Reklama.
Dobra szkoła? Dobre przedszkole? Nie dla nich. Planowane przez ministerstwo edukacji rozporządzenia posortuje dzieci na te, dla których szkoła będzie dostępna i te, które w szkole nie mają czego szukać. Na problem zwróciła uwagę mama 7-letniego Franka. Pani Agnieszka nie przebierała w słowach, a jej list do MEN wywołał prawdziwą burzę.
AKTUALIZACJA
Czy Pani sobie zdaje sprawę z tego, przyczyną jakich nadużyć może stać się i jakie konsekwencje nieść ze sobą usunięcie z podstawy zapisu o dzieciach z niepełnosprawnościami i AAC w przedszkolach? Czy wie Pani, co oznacza brak zapisu o komunikacji alternatywnej i wspomagającej dla dzieci z autyzmem, afazją, ZA i innymi neurotrudnościami na wszystkich etapach edukacyjnych? Dla dzieci, które takiego wsparcia po prostu potrzebują niezależnie od postawionej diagnozy? Nie zakazujecie, ale i nie włączacie AAC do standardu postępowania u dzieci z problemami w komunikacji! Warto przy tym wspomnieć, że w podstawie z roku 2016 w części dotyczącej przedszkoli jest mowa i o dzieciach niepełnosprawnych i o AAC.
Pani Minister,
z serca Pani dziękuję, że w projekcie rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie indywidualnego obowiązkowego rocznego przygotowania przedszkolnego dzieci i indywidualnego nauczania dzieci i młodzieży wprowadza Pani zmianę tak rozbieżną z ideą nauczania włączającego – realizację nauczania indywidualnego TYLKO w domu dziecka, bez możliwości (jak to ma miejsce teraz) realizacji NI (nauczanie indywidualne – przyp. red.) na terenie przedszkola/szkoły. A niech siedzi dzieciak w chałupie, co się po szkole będzie szwendał i jeszcze, nie daj panie Boże, ze społeczeństwem zdrowym mieszał! Jeszcze tych zdrowych pozaraża albo głowy pourywa?
Co powiedzieć mamy swoim dzieciom, że jesteście trędowate i zamykamy Was w domu! Dramat!!! To będzie mieć okropne skutki na psychikę dzieci,będą w izolacji, samotności cierpieć na depresję...
Czy nie widzicie tu jakiegoś paradoksu? Z jednej strony Pani Premier promuje ustawę "za życiem" i apeluje o to, by rodzić niepełnosprawne dzieci, z drugiej, gdy takie dziecko się już urodzi, rządzący mają je brzydko mówiąc "gdzieś". Cofamy się do czasów komuny. Piszę to, czerpiąc z własnego doświadczenia. Sama przez większość podstawówki i całe liceum miałam nauczanie indywidualne. Mam porażenie mózgowe i z powodu niedostosowania architektonicznego szkoły mogłam mieć tylko NI, bo poruszam się tylko na wózku. Z kontaktem z rówieśnikami było więc różnie, tym bardziej, że wychowawczyni z liceum wymyśliła, że temu, kto będzie mnie odwiedzał, postawi szóstkę ze sprawowania...
Im człowiek jest starszy, tym trudniej jest coś wywalczyć. Skończyłam dwa kierunki studiów, a nie mogę znaleźć choćby stażu, nie mówiąc o pracy, bo przedstawiciele różnych instytucji twierdzą, że "problemem jest wózek". Wynika z tego, że wszyscy niepełnosprawni mają się zamknąć w domach, żeby zdrowym nie robić problemów.
"Za życiem" – ha, zabawne. Szkoda tylko, że to "życie" coraz bardziej przypomina wegetację.
Nie wyobrażam sobie, że moje dziecko może uczyć się tylko w domu w odizolowaniu od rówieśników. Korzystając z takie formy nauki w domu nie będzie istniał wśród kolegów, a Jego samotność może mieć wpływ na nawrót depresji, czego się szczególnie obawiam, bo to jest niebezpieczna choroba, która odbiera chęć do życia. Moje dziecko ma prawo żyć wśród ludzi i z nimi przebywać, a przepisy powinny tak regulować prawo oświatowe, by w pierwszej kolejności patrzeć na dobro dziecka.
Mnie się zwyczajnie chce płakać. Ale ja tak mam. Bo na działanie nie mam zwyczajnie siły...