Po sieci krąży informacja na temat rzekomej współpracy ambasadora Polski w Niemczech – Andrzeja Przyłębskiego ze Służbami Bezpieczeństwa. Politycy PiS mówią jednym głosem: jeśli okazałoby się to prawdą, to należy podać się do dymisji i przeprosić.
Andrzej Przyłębski, mąż Julii Przyłębskiej (prezes Trybunału Konstytucyjnego), tajnym współpracownikiem PRL-owskich służb – tę informację jeszcze zanim ten został ambasadorem (lipiec ub.r.) podał na łamach "Do Rzeczy" Cezary Gmyz (obecnie korespondent TVP w Berlinie). Ale wówczas sprawa rozeszła się po kościach: Przyłębski zaprzeczył. Tłumaczył, że przeszedł procedurę dla kandydatów na pracowników służby dyplomatycznej.
Teraz temat powraca. Okazało się, że w inwentarzu archiwalnym instytutu jest strona poświęcona dawnemu tajnemu współpracownikowi PRL-owskich służb: Andrzej Przyłębski, pseudonim Wolfgang. Zarówno data, jak i miejsce urodzenia nie wskazują na pomyłkę, ani zbieżność nazwisk. Rzekoma współpraca Przyłębskiego z bezpieką miała trwać rok. Z tego czasu zachowało się 40 stron notatek – informował na łamach Natemat.pl Tomasz Ławnicki.
Sam zainteresowany nie odniósł się jeszcze do sprawy. Za to posłowie opozycji (Tomasz Siemoniak, Jan Grabiec) podczas dzisiejszej konferencji w Sejmie domagali się natychmiastowego stanowiska premier Beaty Szydło albo dymisji ambasadora.
Politycy PiS: jeśli to prawda, to konieczna jest dymisja
Zapytani przez nas politycy PiS jednogłośnie stwierdzili: jeśli informacje okażą się prawdziwe, ambasador powinien stracić stanowisko. – Właściwe decyzje powinno podjąć MSZ – odpowiada dyplomatycznie Stanisław Pięta. Czy to powinno być odwołanie ze stanowiska? – W mojej ocenie osoby, które współpracowały z komunistycznymi służbami specjalnymi, nie mogą pełnić żadnych funkcji publicznych. To ocena generalna, żadnej wiedzy na temat ambasadora nie mam – zaznacza Pięta.
Podobnego zdania jest Jacek Żalek: –Jeżeli faktycznie na stronie IPN są takie dokumenty, w dodatku są to dokumenty wiarygodne, to cóż... chyba odpowiedź jest oczywista. Ambasador powinien podać się do dymisji i przeprosić – mówi Żalek. Ewentualne zatajenie informacji nazywa bez żadnych ogródek "kłamstwem lustracyjnym".
Również Adam Lipiński nie ma wątpliwości, co należałoby zrobić, gdyby podawane przez media informacje, okazały się prawdą: – Dla takiej osoby nie ma miejsca w polityce czy dyplomacji. Ale nie chcę rozpuszczać plotek, bo wiedzy nie mam. Jeżeli jakiegokolwiek polityk, człowiek, który piastuje wysokie funkcje publiczne, współpracował z SB, to powinien zrezygnować – podkreśla Lipiński.
Tymczasem MSZ przyznaje, że sprawa sygnatury z IPN była znana w ministerstwie. Rzecznik resortu zapewnia przy okazji, że ambasador Andrzej Przyłębski przechodził kilkakrotnie standardową procedurę sprawdzającą, dokonaną przez właściwe w tej kwestii służby. Rzecznik jednocześnie podkreśla, że za procedurę nie odpowiada MSZ i nie zajmuje się ono kwestiami lustracyjnymi.
W MSZ wystarczyło oświadczenie Przyłębskiego o tym, że nigdy nie współpracował ze Służbami Bezpieczeństwa. Takie zapewnienie sprawiło, że od czerwca 2016 roku prof. Andrzej Przyłębski dysponuje wysokim dopuszczeniem do tajemnicy państwowej.