Antykomunistyczny bojownik i badacz zbrodni Stasi Joachim Gauck ma największe szanse na zostanie prezydentem Niemiec. Popiera go aż pięć partii. Wyrosła mu jednak nowa konkurentka. Lewica chce wystawić do przedterminowych wyborów słynną „łowczynię nazistów”, Beate Klarsfeld. Ktokolwiek wygra, głową niemieckiego państwa będzie zacięty przeciwnik totalitaryzmu i człowiek o imponującej biografii.
Niemiecki prezydent pełni głównie reprezentacyjną rolę. Ale nie znaczy to, że nie jest ważną osobą. Z głosem szanowanej głowy państwa liczą się i politycy, i zwykli
obywatele, a jej postawę komentuje się na całym świecie. W ostatnich latach Niemcy nie mieli jednak szczęścia do swoich prezydentów – w atmosferze skandalu z urzędem pożegnał się nie tylko Christian Wulff, ale i jego poprzednik, Horst Köhler.
Czytaj więcej o "Wulffgate"
Nic więc dziwnego, że Niemcom zależy teraz na przywódcy, chociażby i tylko tytularnym, za którego nie będą musieli się wstydzić.
Złe doświadczenia
Joachim Gauck (ur. 1940) wcześnie poznał najgorszą stronę komunizmu. Jego rodzina pochodziła ze wschodu Niemiec, który po zakończeniu drugiej wojny światowej znalazł się pod sowiecką kontrolą. W 1951 roku ojciec Joachima, były oficer marynarki, zniknął bez słowa. Dopiero po kilku latach bliscy dowiedzieli się, że trafił do radzieckiego gułagu na Syberii. Wrócił stamtąd, odmieniony i wyniszczony, w 1955 roku.
Jako młody mężczyzna Gauck marzył o karierze dziennikarza, ale jego otwarcie antysocjalistyczne poglądy zamknęły mu tę drogę. Wybrał więc teologię – Kościół był jedną z niewielu instytucji w NRD, która chociaż częściowo potrafiła oprzeć się marksizmowi. Jako pastor nie miał jednak łatwego życia – swoimi kazaniami ściągnął na siebie uwagę niemieckiej bezpieki, która regularnie go nękała. W tajnych aktach Stasi charakteryzowała go jako „niepoprawnego antykomunistę”.
Pod koniec lat 80. Gauck został rzecznikiem Nowego Forum – pierwszego szerokiego ruchu opozycyjnego w NRD. Po upadku Muru Berlińskiego wyznaczono go do kierowania Urzędem ds. Akt Stasi, który miał zająć się dokumentowaniem i rozliczaniem zbrodni służb bezpieczeństwa. W tej roli spełnił się doskonale. - Wielu ludzi obawiało się, że to doprowadzi do polowania na czarownice i rozsypywania się rodzin – mówi nam specjalista od historii Niemiec, prof. Jan Rydel. - Ale do żadnych wstrząsów społecznych nie doszło, a niemiecka scena publiczna jest, można powiedzieć, oczyszczona. Gauck symbolizuje dość udane rozliczenie się w komunistyczną przeszłością – dodaje ekspert.
Oświecenie i misja
Urodzona w 1939 roku Beate Künzel nie mogła w pełni zapamiętać koszmarów wojny. Zrozumiała je dopiero jako dorosła kobieta, gdy poznała we Francji Serge'a Klarsfelda
– rumuńskiego Żyda, którego ojciec zginął w Oświęcimiu. Jako małżeństwo rozpoczęli walkę z pozostałościami nazizmu i antysemityzmem. W 1968 trafiła na czołówki gazet całego świata, gdy z okrzykiem „nazista!” publicznie spoliczkowała niemieckiego kanclerza Georga Kiesingera. Oskarżała go, że był pracownikiem hitlerowskiej maszyny propagandowej. Groził jej za to rok w więzieniu. Ostatecznie dostała cztery miesiące w zawieszeniu.
W następnych latach Beate i Serge zasłynęli jako istni „łowcy nazistów”, podejrzanych tropili nawet w Boliwii. Swoją działalnością pomogli postawić przed sądem kilku ważnych zbrodniarzy (chociażby „rzeźnika z Lyonu”, Klausa Barbie), jednak ich metody – wliczając próby porwania i przykuwanie się do drzew – wzbudzały wiele kontrowersji. - Klarsfeld cieszy się szacunkiem, ale jednocześnie przypomina o nie najlepszej rozprawie z przeszłością narodowosocjalistyczną – opisuje prof. Rydel.
Specjalista od Niemiec nie ma wątpliwości, że to Gauck, ze swoją biografią i obecnym poparciem, zostanie niemieckim prezydentem. - Wysunięcie kandydatury Klarsfeld to inteligentne posunięcie ze strony Lewicy (Die Linke), ponieważ w ten sposób zaznaczają swoją obecność i własne zdanie, ale nie będzie miało wpływu na rezultat wyborów. Klarsfeld to ikona, ale Gauck to jeszcze większy symbol, do tego bardziej integrujący – analizuje.
Wydaje się, że Joachim Gauck będzie tym, kogo Niemcy teraz pragną – prezydentem z autorytetem i mądrością. Do tego nie jest członkiem żadnej partii, czym dodatkowo różni się pod wcześniejszych głów państwa. Prof. Rydel podkreśla jednak, że nie będzie to blada prezydentura. - To silna, niezależna osobowość. Można spodziewać się, że nie będzie bał się prezentować własnych poglądów, nawet tych balansujących na granicy poprawności politycznej – kończy.