
Jan myślał, że klęknie, kiedy 82-latka zapytała, czy nadal jest aktywny. – Ale, jak aktywny, czy na nogach jeszcze chodzę? – dopytywał. – Na co ona prosto z mostu, czy seks jeszcze uprawiam – oburza się. Janina na randki umawia się bardzo rzadko. Jeśli już się spotyka to z panami, którzy mają ładny głos, poprawnie budują zdania. – Z łapciuchami nie mam o czym rozmawiać. Szkoda czasu i atłasu – kwituje. Przy każdym kolejnym ogłoszeniu matrymonialnym, które ląduje w gazecie, zarzeka się, że to już ostatni raz.
Krystyna, 68 lat, szuka: dobrego człowieka, nie pijaka
W ogłoszeniu siebie opisuje tak: brunetka, wdowa, ładny biust, niebrzydka, włosy długie, bez nałogów, z emeryturą i dobrym sercem. Mieszka na mazowieckiej wsi. A szuka pana, ale wyłącznie wolnego, najlepiej wdowca, zmotoryzowanego, z dobrocią serca. Dzwonię. Krystyna chętnie opowie o poszukiwaniach miłości, ale wyłącznie przez telefon. Za nic w świecie nie chce się spotkać i powiedzieć, gdzie mieszka. Zastrzega też, żeby nie pisać, skąd pochodzi i jak ma na imię. Ściszonym głosem zdradza, że nawet dzieciom nie powiedziała, że rozgląda się za partnerem na stare lata. Do gazety podała ją 78-letnia kuzynka, która już piątego pana tak poznała. Krystyna nie dowierzała, że jej się uda, ale tak dokucza jej samotność, że w końcu usiadła i napisała parę słów o sobie. Teraz trochę się wstydzi, że wspomniała o biuście. Ale w końcu ma taki, że mogłaby nim kilka sąsiadek obdzielić. Szczegółowo opisuje mi swoją anatomię: wysoka po tacie, przystojna po mamie. – Córka mi mówi, że mam ładną buzię. Ciągle jestem rześka i żywotna – reklamuje się.
Powiem brzydko, bo jestem stara i dużo powiedzonek znam: "Na starej piczy, to się ch*** ćwiczy”. Tacy są nasi seniorzy. Najgorsi ci warszawscy. Są tak zadufani w sobie, że głowa mała. Jeden mówi, że na ciągniku by się przejechał, ja mu na to, żeby se kupił. I wyłączam się, bo na co komu takie głupoty. Inny mówi, że wczoraj był u jakiejś pani, a dziś przyjechałby do mnie. Ale opowiada mi, że z nią wyprawiał seks i było okej. Więc ja mu na to: "a spier*** ty facet ode mnie". Jakby moje dzieci wiedziały, że ja takie telefony miałam, to powiedziałyby mi: "mamo, że ciebie chyba poje*** na stare lata.
Janina, 70 lat, szuka: perełki w tym barachle
Janina napisała o sobie, że "twardo stąpa po ziemi". I już w rozmowie słychać, że nie kłamała. Nie pozwala sobie na żadne zbędne słowa. Mówi wyłącznie na temat – o poszukiwaniu partnera, wątki poboczne – czyli rodzina, o to absolutnie nie zahacza. W krótkim ogłoszeniu w "Kontakcie" napisała, czego wymaga od kandydata i irytuje się, kiedy dzwonią panowie, którzy tych oczekiwań nie spełniają. Partner Janiny powinien być: "niezgnuśniały, rzutki, zmotoryzowany". Zaimponować jej można "wiedzą, a nie seksem". "Bajerantom i gadułom z miejsca dziękuje". A tym "niezdecydowanym mówi stop". Ewentualne poznanie miałoby nastąpić w kawiarni. O sobie pisze tylko: 70 lat, "bardzo dobrze utrzymana, niebrzydka, wykształcona, twardo stąpa po ziemi".
Nie jestem seksturystyką. Mój dom to nie hotel. Mężczyźni są przyzwyczajeni do tego, że zaraz pani zaprosi do domu, obiad postawi, wikt i opierunek, a i coś więcej. Ani nigdzie nie jeżdżę, ani nikogo do domu nie zaproszę. Pierwsze spotkanie w kawiarni. Najpierw rozmowa, wzajemna ocena, poznanie się, każdy potem płaci za siebie. Mnie mężczyzna musi zafascynować. Spotkałam się może z 7 razy. Pani wybaczy, ale jak stare chłopisko przychodzi w dresie albo takie zapyziałe, to się odwracam na pięcie i uciekam.
Hanna, znalazła i postawiła warunek: "ślub"
Jak Hanna owdowiała 18 lat temu, to absolutnie nie myślała o ponownym zamążpójściu. A tym bardziej o szukaniu sobie chłopa. Chociaż została sama jak palec, bo nie ma dzieci. ("Urodziła, ale były komplikacje, teraz by sobie z tym poradzili"). Ale teraz już wie, że źle żyć w pojedynkę. Lata lecą, chorób przybywa. Dostała cukrzycy. – Cukrzyk, proszę panią, nie może być sam. Jest wielkie ryzyko, bo jak nie zdążę wziąć cukru na czas, to mogę stracić przytomność – powtarza za lekarzem. Dlatego też Hanna regularnie od pięciu lat zamieszczała ogłoszenia w gazetach. Ale już przestała. W końcu będzie mogła powiedzieć lekarce, że nie mieszka sama. – Co prawda jeszcze nie wyszłam za mąż, ale znalazłam kogoś. Wydaje mi się, że uczciwy – mówi bez emocji.
Zahaczałam go i z tej i tamtej strony, a raczej panowie jak kłamią, to się gubią. Próbowałam go podejść, czy mówi prawdę. Jak opowiadał coś o dzieciach, to udałam, że nic nie pamiętam i znów pytam. A jeżeli dwa razy mówi to samo, to oznacza, że prawda.
Honorata, 75 lat, szuka: bez nałogów i bez długów
Honorata jest poetką, ale w ogłoszeniu nadto się nie rozwodzi: "Serce bez miłości jest bez wartości. Poznam pana po 70, bez nałogów i długów. Jestem wdową". W drugim zdaniu mówi, że pochodzi z rodziny Kraszewskich. Sama też pisze wiersze, chodzi nawet do klubu poetów. Potem ni stąd, ni zowąd zmienia wątek i z zapałem, jednym tchem wyrzuca z siebie: – Dobrze się trzymam. Ważę 68 kg, mam 164 cm wzrostu, jestem drobnej kości, ale nie jestem gruba, chuda też nie. Codziennie robię gimnastykę. I znów szybka zmiana tematu: – Nieraz tylko człowiek popłacze oglądając zdjęcia. Najgorsze są zimowe wieczory. Ale układam sobie wiersze i mówię na głos. Na walentynki dwa wiersze powiedziałam, brawa były, że ojojoj – śmieje się. Teraz Honorata mieszka sama, córka wyjechała za granicę. Mąż nie żyje.
Antoni, 86 lat, szuka: na stałe, a nie na chwilowe bzykanko
"Emeryt inż., 180/90, po 80-tce, M-60 mkw., spod Warszawy, wiele zainteresowań, poznam panią w wieku 60-75 lat" – napisał konkretnie. – Pani tak szybko mówi, że ja dopiero za chwilę mogę to przerobić – powtarza kilka razy 86-letni Antoni. Wcale nie chce mnie zbyć, jest po prostu przygłuchy, ale bardzo chętny do rozmowy. O poszukiwaniu miłości to on może długo, bo "ma niesamowite rozeznanie". W końcu próbuje znaleźć kobietę od 25 lat. Kiedyś ogłaszał się raz w roku, w ostatnich miesiącach zwiększył częstotliwość – do jednego ogłoszenia w miesiącu. Jeździ też na wieczorki zapoznawcze. – Ci ludzie się tam bawią, nie chcą wiązać się na stałe. Tylko się oszukują, byle wieczór był ładny – wytyka.
Ale na ten towar nie ma kandydatek. Liczę na to, że może ktoś się jednak znajdzie. Jeszcze jestem na absolutnym chodzie. Chociaż od dwóch lat czuję, że opadam z sił, chudnę. Jakby się jakaś opiekuńcza trafiła, tobym jakoś ją wsparł. Nie na zasadzie handlowej, bo na razie nie potrzebuję opiekunki. Szukam kogoś do miłości, w takim wydaniu jakie jest możliwe.
U nas była miłość, ale nie okazywaliśmy sobie uczuć. Nasi dwaj synowie też nie mieli ciepła. Jeden i drugi się ożenił. Teraz się rozwiedli. Mają zaufanie do obcych, a do rodziców nie za bardzo, chyba dlatego, że nie było ciepła. To są bardzo kochane moje dzieci, ale widzę, że dosłownie nie wynieśli z domu tej miłości. Nic nie spada z nieba.
Jan, 69 lat, szuka: do życiowego wsparcia
Pisze o sobie: "wolny, biedny, odrzucony przez dorosłe dzieci". Pozna panią: "w zbliżonym wieku, w podobnej sytuacji, do wspólnego, trwałego, życiowego wsparcia". I Jan apeluje, by zgłaszały się do niego kobiety z wyłącznie poważnymi ofertami. – Dzwoni do mnie 82-latka i pyta, czy jestem aktywny seksualnie, no myślałem, że klęknę. Każdy chce się tylko zabawić, wykorzystać, a nie myśli, żeby z tą drugą osobą spędzić kolejne dni życia – oburza się Jan. Ogłaszał się w zeszłym miesiącu, ale nikt ciekawy nie zadzwonił. Do swojej notki dodał adnotację: przeczytaj zanim zadzwonisz. – Poskutkowało, zmniejszyła się ilość zgłoszeń – mówi.
Pytam, gdzie: w góry czy nad morze, ale słyszę, że koniecznie musi to być wycieczka zagraniczna. Więc pytam, kto ma za to płacić i wtedy słyszę "no jak to kto, ty". Ręce opadają po trzech dniach. Trzeci raz daję to ogłoszenie, ale nic na siłę, bo do tanga trzeba dwojga. Konkretnej osoby szukam, a nie zabawy. Turystą nie jestem, żeby latać z jednego końca Polski na drugi.
Biura matrymonialne przeżywają teraz oblężenie. Zgłaszają się do nas osoby w różnym wieku. Mamy też grupę w wieku 60-90 lat. Nasz najstarszy klient miał 90 lat i nie szukał partnerki, tylko żony. Nasi klienci najczęściej szukają przez biuro, bo w ten sposób mogą trafić na osoby, których nie interesuje sponsoring czy wyłącznie seks. A tacy często się trafiają. Był u nas pan, który miał około 80 lat i musiałam go z biura skreślić za nadgorliwość seksualną. Były na niego skargi, on deklarował, że na spacery chodził nie będzie, wprost mówił, że spotykamy się u niego, dwa razy w tygodniu. Ciekawa jest też historia 90-latka. Trudno było uwierzyć, że ma tyle lat. Był dziarski, grał na giełdzie, wdowiec, bezdzietny. I mieliśmy panią, która dokładnie takiego kandydata szukała. Wiek nie był dla niej przeszkodą. A im starszy, tym lepszy. Bo proszę pamiętać, że przez biuro szuka się nie tylko miłości życia, ale i stabilizacji. Także to historia, która skończyła, a właściwie zaczęła się ślubem.
Mirosław, 78 lat, szuka: towarzystwa
"Anons od Mirosława. 78/169/79, samotnego, wykształcenie wyższe". Krótkie, ale jakie skuteczne ogłoszenie. Bo do Mirosława dzwoniło już wiele kobiet. Nie wie dokładnie ile, bo nigdy nie liczył. Ogłasza się mniej więcej dwa razy w roku. I już sporo pań do niego zawitało. – Przeważnie przyjeżdżają na wakacje. Mają spanie, jedzenie, trochę mi tam pomagają – opisuje znudzony Mirosław. Mój telefon przeszkodził mu w robieniu obiadu. – A pani może ma na mnie ochotę? Za stary jestem? A widzi pani ile mam lat, ile ważę, ile mam wzrostu" – pyta bez ogródek.
Koledzy poumierali, albo mieszkają daleko, albo są kulawi, chorzy. A ja dość zdrowy jestem. Po co ja ich słuchałem, jak narzekali na swoje żony i teściowe. Prawdopodobnie niesłusznie, to oni byli bardziej winni. Mówiłem, że ja to sobie poczekam. Później zacząłem studiować na wieczorówce, potem miałem problem zdrowotny. I tak zostało.
To jest turystyka matrymonialna. Przeważnie w lecie i w wakacje. W zimie nie ma chętnych na przyjeżdżanie. Mieszkam w dużym nadmorskim mieście, to dosyć atrakcyjne miejsce dla pań. Rozumie pani, hotel, jedzenie, pobyt tutaj - to wszystko by je kosztowało. U mnie mają za darmo. Turystyka matrymonialna pod pozorem poznania się, panie lubią sobie przyjechać i pobyć.
Kazimierz, 66 lat, szuka: babeczki na wycieczkę
"Domator, zadbany, niepalący, z poczuciem humoru. Uwielbiam wypady na łono natury. Ty – zadbana, ugodowa, uczciwa, bez większej nadwagi i problemów życiowych". I Kazimierz obiecuje, że dla przyszłej pani będzie "na pewno lepszy, niż samotność". Długo się ogłaszał i wydzwaniał, ale już chyba brakło mu sił. – Jeżeli mam poznać jakąś babę, która patrzy na kasę, auto, to jednak wolałbym zostać sam. Chciałbym poznać skromną, fajną babeczkę, żeby wyjechać z nią na wycieczkę. Ale do tej pory mi się nie udało – mówi zawiedziony.
W dzisiejszych czasach najtrudniej jest o kogoś zupełnie normalnego. Co która do mnie dzwoni, to najpierw pyta mnie o to, ile mam emerytury, jakie mam auto. Czy to jest normalne? Chciałbym spotkać kogoś normalnego, zwykłego, żeby wyjechać nad wodę, w góry. A o kogoś takiego jest bardzo trudno.
