Facebook jako "cesarz" mediów społecznościowych wyznacza coraz to nowe trendy. Kreml przegrywa z klubem nocnym "Propaganda", Stare Miasto z BUW-em. Zamiast o wizycie w zabytkowym miejscu, na Facebooku chętniej donosimy o spotkaniu w knajpie czy parku. Świat się zmienia, a portal Zuckerberga wydaje się być jednym z pionierów tej zmiany.
Funkcja "check in" pozwala oznaczać na mapie i publikować obiekty, która zwiedzamy. Polecamy je w ten sposób znajomym.
Dzięki Facebookowej funkcji "check in", serwis może uchodzić za "agencję badawczą". Wnioski płynące z obserwacji meldujących się użytkowników są co najmniej zaskakujące.
Współczesnymi ikonami poszczególnych miast nie są już ich najsłynniejsze zabytki, lecz centra handlowe, parki, stadiony i restauracje. Nie Plac Św. Piotra, lecz rzymskie Schody Hiszpańskie są miejscem "socjalizacji" facebookowiczów. Nie wieża Eiffla, a Avenue des Champs-Élysées w Paryżu. W Stanach Zjednoczonych największą popularnością cieszą się stadiony, zwłaszcza baseballowe.
Facebook podliczył "zameldowania" w 25 słynnych miastach świata. Użytkownicy niejako zdecydowali, które miejsca są najciekawsze. Nowy Jork, Delhi, Tokio, Meksyk, Paryż, Barcelona, Londyn, Seul mają swoje ikony. Tymczasem dla "nowoczesnych" turystów znacznie ciekawsze wydają się zgoła inne obiekty. Facebookowa lista najlepszych miejsc zawiera m.in. siedem stadionów, sześć miejsc publicznych – parki, aleje, dwa parki rozrywki, dwie sale koncertowe oraz dwa centra handlowe.
Ciekawie prezentuje się sytuacja w Polsce. Gdzie najczęściej meldują się użytkownicy? Na lotnisku. Drugiego miejsca nie zajmuje Stare Miasto tylko… BUW. Zamiast Muzeum Narodowego częściej wybierana jest kawiarnia Starbucks. Historyczne zabytki tracą swoją popularność na rzecz obiektów "rozrywkowych".
Oczywiście wysokie miejsce BUW-u, Starbucksa, restauracji czy centrów handlowych mogą świadczyć o swego rodzaju potrzebie wyrażania siebie poprzez media społecznościowe. Różne urządzenia mobilne z dostępem do internetu kuszą, by pokazać znajomym, jak się bawimy. To jednak nie wszystko. MacBooki pod pachą i smartfony w kieszeni nie są jedynymi przyczynami spadku popularności sztandarowych obiektów poszczególnych miast.
– Popularność lotnisk wynika z niskich cen biletów lotniczych, w tym akurat nie ma nic dziwnego – tłumaczy prof. Ryszard Cichocki, socjolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. — Obiekty takie jak wieża Eiffla same są sobie winne. Była popularna w latach 90., teraz wokół niej panuje tłok i jarmarczny klimat – przekonuje socjolog. Dodaje też, że wynik Facebooka jest taki a nie inny, bo wielu turystów pochodzi z krajów biedniejszych, głównie bloku wschodniego. – Tacy urlopowicze nie pojadą dwa razy w to samo miejsce, szkoda im na to pieniędzy. To nie Anglicy, którzy potrafią jeździć często do tego samego domku w Hiszpanii i oglądać mecze swoich drużyn. My chcemy zobaczyć za każdym razem coś nowego – tłumaczy prof. Cichocki.
Pod uwagę trzeba wziąć jeszcze jeden czynnik. – Zainteresowanie zwiedzaniem miasta "wędruje" – mówi socjolog. Dodaje, że w Poznaniu "landmarkiem" nie jest już Stare Miasto, tylko Jezioro Malta. Profesor jest zdania, że część wakacyjnych upodobań, zwłaszcza ludzi młodych może być spowodowana potrzebą pokazania się w mediach społecznościowych, tzw. "lansu".
Być może polskim turystom wyda się niepojęte "meldować się" w restauracji w Oslo czy kasynie w Mellbourne, zamiast podziwiać architekturę. Zagraniczni facebookowicze wolą jednak gonić za modą. Trendy się zmieniają, serwis społecznościowy je napędza. Mniej znane miasta mają szansę na wypromowanie się. Wydaje się, że nie trzeba budować Big Bena, wystarczy supernowoczesne centrum handlowe. Ale czy Starbucks powinien deklasować Zamek Królewski?