Szef firmy akwarystycznej odpowiada teraz za produkcję pocisków, bomb i materiałów wybuchowych dla polskiej armii.
Szef firmy akwarystycznej odpowiada teraz za produkcję pocisków, bomb i materiałów wybuchowych dla polskiej armii. Nitro-Chem, Idolek/Facebook.com
Reklama.
Krzysztof Kozłowski to wraz z bratem współzałożyciel firmy Idolek - znanej i lubianej wśród bydgoskich akwarystów. Ekspert w dziedzinie hodowli błazenków (to taka pomarańczowa rybka znana z filmy "Gdzie jest Nemo"). W archiwum "Gazety Wyborczej" są jeszcze artykuły, w których udzielał porad jak profesjonalnie urządzić oceaniczne akwarium. Jego firma specjalizuje w zakładaniu największych i najdroższych zbiorników z rybami.
logo
Jest ekspertem od akwariów i odniósł sukces w branży. Teraz pełni obowiązki prezesa spółki produkującej bomby lotnicze. Facebook.com / Idolek
Zaledwie kilka dni temu dobra zmiana wywindowała Kozłowskiego na szczyt kluczowej dla polskiej armii firmy chemicznej Nitro-Chem. To producent materiałów wybuchowych: dynamitu, trotylu, heksogenu, ale także głowic pocisków i bomb dla polskiej armii. Dobra zmiana wstrząsnęła pracownikami spółki, bo poprzedni prezes Tomasz Ptaszyński pracował w tej firmie ponad 20 lat i przeszedł wszystkie szczeble stanowisk.
Akwarysta? Jakim cudem? 42-letni Kozłowski jest znany jako lokalny działacz Solidarnej Polski i asystent posła Tadeusza Cymańskiego. Po wygranych przez PiS wyborach wszedł do rady nadzorczej Nitro-Chemu. W wypowiedzi dla Expressu Bydgoskiego Kozłowski wyjaśnił, że przez kilkanaście lat sprawował funkcje kierownicze w różnych firmach. Zdążył także już skrytykować poprzednika, że tanio sprzedał budynek biurowy, zaś kontrakt z Albanią (tu już brak szczegółów, bo tajne) miał przynieść miliony strat. Tak naprawdę Nitro-Chem ma się całkiem nieźle – ze sprzedaży materiałów wybuchowych ma 155 mln przychodu i osiąga kilka milionów złotych zysku na czysto.
Jak dowiadujemy się od rzecznika prasowego Nitro-Chemu, zaledwie po kilku dniach prezes został rzucony na głęboką wodę. Negocjuje ważny kontrakt w Warszawie. Z tego powodu nie udało nam się z nim porozmawiać.
– Jesteśmy bezradni, kolejni Misiewicze szturmują fotele spółek zbrojeniowych. To możliwe, bo ze statutów spółek pousuwano zapisy określające wymagane branżowe kompetencje menedżerów – mówi nieoficjalnie jeden z byłych menedżerów Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Jak podawał serwis OKO.press, od czasu gdy nadzór nad spółkami zbrojeniowymi przejął MON Antoniego Macierewicza, w zarządach i radach nadzorczych pojawiła się setka osób. Przypadkowych jak np. Radosław Obolewski czy Bartłomiej Misiewicz, którzy pracowali w aptece w Łomiankach.