
Islandia, a w wersji dla ciepłolubnych - Australia. W luźnych rozmowach na temat potencjalnego kierunku emigracji pojawiają się też inne kraje skandynawskie (prawdziwe społeczeństwa obywatelskie), dowolne państwo z dostępem do morza Śródziemnego (wieczne dolce vita, nieustająca mañana), kraje azjatyckie (jeśli modlić się, jeść i kochać, to przecież tylko tam). Rodowitego Polaka, który otwarcie przyzna, że “wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” ze świecą szukać. Chyba że rozmawiamy z kimś, kto polski paszport wyrobił sobie z własnej woli. Zaraz, zaraz, to są tacy?
– Polacy są fajnymi ludźmi. A wystarczy, że pojawi się słońce i jesteście jeszcze fajniejsi – taką laurkę wystawia nam Adriana Goulart - Brazylijka z urodzenia, Polka z wyboru od 17 lat. I choć przyjmowanie komplementów wielu z nas sprawia problem, akurat Adriana na “fajnych” ludziach się zna – jako zawodowa tancerka i założycielka pierwszego oryginalnego brazylijskiego zespołu samby w Polsce, radość życia ma we krwi. Poza tym, gdyby jej się u nas nie podobało, nie miałaby żadnych oporów, żeby spakować walizki. – Nie jestem drzewem, nie mam korzeni, nic mnie tu nie trzyma na siłę – przekonuje.
Moja córka, Nobu, przez pięć lat codziennie schodziła na dół, na autobus do Nowego Targu, gdzie uczyła się w liceum. Najpierw nic nie rozumiała, potem maturę zdała na pięć. Teraz mówi po polsku dużo lepiej niż ja. Nobu mieszka w Gliwicach, a Ryo - mój syn, ma laboratorium protetyczne w Warszawie. Oboje związali się z Polakami i mają już dzieci. Moja najstarsza córka - Shino, co prawda wyszła za Japończyka, ale poznała go w autobusie do... Zakopanego.
Fakt, że obcokrajowców dziwi w naszym kraju wiele rzeczy niczym niezwykłym nie jest. Z drugiej strony zasada kontrastu to czasem jedyny sposób, aby nasza codzienność zaczęła jawić się w jaśniejszych barwach. Francuza znanego z roli “Żylety” z serialu “Przepis na Życie” – Hacena Sahraouiego zafascynował fakt, że “u nas” można mieć kilka zawodów: – We Francji fotograf jest fotografem – nie zostanie dodatkowo malarzem – tłumaczy.
Po polsku przeklina się lepiej - śmieje się Amerykanin. - Kiedyś mieszkałem obok dwóch starszych kobiet które ciągle przeklinały - bardzo mi się to podobało. W końcu zacząłem je podpytywać:. “Co pani powiedziała?”. To były jedne z pierwszych rzeczy których nauczyłem się po polsku. Sąsiadki nie były z tego zbyt zadowolone. Mówiły: „Proszę nie uczyć się takich rzeczy, to nie ładne”. A ja na to: „Ale ma bardzo ładną melodię”.
Artykuł powstał we współpracy z nc+.