Nie tylko mamy niedowierzanie w Polsce. W UE też nie dowierzają, że to się dzieje naprawdę. Chodzi nie tylko o polsko-polską batalię, ale też o niepisaną zasadę, że szefem Rady Europejskiej powinien być były premier. A Jacek Saryusz-Wolski nigdy przecież nim nie był. Carl Bildt, były premier Szwecji, właśnie mocno to władzom w Warszawie przypomniał.
Carl Bildt napisał na Twitterze, że przewodniczącym Rady Europejskiej powinien być były premier. Co prawda nie ma takiej pisanej zasady ani prawa, ale dotąd tak było i unijna dyplomacja mocno się tego trzyma. Przed wejściem traktatu lizbońskiego w życie RE zawsze szefowała głowa państwa albo premier kraju, który akurat przewodniczył UE. Po traktacie było tylko dwóch szefów Rady – Herman Van Rompuy i Donald Tusk. Obaj wcześniej byli premierami. "Dziwne, że Warszawa tego nie widzi" – napisał Carl Bild.
Pod tym wpisem rozgorzała dyskusja, wywołana przez nieprzychylnych Tuskowi Polaków, czy jest takie prawo, które mówi, że to były premier ma szefować RE. Niektórzy pisali, że Tusk, jak obejmował to stanowisko, też nie miał unijnego doświadczenia. Carl Bildt odpowiedział krótko: "Tak, ale Donald Tusk uczestniczył w licznych spotkaniach Rady Europejskiej". Od zasady "były premier" nie było dotąd żadnego wyjątku.
Wielu polskich internautów już odpowiada szwedzkiemu dyplomacie, że nie cała Polska jest przeciwko Tuskowi.
Bildt przyznał też, że zna Saruysz-Wolskiego, to dobry człowiek i wiele mają wspólnego. Ale jego wybór uważa za błąd. "Sorry" – napisał na Twittrze.
Polski rząd myśli inaczej. Rzecznik rządu, Rafał Bochenek, mówił w sobotę, że wybór Tuska byłby czymś nienaturalnym. I "stanowiłby naruszenie dotychczasowych standardów europejskich". Pytanie, jakich.