TVP Info znalazła sposób jak przedstawić magister Julię Przyłębską, obecną prezes Trybunału Konstytucyjnego jako równorzędnego przeciwnika dla prof. Andrzeja Rzeplińskiego, byłego szefa Trybunału. Na chwilę zrobili z niej profesora.
Trwa walka na tytuły naukowe w Trybunale Konstytucyjnym. Po objęciu prezesury w TK przez Julię Przyłębską ze strony internetowej tego gremium zniknęły w tajemniczych okolicznościach tytuły profesorskie przy nazwiskach sędziów. Złośliwi składali to na karb tego, że sama prezes jest tylko magistrem. W czwartek wieczorem Przyłębska gościła jednak w TVP Info i na twitterze stacja przedstawiła ją już jako profesor Julię Przyłębską.
O aferze z tytułami profesorskimi przy biogramach sędziów na stronie internetowej TK - już po objęciu prezesury przez Przyłębską – pisaliśmy tutaj. W czwartek użytkownicy twittera mogli się dowiedzieć z TVP Info, ze prezes posiada tytuł profesora.
Czy to tylko awans wynikający z niewiedzy? Niektórzy dziennikarze profesorem tytułowali już przecież innego prezesa Trybunału Jerzego Stępnia, choć nigdy nim nie był i już jako były prezes TK zwraca uwagę na to by tak się do niego nie zwracać. A może TVP Info chciało po prostu podnieść prestiż swojej rozmówczyni? Sprawa szybko się wyjaśniła, bo tytuł profesorski został nagle jednak Przyłębskiej "odebrany".
Przyłębska w TVP Info odniosła się pierwszy raz do oskarżeń o agenturalną przeszłość swojego męża Andrzeja Przyłębskiego, ambasadora RP w Niemczech, którego była SB zarejestrowała jako TW "Wolfganga"
– Należy poczekać, jak zakończy się postępowanie IPN ws. mojego męża - powiedziała w czwartek prezes TK. Podkreśliła, że każdy może zapoznać się z dokumentami IPN na temat tej sprawy. Na pytanie, czy "ten fakt" był jej znany wcześniej, prezes TK odpowiedziała: Tak, był znany. Wszystkie dokumenty zostały opublikowane; każdy może zapoznać się z tymi dokumentami i zobaczyć, czy są tam jakieś dokumenty, które pokazują na współpracę - dodała sędzia Przyłębska.
Na uwagę, czy sam fakt podpisania zobowiązania nie jest kompromitujący, odparła, że "jest to kwestia oceny całokształtu sprawy na podstawie dokumentów".