Sex shopy zniechęcają kobiety swoją estetyką, asortymentem oraz klientelą. Marta
Niedźwiecka, współwłaścicielka Pussy Project, internetowego sex shopu przyjaznego kobietom i jednocześnie platformy edukacji seksualnej, uważa jednak, że kobiety są gotowe, aby wywołać rewolucję nie tylko na rynku gadżetów erotycznych, ale przede wszystkim w postrzeganiu własnej seksualności.
Czym jest Pussy Project, czyli, mówiąc bardziej swojsko, Projekt Cipka?
Ten projekt to ja i Dorota, wspólniczka i koleżanka oraz mnóstwo życzliwych kobiet i mężczyzn, którzy nam pomagają. Pod Pussy Project kryje się sex shop dla kobiet, strona internetowa mówiąca o kobiecej seksualności, Pussy Parties - czyli imprezy z zabawkami erotycznymi, warsztaty rozwoju osobistego dla kobiet i akcje artystyczne. Słowa kluczowe, które mogą pomóc zrozumieć, o co w tym chodzi, to seks, sens i poczucie humoru. Założyłyśmy nasza firmę, żeby otwierać Polki na świadomość ich ciał, seksualność i przyjemność. Nazwałyśmy go tak, bo obydwie uwielbiamy słowo "pussy". Historię Pussy Project można pokazać z trzech stron.
Opowiedz ją zatem.
Jedna, to zmiana w społecznym postrzeganiu seksu i przyjemności przez kobiety. Zmiana, która właśnie się rozpoczyna i której Pussy Project jest jednym z objawów. Obserwując kobiety wokół mnie zdałam sobie sprawę jak silne jest tabu przyjemności w Polsce i jak dobrze schowało się za pozorną wolnością obyczajów. Dbać o własną przyjemność, dbać o wszystkie zmysły to naprawdę puste hasła dla wielu kobiet. Tymczasem nie możemy rozwijać się bez troski o nasze ciała, seks, przyjemność. Bez inspiracji, bez kontaktu z innymi kobietami, bez warsztatów czy poszukiwania własnych doświadczeń utkwimy w pułapce ról społecznych. Takich, jakie nam wdrukowała rodzina i społeczeństwo, nie zawsze dla naszego szczęścia.
Pussy Project ma to zmienić?
Pussy Project chce być tą dawką silnego bodźca, który wyrywa z letargu. Budzi śpiące królewny, żeby zaczęły rozwijać swoją seksualność w sposób świadomy, niezdominowany przez konwenanse. I niezależnie od tego czy jesteś homonormatywna czy heteronormatywna, czy jesteś w kropki czy w kratkę - decyzyjność i władza nad twoją seksualnością powinna być w twoich rękach. Także dosłownie.
A inne strony tej historii?
Drugi kontekst to kontestacja obecnego miejsca kobiety na rynku zawodowym i ogólnoświatowa tendencja kobiet do budowania sobie miejsc pracy. Przed urodzeniem dziecka pracowałam w wielkiej korporacji. Gdybym po porodzie chciała tam wrócić (o ile miałabym szanse), to stałabym się uciekinierką z krainy ogniska domowego. Wbrew sobie byłabym wpisana w konflikt praca-dom, w którym albo się jest dobrym pracownikiem, albo dobrą matką. No to zostałam w domu. Co prawda partner płacił rachunki, ale po mojej niezależności nie został ślad. Nie zajęło mi dużo czasu, żeby zrozumieć w jakiej pustce się znalazłam. Społecznie, bo mój dawny tryb życia się skończył, zawodowo, bo moje zdolności leżały ugorem, a trzy fakultety jakoś nie dawały szansy na nową, dobrą pracę.
Trzeci aspekt to moja osobista droga do odkrywania kobiecości i seksualności i ten personalny rys, jest dla mnie bardzo ważny. Jako dziecko doznałam wypadku, którego skutkiem była znaczna utrata kontaktu z ciałem. Bez ciała inaczej poznajemy świat, co samo w sobie jest trudniejsze. A do tego trzeba najpierw zrozumieć, że coś w tobie nie działa, jak powinno.
To przedziwne getto, bo wykluczenie nie daje ci jednoczesnej szansy na kontakt z grupą innych, wykluczonych. Nie można pójść nigdzie i powiedzieć "ok, jestem nieco inna, wy też, więc będziemy się wspierać". Jeśli chcesz znaleźć siłę, musisz jej szukać w sobie. Na tej drodze zdarzyły się dwa ważne wydarzenia. Jednym było stanie się matką, jak mówi Hank Moody z "Callifornication": najgłębsze i najbardziej rozdzierające doświadczenie życia.
Drugie to nurkowanie, niezależnie od tego, jak zabawnie to brzmi. Gdy zaczęłam nurkować, a to jest zajęcie bliższe medytacji, niż uprawianiu sportu, coś mi sie w środku przekliknęło. Taka odwrócona bajka o Syrence - dziewczyna wchodzi do wody, coś jej się w ciele zmienia, w mózgu i staje sie inną istotą. Obydwie rzeczy były bardzo ważne i pośrednio doprowadziły mnie do Pussy Project.
Byłaś więc zawodowo sfrustrowana, ale spełniona wreszcie jako kobieta.
Wtedy właśnie spotkałam Dorotę, współtwórczynię Pussy Project. W Dorocie dojrzewała wtedy myśl o założeniu sex shopu. Gdy zwiedzała Wiedeń natknęła się na przeuroczy butik erotyczny, gdzie kulturalna kobieta w kulturalny sposób opowiadała o pięknych gadżetach, o burlesce, o striptizie, o uwodzeniu. Dorota była pod wrażeniem, że sex shop może być wpisany w codzienną przestrzeń miasta. Nie ma czarnych zasłon, wszystkie produkty są pięknie wyeksponowane i nie naruszają granic dobrego smaku, sklep mieści się przy jednej z głównych ulic i jest tak normalnym elementem krajobrazu, jak butik z bielizną.
W Polsce rzadko tak bywa.
Z relacji kobiet wynika, że w polskich sex shopach czują się zażenowane, ale wiele z nich nie ma takich oporów, gdy wchodzą do butików erotycznych za granicą. Polskie sex shopy są obrzydliwe - atakujące wzrok ginekologiczne zbliżenia i naturalistyczne penisy odbierają jakąkolwiek ochotę na seks. Z przekonania, że kobietom przydają sie zabawki erotyczne i ze sprzeciwu na rodzimą przaśność, postanowiłyśmy zrobić coś same.
Przeżyłam, żartobliwie mówiąc, oświecenie, oglądając teledysk Rammstein do piosenki "Pussy". Skandaliczny i niecenzuralny, a jednocześnie niesłychanie zabawny, bo przekornie grający symbolami seksualnymi. Pomyślałam sobie, że jeżeli przedstawiciele nacji, którą zwykliśmy uważać za najmniej dowcipną, mogą tak skutecznie nabijać się z własnych zwyczajów, to dlaczego my tkwimy tylko w poważnym dyskursie o seksie. Mając tak genialny kobiecy kapitał erotyczny nie wychodzimy poza problemy aborcji lub in vitro. Zgoda, to są niezwykle ważne tematy i należy domagać się ich uporządkowania. Tylko, że jednocześnie można żyć i korzystać z przyjemności. Postrzeganie seksu tylko jako problemu to strasznie ograniczające odnoszenie się do tematu.
Postanowiłyście to zmienić.
Nie mamy na razie pieniędzy, żeby otworzyć takie miejsce, jakie nam się marzy. Otworzyłyśmy więc sex shop w sieci, który nazwałyśmy (żeby nie było wątpliwości) sex shop dla kobiet. Powiesiłyśmy go w czerwcu 2011 roku. W niecały miesiąc po tym, gdy nasz sklep pojawił się na drugiej stronie wyszukiwarki Google, pięć pierwszych polskich sex shopów zmieniło swoje opisy, sugerujące, że są miejscami przyjaznymi kobietom, prezentują seks oczami kobiet itp. Dla nas to była zarazem radosna i dramatyczna chwila. Radosna, bo powiedzmy szczerze, to nie są instytucje charytatywne, jeśli więc pojawienie się takiej małej pestki, obudziło ich czujność i zmieniło sposób definiowania biznesu, to znaczy, że czują wielki potencjał handlowy rynku kobiecego i to jest potężny dowód na zmianę. Dotarło do nich, że nie oferowali produktów dla wszystkich, że ktoś został z boku. A teraz można na tych z boku zarobić. Sytuacja jest też nieco dramatyczna, bo nagle mając gotowy pomysł, musimy się odróżniać od graczy obecnych na tym rynku od lat.
Jak to zrealizować?
Producenci zabawek erotycznych na Zachodzie więcej niż dekadę temu zrozumieli, że jeśli naprawdę chcą sprzedać, muszą zmienić przekaz i urozmaicić asortyment. Kobieta nie chce produktu, jeśli opakowanie ją zniesmacza, jeśli opis jest nieadekwatny lub dosadny. Produkty muszą być dobrej jakości, w świetnym designie i wykonaniu. Klientki, które pozbyły sie obaw i kupują erotykę są coraz bardziej wybredne. Dlatego postawiłyśmy na prawdziwą, żeńską komunikację. Opisy w naszym sklepie są skonstruowane tak, żeby odpowiadały na kobiece pytania.
Nie chcemy narzędziowego traktowania seksu, chcemy żeby zabawki, które oferujemy służyły kobietom i parom. Wszędzie, gdzie się da, używamy słów partner i partnerka, żeby kobiety homoseksualne nie czuły się wykluczone. Nie wieszamy heteronormatywnych zdjęć, bo budowa wielu zabawek erotycznych umożliwia ich wykorzystanie także przez kobietę kochającą się z kobietą. Na portalu pussyproject.pl nie piszemy o tym, ile jest sposobów, żeby uwieść faceta, bo nie lubimy cheerleaderskiego języka. Piszemy o przyjemności i równości. Piszemy: zrób to sama, dowiedz się, co cię cieszy, a potem znajdź partnera/partnerkę. Piszemy: odważ się na masturbację, bo to dobre i zdrowe, a twoja kobiecość ma wiele etapów i wcieleń, z których każde jest fascynujące.
Fascynujące dla każdego?
Bardzo mocno chcę podkreślić jedną sprawę - kostiumy, gadżety erotyczne, rekwizyty to wszystko narzędzia, których używamy, żeby podkreślić, co w nas siedzi, jakie mamy potrzeby, co chcemy zrealizować. Kiedy robimy to świadomie, gdy eksperyment jest częścią rozwoju seksualności, to nie dokonamy na sobie nadużycia. Ale nic z tego asortymentu nie służy rozwiązaniu problemów emocjonalnych czy ratowaniu związków.
Czy uzależnieniem od takiej przyjemności możemy robić sobie krzywdę?
Jeśli kupujesz sobie gadżet, bo czujesz się potwornie nieszczęśliwa, niekochana, to lepiej się zatrzymaj. Może jesteś na ścieżce zmiany i chcesz coś w swoim życiu poprawić. Znajdź dobre warsztaty, idź się spotkać z kobietami, które przeszły kolejne stopnie wtajemniczenia. Albo zajrzyj na Pussy Party. Jeżeli wibrator ma być środkiem do rozwiązania problemów osobistych, raczej skończy się to kompulsywną masturbacją.
W pokazywaniu, że można brać swoją seksualność we własne ręce jest takie zagrożenie, jak w każdej wolności.
Patriarchat wygodnie zdejmuje z nas odpowiedzialność za to, jakimi jesteśmy kobietami, bo mamy tylko dwie role do wyboru: albo rodzimy dzieci i jesteśmy porządne albo nie i jesteśmy rozwiązłe. Kiedy bierzemy los w swoje ręce, i to może być dosłownie wzięcie po raz pierwszy do ręki wibratora, to jest to breaking point. Z rozmów podczas Pussy Parties wiem, że doświadczenie dostarczenia sobie orgazmu jest widziane jako wzmacniające, graniczne doświadczenie. Dziewczyny zaczynają myśleć: „Może to jest tak, że seks rzeczywiście należy do mnie, że to we mnie jest wiedza, w sobie mogę szukać przyjemności”
Jak wyglądają Pussy Parties?
Pussy Party to impreza z wibratorami. To 3-4 godzinne spotkania, na których oprócz wiedzy dajemy także możliwość zapoznania się z gadżetami erotycznymi. Są bardzo popularne na świecie, w Polsce dopiero startują. Na nich opowiadamy o zaletach każdego modelu wibratora, jaki mamy w sklepie, odpowiadamy na miliony pytań i staramy sie by dziewczyny porzuciły obawy przed wibratorami. Rozwiewamy szkodliwe mity o tym, że masturbacja uniemożliwia osiąganie "normalnych" orgazmów i głosimy prawdę, że wibratory nie są przeciwko facetom.
Wibratory są dla kobiet, a kobiety wcale nie poszukują dosłowności. Szukamy do sklepu zabawek, które będą naprawdę dobre dla kobiet albo takich, które da się zastosować w parze. Które będą bezpieczne i estetyczne, a potem opowiadamy o nich i pokazujemy je na Pussy Party.
Masz swój ulubiony model wibratora?
Mój ulubiony wibrator to Tango firmy Fun Factory, który pieszczotliwie ochrzciłam mianem „Orki”. Jest obły, ma małą „płetwę”, która służy do stymulacji łechtaczki i rancik, który służy do stymulacji tego, co po francusku określa się mianem fourshette, widelczyka, między wejściem do pochwy, a łechtaczką. Kiedy spotkałam na targach erotycznych jego projektantkę, padłam przed nią na kolana z wdzięczności za ten dar dla kobiet. Jest super genialny, szczególnie jako pierwszy wibrator. Polecam też model Delight, który wygląda jak konik morski. Dostał sporo nagród za design. Jest dedykowany do stymulacji strefy G. Świetnie się sprawdza w parach. Nie zajmuje za dużo miejsca, nie zagraża męskiemu ego, znakomicie dopieszcza łechtaczkę, jest też bardzo dobry na początek ćwiczeń ejakulacyjnych.
Na każdym Pussy Party podkreślamy jednak, że jakość seksu kobiety nie jest wyznaczana ilością wibratorów, które sobie kupi. To nie jest kolejna para butów. Jeden, dobrze użyty, może wystarczyć ci na całe życie – oczywiście, to co mówię to biznesowy strzał w stopę, ale niech tam. Ważne są jakość i świadomość, nie ilość. Musi być też głośno powiedziane, że trening masturbacyjny jest konieczny do ćwiczenia orgazmów i że twój seks należy do ciebie.
Jakie są reakcje uczestniczek?
W Warszawie dziewczyny traktują to mniej poważnie, omal jak wyjście do kina. Kiedy jedziemy do Poznania, Katowic, Wrocławia, widzę, że tam naprawdę przeżywają, chłoną wiedzę, pytają. W miastach poza Warszawą bardziej czuć głód rzeczowej informacji o seksie.
W jakim wieku są zwykle dziewczyny?
Od nastolatki po emerytkę. Szczególnie ciekawe było Party z paniami 45 plus, poważne bizneswomanki, prawniczki. Niemalże zgodnym chórem powiedziały, że 40 lat to taki wiek, że albo się wreszcie weźmiesz za to, żeby mieć porządne życie seksualne albo już zapomnij. Kobiety w tym wieku już mniej się wstydzą, mniej się boją, że fakt, że zaczną się emancypować będzie samobójstwem społecznym. Mniej zważają na to, czy to nieprzystojne, niepoważne, myślą sobie: „Kurcze, mam czterdziechę, najwyższy czas na porządny orgazm."
Z jakimi kobietami najtrudniej się rozmawia?
Prawdziwym wyzwaniem jest przebicie się z przekazem do trzydziestolatek hetero, które uwierzyły w bajkę o tym, co wolno, a czego nie. Często są to wspaniałe kobiety, które same sobie narzucają bardzo sztywny gorset norm i zasad. Słyszą w głowie... albo w telefonie, że "nie wolno" i nie kupują wibratora. My się biedzimy, tłumaczymy, że przecież ten wibrator nie stanowi zagrożenia dla pewności siebie twojego faceta, zyskacie na tym oboje. Dla niektórych kobiet to wystarczający dowód. Niektóre przełamują się, gdy dowiedzą się szczegółów na temat fizjologii orgazmu, szczegółów do czego służą poszczególne wibratory i jak mogą im się przydać. Niektóre, czują że ocena partnera, ocena społeczna jest dla nich ważniejsza i porzucają myśl o zmianie.
Organizujecie inne działania, poza imprezami?
Robimy warsztaty oparte na koncepcjach coachingowych i psychologicznych. To warsztaty nie tylko encyklopedycznej wiedzy, bo tę można znaleźć na naszej stronie, ale aktywnych zajęć, od seksu tantrycznego przez taniec hula, naukę masażu w parach. Mamy pomysł, żeby otwierać na seks także poprzez działania artystyczne. Dobrym przykładem takich akcji jest nasza współpraca z Agnieszką Delfiną, którą na Dniach Cipki zrobiła znaną instalację "love my Vagina". Wsparłyśmy jej projekt "Perfect Lover", który dla nas jest dość autoironiczny. Jest to film stylizowany na Telezakupy Mango, będący uzupełnieniem do obiektu artystycznego - naturalistycznego wibratora, który ma wmontowany czip i mówi „I love you”. Chodziło o to, żeby pokazać absurd lokowania wszystkich nadziei na miłość, spełnienie i szczęście na zewnątrz nas, dosłownie - w wibratorze. Zakupienie wibratora nie umieści cię w gronie kobiet kompletnie usatysfakcjonowanych i wiemy o tym, mimo że sprzedajemy wibratory.
Mam wrażenie, że wiele kobiet woli zadawać jak najmniej pytań dotyczących tej sfery życia.
Najczęściej dlatego, że są zajęte rozwiązywaniem bieżących problemów. Pracą, dziećmi, partnerem. Dobrze opisuje to cytat z „Monologów waginy”: „Byłam tak zajęta moim życiem, że zapomniałam, że mam cipkę”. Mam wrażenie, jakby większość kobiet w Polsce nie była zaznajomiona z widokiem swojej cipki. Zawsze zachęcam do zapoznania się ze swoja waginą tak delikatnie, jak to możliwie - najpierw rękami, puszkiem, plasterkiem owocu. Może z lusterkiem, żeby nareszcie zobaczyć jak wyglądasz od spodu. Faceci oglądają swoje penisy kilka razy dziennie i nie ma z tego powodu hałasu. Kup kulki waginalne, zobacz, jak nauczysz się czuć, jak może pracować twoja wagina. Dopiero potem pomyśl o wibratorach.
Dlaczego kulki gejszy są tak ważne?
Po pierwsze – kulki nie są narzędziem stymulacji seksualnej. Kulki służą do pomocy w ćwiczeniach mięśni Kegla. Żeby móc separować mięśnie Kegla, trzeba wyczuć, o która grupę mięśni chodzi. Często ćwicząc je zaciskamy zupełnie inne mięśnie, zaś z kulkami to jest łatwiejsze. Zaś bez dobrze ukrwionych, silnych mięśni Kegla orgazmy są słabe, dłużej dochodzimy do formy po ciąży i dużo więcej chorób może nam się przyplątać, na przykład nietrzymanie moczu. Możemy temu zapobiegać świadomie ćwicząc mięśnie, które nas za to dodatkowo pięknie nagrodzą.
Jak często powinnyśmy ćwiczyć?
Powinno się je ćwiczyć właściwie codziennie. Sugeruję, żeby zacząć od założenie ich na pół godziny w domu. Koniecznie z lubrykantem. Potem zwiększamy powolutku ten czas w ramach swojej strefy komfortu i momentu cyklu miesięcznego. Kulki nie dostarczają takich bodźców seksualnych, żeby kobieta zaczęła fruwać. Fakt, że masz kulkę powoduje tylko, że łatwiej się ćwiczy, fajniej ruszasz biodrami, masz poczucie, że dzieje się coś fajnego, seksownego. Kulki też nieźle działają w związkach. Można partnerowi wysłać smsa: „Mam kulki i myślę o tobie”. To fajny, dziewczęcy gadżet, pozwalający łagodnie wejść w świat erotycznych zabawek i naprawdę zadbać o zdrowie. Co ważne, kulki kosztują niewiele, więc łatwiej się zdecydować.
Gadżety erotyczne w waszym sklepie generalnie nie są tanie.
Wibratory kosztują od 200zł w górę. Są też wibratory drogie, koło 500 zł. Nie powiedziałabym , że będzie dwa razy lepszy od tego za 200 zł, to kwestia potrzeby. Nawet najtańszy z naszego sklepu będzie jednak o 100 razy lepszy niż zwykły, zrobiony w Chinach. Płacisz za jakość. Chińska produkcja kosztuje jakieś 80 zł. Nie ma siły, żeby tanie materiały nie powodowały podrażnień, słabe wykonanie nie owocowało obtarciami. Nie mówiąc o szybkości zużywania się takich wibratorów.
Co się najlepiej sprzedaje?
Przez sklep najlepiej sprzedają się te rzeczy, które ludzie znają. Na Pussy Party pokazujemy ich wiele, więc każda kobieta znajduje sobie coś dla siebie. Bardzo popularny jest jeden z najpiękniejszych wibratorów, jakie kiedykolwiek zrobiono, Cala. Nazywa się tak, bo przypomina kwiat kalii, taki kielich kwiatu z wystającym jęzorem. Jest supewszechstronny, stymuluje właściwie wszystko. I do tego taki piękny, że nie można przejść obok niego obojętnie.
Jesteś się w stanie utrzymać z Pussy Project?
Na razie nie. Na razie nie mamy zysków, żeby się z nich utrzymać. Mam partnera, który wspiera mnie na tej drodze. Wcześniej ja pomagałam mu w karierze.
Żeby zdobywać wiedzę na temat rynku i trendów jeździsz na targi erotyczne. Byłaś m.in w Berlinie i w Hanowerze.
Berlin lubię najbardziej. To jak lądowanie na obcej planecie. Tam targi erotyczne to performance. Niemcy są tak wyluzowani, że nawet mnie potrafią zawstydzić, tym jak super bezproblemowo podchodzą do ciała. Powinniśmy to zażywać w tabletkach. Panuje tam niesłychany szacunek do dynamiki wyborów seksualnych. To jest w kulturze, w sztuce, tak buduje się reklamy, tak się o tym pisze w prasie. Co drugi właściciel sex shopu, uważa, że działalność edukacyjna jest dla branży obowiązkowa. Rynek dóbr erotycznych jest bardzo rozbudowany, często na bardzo wysokim poziomie wyrafinowania. Pójście na targi jest tam zwyczajnym elementem życia społecznego. Oczywiście nie idziesz z dziećmi, ale widziałam pary siedemdziesięciolatków spacerujących pod rękę między alejkami wypełnionymi erotyką. Można to dyskredytować - tacy starzy, a jeszcze wariują. Dla mnie to znakomite, że także dla dojrzałych ludzi buduje się alternatywę.
I pozbywa się tabu.
Na targi można się przebrać - za dowolną rzecz: dominę, prezerwatywę, pastereczkę albo włożyć lateksowe wdzianko z otworem na oddychanie. Tam to nie łamie tabu. To właśnie najciekawsze wrażenie z targów – istnieje kraina, gdzie realizacja swobody seksualnej jest nieograniczona, dopóki nikogo nie krzywdzi. Nie chodzi o to, żeby kopiować wszystko, co dzieje się za granicą, mamy przecież swoją specyfikę. Jednak przydałoby się, żeby jak najwięcej kobiet zaczęło drogę do emancypacji seksualnej i żeby nie traktowały tego jako deklaracji rozwydrzonego feminizmu, który odrze je z kobiecości. To nie jest tak, że jak kobieta badając własną seksualność, musi porzucić wszystkie znane normy, tradycję. Po prostu może rozwijać się według tego, co czuje, czego potrzebuje. Zaś pozostawanie biernym jest grzechem zaniedbania wobec samej siebie. Można postanowić, że w nowym roku zadbamy o siebie.
Moim zdaniem, jeśli kobieta niespełniona, napięta, mająca skłonność do krytykowania innych, odrzucania odmiennych wyborów seksualnych, politycznych, społecznych rozluźni się wewnętrznie, to znajdzie się w niej akceptacja do odmienności. Znajdzie w sobie radość i energię. Będzie bardziej otwarta, wyrozumiała. Będzie pełniejszą kobietą, zdolną do dawania.
Czyli wychodzi na to, że poprzez czerpanie z seksu przyjemności można rozwiązać związane z seksualnością nieprzyjemne kwestie problemowe.
To by było cudowne! Marzymy, żeby dokonała się zmiana społeczna, żeby nasz kraj wyglądał inaczej. Napędzany pozytywną, kobiecą energią. Nie będę z siebie robiła siłaczki, ale każdy szuka sensu. Ja swój znalazłam.
Pussy Project zaprasza na Pussy Parties, które podróżują po Polsce. Gdzie zawitają można dowiedzieć się ze strony facebookowej serwisu Facebook Pussy Project
Słuchajcie dzisiaj Chilli ZET od 13.00 i dyskutujcie na Facebooku radia oraz naszym o swoich najbardziej zmysłowych zakupach.