
Czyżby Jacek Saryusz-Wolski jednak nie miał ochoty zdradzać Platformy Obywatelskiej i Europejskiej Partii Ludowej, by w walce o fotel szefa Rady Europejskiej zostać wystawionym przez Prawo i Sprawiedliwość kontrkandydatem dla Donalda Tuska? Takie wrażenie można odnieść po tym, gdy w czwartkowy wieczór europoseł wreszcie nieco szerzej skomentował spekulacje na swój temat.
REKLAMA
Nie tylko Polska, ale i Europa czeka na to, by Jacek Saryusz-Wolski ostatecznie potwierdził lub zdementował spekulacje o tym, iż karierę europosła Platformy Obywatelskiej i wiceszefa Europejskiej Partii Ludowej zaryzykuje, by zostać wysuniętym przez Prawo i Sprawiedliwość kontrkandydatem dla Donalda Tuska. Jak dotąd Saryusz-Wolski zdawał się jedynie bawić opinią publiczną, jednak w czwartek wreszcie zdobył się na komentarz bezpośrednio odnoszący się do sprawy jego rzekomego flirtu z PiS.
"Ujawnia się, jak łatwo wojna informacyjna może być produkowana ze spekulacji medialnych bazujących na jednej korespondencji z Moskwy, opartej na dwóch anonimowych źródłach dyplomatycznych" – napisał Jacek Saryusz-Wolski na Twitterze. To oczywiście przytyk pod adresem dziennikarza Henry'ego Foya, który dla "Financial Times" przygotował materiał o rzekomej współpracy Jacka Saryusz-Wolskiego z PiS w sprawie utrudnienia reelekcji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej.
Foy przez wiele lat był korespondentem "FT" w Warszawie, ale niedawno przeniesiono go do Moskwy. W swoim artykule powoływał się natomiast na pragnących zachować anonimowość informatorów ze świata unijnej dyplomacji. To głównie na podstawie jego tekstu rozpętała się cała ta trwająca od kilku dni burza.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
