
"Opowiem dowcip. Co zrobić, gdy w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym jest kolejka? Lekarz staje na środku i krzyczy: 'Wy-pier...! Wy-pier...'. Ludzie uciekają w popłochu. Zostają tylko ci, którzy nie są w stanie wyjść samodzielnie. I oni są we właściwym miejscu" – pisze w nowym "Newsweeku" Paweł Reszka. Jego relacja pokazuje, jak niewydolna jest polska służba zdrowia, dlaczego jej pracownicy są obojętni na ludzką krzywdę i dlaczego mają problemy z uzależnieniami.
Był to też dla mnie eksperyment – chciałem zrozumieć, kiedy system, bezduszny szpital, zabije we mnie empatię. Szybko mnie wyrzucili, gdy zorientowali się, że jestem dziennikarzem, ale zobaczyłem sporo.
Rezydentka onkologii, chyba najbardziej depresyjnego oddziału, opowiadała: Mój mąż zwrócił mi uwagę, że nie ma ze mną kontaktu. Wracam z pracy i siadam jak zombie przed telewizorem. Albo nawet nie przed telewizorem, tylko w kuchni. Siedzę, gapię się w ścianę i na nic już nie mam siły, nie zwracam na nic uwagi. Nawet na moje dziecko, które domaga się jakiejś atencji, bo nie widziało mnie przez tyle godzin. Wiem, ale ja po prostu nie mam siły.
Mija kilkanaście lat. Na oddziale chirurgicznym jest dokładnie tak samo. Kupili nam tomograf, ale ciągle przywożą nam pijaków. Wszystkich trzeba zbadać, niektórych zostawić na obserwację. Są tak samo brudni, agresywni, śmierdzą. Niedawno znów nam przywieźli takiego ochlapusa. Była awantura, chciał nas bić, robił pod siebie. Los chciał, że dyżur mieliśmy w tym samym składzie co przed laty. Tamta dziewczyna i ja, lekarz po czterdziestce. Przypomniało mi się tamto zdarzenie z początku naszej pracy.
