Grożąc Europie w sprawie reelekcji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej rząd PiS popełnia jeden poważny błąd logiczny.
Grożąc Europie w sprawie reelekcji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej rząd PiS popełnia jeden poważny błąd logiczny. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
W próbach pozbawienia Polaka funkcji szefa najważniejszej instytucji europejskiej Prawo i Sprawiedliwość postanowiło sięgnąć po najcięższe argumenty. Rząd Jarosława Kaczyńskiego grozi przywódcom Unii Europejskiej, że jeśli dojdzie do reelekcji Donalda Tuska, Polska nie podpisze konkluzji po szczycie Rady Europejskiej. A sam Tusk ma zostać uznany przez ekipę "dobrej zmiany" za przewodniczącego pozbawionego legitymacji do sprawowania władzy. Oczywiście jedynie ze względu na fakt, iż w głosowaniu nie poparło go tylko jedno państwo członkowskie.
Coś w tym rozumowaniu jest nie tak? Oczywiście. Szczególnie, gdy kogoś, kto wygrywa swoje wybory z 96-proc. poparciem, legitymacji do sprawowania władzy próbują pozbawiać ci sami ludzie, którzy twierdzą, iż zwycięstwo z 37-proc. stało się dla nich podstawą do rządzenia według absolutnego "widzi mi się". W czwartek ten bolesny błąd logiczny wytknął PiS dziennikarz renomowanego brytyjskiego dziennika "Financial Times" Henry Foy.
"PiS w Polsce: wygraliśmy z 37 proc. poparciem, a zatem możemy robić, co chcemy. PiS w UE: Tusk popierany jest tylko przez 27 z 28 państw. On nie ma legitymacji" - napisał Brytyjczyk. I nie pierwszy raz nadepnął PiS na odcisk w sprawie wojny Jarosława Kaczyńskiego przeciwko Donaldowi Tuskowi. Pod koniec lutego to właśnie ten dziennikarz opublikował w "Financial Times" materiał, w którym ujawniono, że ekipa "dobrej zmiany" wystawi Jacka Saryusza-Wolskiego jako kontrkandydata dla obecnego szefa RE.
Przypomnijmy, iż europoseł długo zaprzeczał tym informacjom. Po kilku dniach Jacek Saryusz-Wolski zasugerował nawet, że publikacja Henry'ego Foya to element rosyjskiej wojny informacyjnej. "Ujawnia się, jak łatwo wojna informacyjna może być produkowana ze spekulacji medialnych bazujących na jednej korespondencji z Moskwy, opartej na dwóch anonimowych źródłach dyplomatycznych" – napisał na Twitterze. Co było oczywistym przytykiem pod adresem Foya, który przez wiele lat był korespondentem "FT" w Warszawie, ale niedawno przeniesiono go do Moskwy. W swoim artykule powoływał się natomiast na pragnących zachować anonimowość informatorów ze świata unijnej dyplomacji.
Zaledwie dwa dni później okazało się, że najistotniejsza w tej sprawie nie była jednak korespondencja z Moskwy, a dobre źródła Brytyjczyka. "Wojnę informacyjną" Jacek Saryusz-Wolski zakończył sam. I potwierdził, że Henry Foy napisał prawdę o tym, iż karierę europosła Platformy Obywatelskiej i wiceszefa Europejskiej Partii Ludowej woli porzucić na rzecz funkcji wystawionego przez PiS kontrkandydata dla Donalda Tuska.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl