogą zostawić Komisji Europejskiej samej w sporze z polskim rządem. Komisja sama nie jest bowiem w stanie rozwiązać tego problemu. Luksemburski polityk zauważa, że odejście od praworządności, które daje się zauważyć w naszym kraju, postępuje analogicznie do procesów wcześniej obserwowanych na Węgrzech.
— Jednak w Polsce jest jeszcze coś innego. Jarosław Kaczyński, lider rządzącej partii PiS jest ideologiem. Jest przekonany, że Unia Europejska jest dla Polski hamulcem. On chce stworzyć prawicowo-konserwatywny ład społeczny, oparty na państwie narodowym. Dzisiejsza Polska pod rządami Jarosława Kaczyńskiego nie mogłaby zostać członkiem Unii Europejskiej. Polska nie respektuje już kryteriów kopenhaskich — konstatuje Asselborn.
Luksemburski polityk nie ma również złudzeń co do ewentualnych sankcji dla Polski ze strony Unii Europejskiej. — To wymagałoby jednomyślności państw członkowskich. A wiemy, jaka jest postawa Węgier — stwierdza. Dlatego jest zdania, że jedynym sposobem na uświadomienie Polaków w sprawie braku praworządności w naszym kraju jest ustawienie go na bocznym torze Europy.
Wcześniejsza krytyka działań polskiego rządu ze strony zarówno Asselborna doczekała się kuriozalnej reakcji ze strony polskich urzędników. Ambasador Polski w Luksemburgu Bartosz Jałowiecki opublikował w ubiegłym roku na łamach "Rzeczpospolitej" felieton zatytułowany "Luksemburska hipokryzja", w którym wytyka państwu, w którym pełni misję dyplomatyczną, że Luksemburczycy sami chcą likwidować Trybunał Konstytucyjny, a szefostwo mediów publicznych pochodzi tam z rządowego nadania.
Polski ambasador wykazał się przy tym całkowitą ignorancją tamtejszego ustroju politycznego i zdawał się całkowicie ignorować fakt, że w Luksemburgu mechanizmy demokratyczne są tak silne, że nikt nie pamięta, kiedy ostatnio kwestionowano ich działanie. Masowych protestów Luksemburczyków przeciw działaniom rządu w sądownictwie, czy mediach publicznych raczej nikt nie pamięta.
źródło:"Der Tagesspiegel"
