Krzysztof Starnawski  protestuje przeciwko podróżnikom-kłamcom.
Krzysztof Starnawski protestuje przeciwko podróżnikom-kłamcom. Fot. Shutterstock
Reklama.
Krzysztof Starnawski jest m.in. ratownikiem TOPR, płetwonurkiem i speleologiem. W 1999 r. zdobył prestiżową nagrodę "Kolosa" za wyczyn roku – rekord Polski w nurkowaniu, ustanowiony z jednej z czeskich jaskiń. W 2011 r. ustanowił rekord świata w nurkowaniu na obiegu zamkniętym schodząc na głębokość niemal 300 metrów. W ubiegłym roku zakończył wraz z zespołem trwającą 20 lat wyprawę w jaskini Hranicka Propast i udowodnił, że jest to najgłębsza zalana jaskinia na świecie (ma ponad 400 m głębokości). Ostatnio był nominowany do nagrody Podróżnika Roku 2017 National Geographic. Wśród podróżników Starnawski cieszy się niekwestionowanym autorytetem. I pewnie dlatego zdecydował się zabrać głos w imieniu całego środowiska.
"Jeśli nie zareagujemy stanowczo..."
Tuż przed dorocznym świętem polskich podróżników, jakim jest gala "Kolosów" w Gdyni, Starnawski zamieścił na Facebooku gorzką ocenę tego, co się w gronie odkrywców i eksploratorów staje coraz większym problemem. Chodzi o koloryzowanie swoich osiągnięć, a czasem wręcz o oszukiwanie.
Przykładów takiego oszukiwania jest coraz więcej. O niektórych głośno jest na całym świecie.
Krzysztof Starnawski
podróżnik

Marcin Gienieczko to jeden z najbardziej wzorcowych antyprzykładów w naszym polskim podróżniczym środowisku. Jego doniesienia i relacje z podróży wzbudzają spore wątpliwości. Nawet kiedy został złapany "za rękę" na swoim kłamstwie dotyczącym ostatniego przepłynięcia Amazonki, nie przyznawał się do winy i unikał konfrontacji.

"To sprawy do rozstrzygnięcia w Waszym środowisku..."
Gienieczko w 2015 r. trafił do księgi rekordów Guinnessa za samotną podróż canoe po Amazonce i jej dorzeczu. Po roku ze strony internetowej Guinnessa informacja o rekordzie jednak zniknęła, bo okazało się, że to wcale nie była samotna podróż. Na wielu etapach podróży za Gienieczkę wiosłował zatrudniony przez niego peruwiański przewodnik. Peruwiańczyk wychodził z canoe, gdy trzeba było zrobić dokumentalne zdjęcia. Mało tego – przewodnik twierdzi, że dwukrotnie łódź Polaka holowało peruwiańskie wojsko.
logo
Apel grupy podróżników do PKOl o odebranie patronatu nad wyprawą Marcina Gienieczki na Biegun Południowy. Fot. Facebook.com
– Postawa Gienieczki jest kuriozalna – mówi Starnawski i powołuje się na autorytet Piotra Chmielińskiego, wybitnego kajakarza, który jako pierwszy przepłynął całą Amazonkę. – Piotr Chmieliński bardzo dokładnie zbadał temat, udowodnił nieścisłości i przekłamania w relacji Gienieczki. Marcin jednak nic sobie z tego nie robi i, mimo że Guinness odebrał mu przyznany wcześniej rekord, Gienieczko dalej publicznie chwali się dyplomem. Co więcej, twierdzi, że ataki na niego to zemsta zazdrośników. Szczerze mówiąc, nigdy w życiu nie spotkałem człowieka z takim tupetem, bez krzty samokrytycyzmu i pokory – opowiada Starnawski (wyjaśnienia Marcina Gienieczki zamieszczamy poniżej).
– Zwróciliśmy się z protestem do Polskiego Komitetu Olimpijskiego, aby nie przyznawał patronatu Gienieczce nad jego wyprawą na Biegun Południowy. Niestety, ten apel został, delikatnie mówiąc, zignorowany – ubolewa laureat także tegorocznego "Kolosa", tłumacząc, że takie przypadki szkodzą całemu środowisku.
"Łatwo ulec pokusie..."
Ale negatywnych przykładów jest znacznie więcej. Starnawski wymienia nazwisko nurka, który utrzymuje, że pobił rekord świata, choć udowodnić tego nie potrafi. Za to inne dowody jasno pokazują, że takiego nurkowania nie dokonał. Inny z kolei nurek miał fałszować wykresy profili nurkowych, by uwiarygodnić swoje rekordowe nurkowanie. Starnawski przywołuje też historię małżeństwa wspinaczy, Dawida Kaszlikowskiego i Elizy Kubarskiej, którym odebrano nagrodę "Jedynki", bo relacja z ich wyprawy zawierała liczne przekłamania co do trudności wytyczonej drogi.
Starnawski przyznaje, że takie oszustwa to wcale nie jest polska specjalność i przypomina choćby sprawę austriackiego wspinacza Christiana Stangla. "Skłamał, że stanął na szczycie K2, a po roku przyciśnięty przez środowisko przyznał się na konferencji do oszustwa, do którego skłonił go strach przed porażką" – pisze na Facebooku. A w rozmowie z naTemat stwierdza, że robi się tego za wiele i czas najwyższy zaprotestować i przeciwdziałać temu zjawisku, nim sport podzieli losy polityki gdzie wartości takie jak honor i uczciwość już dawno straciły u wielu na znaczeniu. Wyjaśnia przy tym, skąd – jego zdaniem – bierze się ta seria oszustw.
Krzysztof Starnawski
podróżnik

Sponsorzy oczekują spektakularnych sukcesów. Czując presję z ich strony, łatwo ulec pokusie i pójść na skróty.

– Prawdziwi podróżnicy zdają sobie sprawę z istnienia tego problemu. Mój apel o to, by piętnować oszustwa, nie jest kierowany do naszego środowiska. To jest apel do ludzi, którzy uwiarygadniają opowieści tych rzekomych zdobywców i rekordzistów, by weryfikowali to, co oni mówią – tłumaczy Starnawski. Wyjaśnia, że ma na myśli dziennikarzy, portale podróżnicze, a także sponsorów, którzy finansują wiele wypraw.
Krzysztof Starnawski
podróżnik

Nawet jeśli w środowisku podróżniczym ktoś sprzeciwi się takim zachowaniom, to zazwyczaj o takim proteście jest głośno dzień lub dwa. A to powinna być długofalowa walka. Chęć przebicia się w mediach, potrzeba zdobycia kasy – to wszystko stworzyło taki system, w którym opłaca się oszukiwać. Kiedyś było to nie do pomyślenia, 30 lat temu taki skompromitowany podróżnik nie miałby racji bytu. Ale cóż – zmieniły się czasy i powoli wśród podróżników robi się tak, jak wśród polityków, gdzie honor nie jest w cenie...

Bo dziś w podróżach wszystko musi być "naj". Dopiero wtedy za tym idzie rozgłos, za rozgłosem sponsorzy, za sponsorami pieniądze. Nic dziwnego, że podróżnicy robią wszystko, aby w ich wyprawach tego "naj" było jak najwięcej. Nawet jeśli to "najlepsze", "największe", "najszybsze", "najwyższe", czy "najgłębsze" nie do końca zasługuje na ten przedrostek.

AKTUALIZACJA

Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl

Marcin Gienieczko, już po publikacji tego artykułu, przesłał nam wyjaśnienia dotyczące zarzutów Krzysztofa Starnawskiego. Oto ich fragmenty:
"Nie jest to żadną tajemnicą, że otwarcie i negatywnie wypowiedziałem się na temat tego festiwalu (Kolosy – przyp. red.). Jak to możliwe, że regulamin Kolosów mówi wyraźnie, że aby zgłosić wyprawę, należy ją ukończyć do końca roku (później organizator to zmienił), za jaki jest przyznawana nagroda, po czym nagle okazuje się, że wygrywają uczestnicy, którzy ani wcześniej nie istnieli w programie, ani wyprawy nie ukończyli w 2015 roku, tylko w 2016? Równocześnie, po interwencji, nagle zostaje zmieniany regulamin na korzyść nowych uczestników? Stąd mój wyraźny sprzeciw przeciwko takim nieuczciwym praktykom i nierzetelnemu podejściu do uczestników. I za to teraz ponoszę karę. Bo śmiałem się sprzeciwić "Szacownemu Gremium".
(...)szeroko rozprawiano na temat mojej dyskwalifikacji Guinnnes World Records. Otóż GWR parę dni temu zniósł oficjalnie ze swojej strony wypowiedź o dyskwalifikacji mojego rekordu. To chyba daje dużo do myślenia…warto tym wiedzieć. Więc na czasie. Dlaczego? Otrzymałem informację od szefostwa Guinness World Record, że zbyt pochopnie podjął decyzję o zniesieniu wpisu nie znając wystarczająco dużo szczegółów i dowodów.
(...)Odnosząc się do kolejnych zarzutów: "Jego doniesienia i relacje z podróży wzbudzają spore wątpliwości. Nawet, kiedy został złapany "za rękę na swoim kłamstwie dotyczącym ostatniego przepłynięcia Amazonki, nie przyznawał się do winy i unikał konfrontacji".
Jest to nieprawda, gdyż byłem w grudniu 2016 r. na spotkaniu autorskim w Górze Kalwarii. W załączniku korespondencji, jeden z organizatorów - Pan Mariusz Cholewski, który to sam zaproponował rozmowę, zapraszał wszystkich, którzy chcieliby ze mną podyskutować na sporne tematy. Nikt nie przyjechał porozmawiać. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy to ja zachęcam do konfrontacji i nigdy jeszcze to się nie stało, ci najwięksi oponenci po prostu nie mają odwagi. Lepiej i łatwiej hejtować w zaciszu najlepiej na FB , w wygodnym fotelu".