
Takie przysmaki to konsekwencja diety, którą stosuje Katarzyna. – Od wielu lat karmię psa dietą o nazwie BARF, od Biologically Appropriate Raw Food albo Bones And Raw Food. Trafiłam na to w internecie, kiedy pojawił się w moim życiu pies i miał problemy żołądkowe, ciągle biegunki. Znalazłam wówczas w anglojęzycznym internecie informację, że jest taki sposób żywienia i bardzo go sobie chwalę, przekonałam do niego nawet kilku moich znajomych – wyjaśnia.
Trzeba karmić surowym mięsem, kośćmi, chrzęśćmi i dodatkami w stylu pazury, skóra. Podstawą wyżywienia psowatych są bowiem inne zwierzęta, najczęściej roślinożercy i to bardzo istotne. Taka sarna dostarcza dużo białka, ale w momencie upolowania jej dziki pies zacząłby od rozprucia brzucha i zjadłby żołądek z zawartością. Tam znalazłby przetrawiony pokarm roślinny i tak uzupełniłby sobie węglowodany, minerały itd. Odtworzenie tego w domu nie jest łatwe. Żywię psa mięsem takim, jakie jestem w stanie kupić. Im bardziej różnorodne, tym lepiej. Przez 10 lat BARF się w Polsce jednak spopularyzował i jest łatwiej. Ludzie organizują się w grupach na Facebooku i zamawiają mięso prosto z rzeźni.
Zaskakujących – dla niewtajemniczonych w psią kuchnię – niespodzianek jest więcej. W sieci roi się także od ofert sprzedaży innego psiego przysmaku. To wspomniane już tchawice wołowe. I tutaj tradycyjnie możemy je kupić w całości lub w kawałkach.
Wołowina i wieprzowina brzmi zbyt zwyczajnie? Nie ma sprawy – teraz psy rozpieszcza się także dziczyzną, której wielu Polaków smaku nawet nie zna.
Dla tych, którzy chcieliby zaserwować swoim pupilom coś specjalnego, ale nie przekonują ich bycze penisy, a kabanosy uważają za przysmak dla ludzi, zawsze jest szeroka oferta kości.
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl