
Podobno bez nich żadna dobra impreza się nie odbędzie. Od półtora roku trzy didżejki trzęsą stołecznymi parkietami i nic nie wskazuje na to, by miały przestać. Przynajmniej nieprędko. A najlepsze, że działalność grupy Princess Rap zaczęła się od żartobliwego wpisu na Facebooku.
REKLAMA
Dzieło przypadku
Natalia Kusiak, Tycjana Acquasanta i Ola Chojnacka mają już zajęcie do końca roku. Przed nimi wakacyjny sezon i pewnie wam też umilą ciepłe wieczory nad Wisłą. Selekcję muzyczną uczyniły swoim znakiem rozpoznawczym. Początkowo ta była zbitką nieprzesłuchanych do końca numerów, a Princess Rap formą żartu. – Miałam zadanie z pracy, żeby znaleźć DJ-a na poniedziałkową imprezę znajomych – opowiada Kusiak. – Skontaktowałam się z kilkoma osobami, podałam stawkę, myślę, że nie najgorszą, ale chętnych nie było – dodaje.
Natalia Kusiak, Tycjana Acquasanta i Ola Chojnacka mają już zajęcie do końca roku. Przed nimi wakacyjny sezon i pewnie wam też umilą ciepłe wieczory nad Wisłą. Selekcję muzyczną uczyniły swoim znakiem rozpoznawczym. Początkowo ta była zbitką nieprzesłuchanych do końca numerów, a Princess Rap formą żartu. – Miałam zadanie z pracy, żeby znaleźć DJ-a na poniedziałkową imprezę znajomych – opowiada Kusiak. – Skontaktowałam się z kilkoma osobami, podałam stawkę, myślę, że nie najgorszą, ale chętnych nie było – dodaje.
Do głowy wpadł jej wtedy pewien pomysł. – Opublikowałam ogłoszenie na Facebooku, chyba nawet bez konsultacji z dziewczynami, że we trzy rozważamy założenie kolektywu didżejskiego i... tego samego dnia dostałyśmy propozycję: "Dobrze, to zagrajcie ze mną w sobotę na imprezie". To był poniedziałek – słyszę. Zgodziły się i pięć dni później, już jako Princess Rap, stanęły przed tłumem.
Nieco o DJ-owaniu wiedziała Tycjana – pracowała w klubie muzycznym, dla Natalii i Oli, które organizowały eventy, było to niezbadane terytorium. – Zastanawiało jak didżeje dobierają muzykę, w jakiej kolejności puszczają kawałki – przyznaje. Na debiut przygotowały ok. 25 utworów. – Absolutne hity do tańczenia. "Toxic" Britney Spears, "Anaconda" Nicki Minaj, Sean Paul – wymienia Acquastanta. Występ okazał się sukcesem, na dziewczyn spadł deszcz propozycji.
Złe miłego początki
Nie czują się profesjonalistkami, początkowo występowały dla zabawy i na zasadzie: "zobaczymy, co z tego będzie". Nazwa miała to odzwierciedlać. Kiedy zawodowcy spytali, co chcą grać, nie wiedziały specjalnie, jak odpowiedzieć. – Od słowa od słowa określiłyśmy to słowami "princess rap" – tłumaczy Ola. – Taki rap, ale trochę dla dziewczyn – dodaje Tycjana.
Nie czują się profesjonalistkami, początkowo występowały dla zabawy i na zasadzie: "zobaczymy, co z tego będzie". Nazwa miała to odzwierciedlać. Kiedy zawodowcy spytali, co chcą grać, nie wiedziały specjalnie, jak odpowiedzieć. – Od słowa od słowa określiłyśmy to słowami "princess rap" – tłumaczy Ola. – Taki rap, ale trochę dla dziewczyn – dodaje Tycjana.
Dwa tygodnie po pierwszej imprezie, przyjaciółki zagrały znowu. Mam wrażenie, że trochę kokietują mówiąc: to był performance. Ponoć chciały nadrobić braki techniczne, które szybko zaczęto im wytykać. Kiedy żart przerodził się w niezły biznes, w środowisku, a nawet wśród znajomych, pojawiły się opinie, że to trochę nie fair. Dziewczyny to dotknęło, ale zysków wciąż było więcej niż strat. A hejterzy później potrafili bawić się na ich imprezach.
Od półtora roku Princess Rap przyciągają imprezowiczów. – Najfajniejsze jest to, jak ludzie się bawią, kiedy zagadują i chwalą albo kiedy słyszymy, że chodzą tam, gdzie gramy. Niedawno poznałyśmy dziewczyny, które przyjechały dla nas specjalnie z Poznania. Tak przynajmniej nam powiedziały – mówi Tycjana. Od jakiegoś czasu kolektyw jest znany i poza Warszawą, ostatnio był w Sopocie. Zabawa trwała tam do białego świtu. – Było tak przednio, że organizatorzy postanowili zignorować godzinę policyjną – opowiada Ola.
Praca o innej energii
Można pomyśleć, że kilkugodzinne sety są świetną zabawą i niczym więcej. Nic bardziej mylnego. Szybko rozwijający się zespół działa jak dobrze naoliwiona maszyna, nad którą główną pieczę sprawuje Acquasanta. To ona trzyma w ryzach bookingi i dogadywanie stawek, które, jak przyznaje, przez pierwsze miesiące były bardzo elastyczne. – Boże, myślałam, ktoś chce nam płacić, bierzmy jak najmniej – wspomina. Dziś wiedzą, ile jest warta ich praca.
Można pomyśleć, że kilkugodzinne sety są świetną zabawą i niczym więcej. Nic bardziej mylnego. Szybko rozwijający się zespół działa jak dobrze naoliwiona maszyna, nad którą główną pieczę sprawuje Acquasanta. To ona trzyma w ryzach bookingi i dogadywanie stawek, które, jak przyznaje, przez pierwsze miesiące były bardzo elastyczne. – Boże, myślałam, ktoś chce nam płacić, bierzmy jak najmniej – wspomina. Dziś wiedzą, ile jest warta ich praca.
Słowa "praca" i "zawód" często przewijają się w naszej rozmowie. Princess Rap dla każdej jest rodzajem odskoczni, którą traktują jednak równie poważnie, jak to, czym zajmują się na co dzień. Natalia zajmuje się promocją filmów fabularnych, Ola pracuje w branży nieruchomości, działką Tycjany są z kolei social media, promocja i bookingi muzyczne. Wspólnymi siłami otworzyły nowy rozdział zawodowego życia.
To jest praca, w której trzeba spędzić x godzin, ale równocześnie to praca o zupełnie innej energii. I mimo tego że idziesz z pracy do pracy dostajesz też okazję do resetu, oderwania się od swojej codzienności.
– Myślę, że to przygoda naszego życia. Kiedy spojrzymy na to z perspektywy kilku lat, ciężko będzie uwierzyć, że ot tak na to wpadłyśmy i nabrało to takiego tempa – dodaje Ola. Didżejowanie bywa męczące. Co jest rekompensatą zmęczenia? – Stajesz w pustej sali, która wypełnia się w przeciągu 30-40 minut. Wszyscy się bawią, a ty jesteś na przykład świadkiem nawiązania romansu – odpowiada Natalia. Wiele znaczy też widok znajomych twarzy i akceptacja środowiska.
Królowe nocnego życia Warszawy
Kolektyw zna stołeczne kluby od podszewki, od muzyki zaczynając, kończąc na gościach. Opinia, że Princess Rap rozwijają się w stolicy najszybciej albo że bez nich fajnej imprezy nie będzie, raczej nie wzięła się znikąd. Kiedy to mówię, dziewczyny są szczerze zdziwione, choć nie umniejszają też swojego sukcesu. – Z niewielkim nakładem środków, zorganizowałyśmy sobie równoległą pracę, którą mamy okazję wykonywać. Myślę, że nie każdy, kto chce zostać didżejem, mógłby w ciągu praktycznie 2-3 miesięcy doprowadzić do sytuacji, w której ma co weekend jakiś booking w najlepszych klubach... – zauważa Natalia.
Kolektyw zna stołeczne kluby od podszewki, od muzyki zaczynając, kończąc na gościach. Opinia, że Princess Rap rozwijają się w stolicy najszybciej albo że bez nich fajnej imprezy nie będzie, raczej nie wzięła się znikąd. Kiedy to mówię, dziewczyny są szczerze zdziwione, choć nie umniejszają też swojego sukcesu. – Z niewielkim nakładem środków, zorganizowałyśmy sobie równoległą pracę, którą mamy okazję wykonywać. Myślę, że nie każdy, kto chce zostać didżejem, mógłby w ciągu praktycznie 2-3 miesięcy doprowadzić do sytuacji, w której ma co weekend jakiś booking w najlepszych klubach... – zauważa Natalia.
Każda robi na mnie inne wrażenie. Kusiak jest bardzo skupiona i waży każde słowo, Acquasanta to typ zwariowanej dziewczyny, od Chojnackiej bije zaś stoicki spokój. Spędzają ze sobą mnóstwo czasu, niejako więc uprzedzają moje pytanie o spięcia, wynikające z różnic charakterów. – Nie ma ich – przekonują. Aczkolwiek trudno już powiedzieć im, że będą didżejkami przez kolejną dekadę. Na razie żyją chwilą.
– Szczerze mówiąc, kiedy myślę o tym, jak grałyśmy na początku, a jak gramy teraz, to jest po prostu niebo i ziemia. I tylko się cieszyć – uważa Ola. Wiedzę chłoną od bardziej doświadczonych kolegów, tworząc coś swojego. – Czasem same jesteśmy pod wrażeniem, czasami się wstydzimy, przybijamy sobie piątki albo chowamy za didżejkę udając, że nic się nie stało – tak działalność Princess Rap ocenia Tycjana. Grupa nie zwalnia tempa i występuje praktycznie bez przerwy, najczęściej w klubach Miłość i Niebo, właśnie po raz pierwszy odwiedziła Kraków. Całkiem nieźle, jak na historię będącą dziełem przypadku i żartu.
Dziewczyny można śledzić na Facebooku pod tym linkiem.
