Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego – dla niektórych mekka nauki, a w czasie sesji wręcz drugi dom. Dla innych – element pseudointelektualnego lansu, miejsce na podryw, a nawet na seks. I chociaż nadal w BUW-ie uczących się jest więcej niż lansujących, to ci drudzy zaczynają rzutować na wizerunek szlachetnej biblioteki. Buwing to cała kultura, która ma nawet swój dress-code.
BUW to piękne architektonicznie miejsce, w zamyśle mające zapewne sprzyjać przyswajaniu wiedzy. W czasie sesji biblioteka działa nawet do 5 rano. Niestety, studenci poszukujący tam wiedzy coraz częściej zmuszani są do zaszywania się w ciemnych kątach, bo lansiarze im przeszkadzają. Na buwing, czyli "naukę i rozrywkę", jak tłumaczy jedna ze studentek, przychodzi coraz więcej ludzi, w tym nawet maturzystki.
Spotkania towarzyskie
– Dużo ludzi przychodzi na buwing towarzysko. Przodują w tym studenci prawa. Moja
przyjaciółka, która studiuje prawo, przestała tam chodzić, bo spotykała za dużo znajomych i zawsze ktoś jej przeszkadzał, narzeka, że nie da się uczyć – mówi nam 22-letnia Kasia, studentka UW. – Kiedyś i obok mnie siedziała grupa towarzyskich "prawników". Usiedli w swoim gronie i zamiast się uczyć to gadali, chodzili, potem przenieśli się na schody – wspomina Kasia. Schody, jak się okazuje, są wręcz obowiązkowym elementem do "zaliczenia", kiedy idzie się na buwing. – Przychodziłam wtedy codziennie i oni codziennie siedzieli w tym samym miejscu. Ale nie wydaje mi się, żeby się uczyli – ocenia nasza rozmówczyni. – Za to potrafią siedzieć na schodach 2 godziny i gadać głupoty.
Inna studentka, 24-letnia Ania, tak wspomina swoją naukę: – Chodziłam tam trzy lata, ale żeby nikogo nie spotykać musiałam bunkrować się w czytelni mikrofilmów. Żeby nikogo nie spotkać. Ale mój kolega siedział non stop na schodach w BUW-ie. Ci ludzie blokują miejsca dla tych, którzy chcą się uczyć – mówi Ania. Z kolei 23-latka Klaudia przyznaje, że raz poszła "uczyć się ze znajomymi": — Przed egzaminem z logiki. No i oczywiście uwaliłam, bo nic się nie uczyliśmy, tylko były ploteczki.
Buwingowy must have
Ulubione zajęcia buwingowca? Siedzenie na osławionych schodach, rozmówki ze znajomymi i obowiązkowo - Facebook. – Nie wiem, po co niektórzy przychodzą z laptopem. Oczywiście, jak piszą pracę zaliczeniową to ok, ale często ludzie siedzą z notatkami, książkami i obok na komputerze otwarty fejs – opowiada Kasia. Jej słowa potwierdzają inni studenci: lansu w uniwersyteckiej bibliotece bez fejsa nie ma. Jedna ze studentek, zapytana o niebieski portal społecznościowy, kpiąco odpowiada: – Otagowanie się w BUW-ie jest po prostu glamour, nie wiedzieliście?
Niestety, laptop z włączonym Facebookiem to za mało, by dobrze się przylansować. Jak mówi Kasia, dziewczyny, dla których nauka jest na drugim planie, mają swój cały dress-code: szary dres, buty emu, markowa torebka. Na stole obowiązkowo milion książek i laptop. – No i zakreślacze we wszystkich kolorach tęczy, żeby przypadkiem nikt nie pomyślał, że oni przyszli na lans – śmieje się studentka i wskazuje, że to "prawnicy" przodują w takim zachowaniu, choć nie należy uogólniać, jak mówi Piotrek. – Ci, którzy się uczą, raczej się z nimi nie zadają. To tacy z bogatymi rodzicami, co nie wiedzą, co robić w wolnym czasie, więc chodzą udawać intelektualistów. A jak nie zdadzą to co z tego, tatuś i tak pomoże – pogardliwie odpowiada na nasze pytanie o "prawników" Piotrek, absolwent kierunku.
Ale, jak się okazuje, nie tylko dziewczyny przejmują się wyglądem. Krystian, który właśnie kończy studia na Uniwersytecie Warszawskim, charakteryzuje męskiego lansiarza: – Okularki Hilfigera, koszulka Polo Ralph Lauren, japonki, obowiązkowo Mac. – Pytamy o komórki, czy trzeba mieć iPhone'a, czy można coś innego. Odpowiedź jest zaskakująca. – No co ty, komórki? Teraz to już tylko tablecik, komórki wyszły z mody!
Seks, podryw, maturzystki
Monika z historii sztuki przyznaje: do BUW-u "nie wypada" przyjść źle ubranym w towarzystwo – Ale to chyba dlatego, że oni tu często przychodzą na podryw. Laski się odstawiają, żeby faceci zwracali na nie uwagę i odwrotnie – mówi studentka. Sposoby na podryw w bibliotece są różne. Od klasycznego pytania: "Czy wypijesz ze mną kawę?" po bardziej wymyślne środki. Krystian przywołuje przykład swojego kolegi, który - choć studiuje stosunki międzynarodowe - wypożyczał książki z prawa. – Żeby móc zagadywać do dziewczyn, bo bardziej lecą na prawników – mówi ze śmiechem 24-latek. Jego kolega wtedy "kręcił się" wokół towarzystwa prawniczego, a z odpowiednią książką łatwiej było nawiązać kontakt: – Zaczyna się od takiej gadki: z
Jak poderwać w bibliotece?
"Zaczyna się od takiej gadki: z czego masz egzamin, a z kim, jak długo tu siedzisz, a potem już idzie: to może jutro gdzieś wyskoczymy coś porobić po BUWie?"
czego masz egzamin, a z kim, jak długo tu siedzisz, a potem już idzie: to może jutro gdzieś wyskoczymy coś porobić po BUWie?
Na podryw przychodzą zarówno studentki, jak i studenci. Każdy ma swoją metodę, niektórzy potrafią robić podchody miesiącami - zaczynając od nieśmiałych uśmiechów, przez zdawkowe rozmowy, do pełnej zażyłości. Pełnej, czyli seksu, bo według legend to też się zdarzało. – Tam są takie pokoje, które teraz pozamykano, bo ponoć w nich właśnie parki uprawiały seks – wskazuje Klaudia.
Najbardziej jednak spragnione kontaktu z płcią przeciwną są w BUW-ie… maturzystki. Wspomina o nich kilku różnych rozmówców i nigdy w pozytywnym kontekście. – Ciągle gdzieś chodzą, chichoczą, gadają. Chcą się uczyć, ale o mężczyznach, na pewno nie do matury – ironizuje Krystian.
Sposób na lansiarza
Chociaż studentów skupionych na nauce nadal jest w bibliotece więcej, niż lansujących się, to i tak ci drudzy psują nastrój. Na szczęście, są na to sposoby. Przede wszystkim: zaszycie się w ciemnym kącie. Ważne są też godziny, w których przychodzi się do BUW-u, chociaż tutaj brakuje wśród studentów zgodności. Jedni wskazują, że najlepiej jest w środku dnia, kiedy prawie nikogo tam nie ma. Inni - że należy siedzieć w nocy, bo lansiarze wtedy muszą przejść się na imprezkę i pokazać na mieście, w związku z czym
masowo opuszczają bibliotekę.
– Chociaż czasem po prostu nie da się wytrzymać, są takie dni, że po prostu wszystkich rozpraszają. Ale co zrobić, to po prostu ludzka głupota – mówi z irytacją Kasia. Wtóruje jej Krystian: – Niestety, oni wejdą wszędzie. A najgorzej jest tak od 18.00 do 21.00, wtedy zbiera się ich najwięcej. Ja jak idę do BUW-u to tylko się uczyć. Zaszywam się tam gdzie jest najciszej, żeby nikt mnie nie rozpraszał i kuję, żeby zdać, innym radzę to samo – sugeruje 24-latek.
Tych, którzy wolą naukę od rozrywek, lans wkurza. I chociaż "kujony" są w przewadze, to lans po prostu widać i słychać, dlatego tak przeszkadza - i dlatego też buwing staje się tak popularny. Kiedy trafi się na spokojny moment, to atmosfera do przyswajania wiedzy jest naprawdę dobra, poza tym BUW to miejsce świetnie wyposażone. Niestety, niektórzy mylą je z knajpami z Nowego Światu. I to pewnie oni potem narzekają na wymagających pracodawców. A przecież tak długo się uczyli.
Reklama.
Kasia
Studentka dziennikarstwa
Kiedyś i obok mnie siedziała grupa towarzyskich "prawników". Usiedli w swoim gronie i zamiast się uczyć to gadali i chodzili.
Kasia
Studentka
Dziewczyny, dla których nauka jest na drugim planie, mają swój cały dress-code: szary dres, buty emu, markowa torebka. Na stole obowiązkowo milion książek i laptop. No i zakreślacze we wszystkich kolorach tęczy, żeby przypadkiem nikt nie pomyślał, że oni przyszli na lans.