
Tego nie mogły wywołać afery wokół Bartłomieja Misiewicza, czy szaleństwa Antoniego Macierewicza. Przecież PiS co miesiąc przypomina 2,5 milionom rodzin, kto wpłaca na ich konta 500 złotych dodatku na dziecko. A główny przeciwnik Donald Tusk, został już publicznie napiętnowany przesłuchaniem w prokuraturze. Jakim więc cudem pojawiły się dwa sondaże pokazujące przewagę PO nad partią rządzącą?
Po takim ciosie głos zabrał sam Jarosław Kaczyński. W rozmowie z zaprzyjaźnionym portalem wPolityce.pl odpowiedział na pytanie - o to w jakiej formie jest jego obóz polityczny i skomentował wyniki badań sondażowych.
Zawsze takie rzeczy trzeba brać pod uwagę, ale też trzeba widzieć tendencje. Trzeba do tego podchodzić spokojnie. Wydaje się, że rzeczywiście nastąpił pewien dołek poparcia po sprawie wyboru Donalda Tuska, ale potem szybko nastąpiło odbicie. (…) dlatego trzeba do sondaży podchodzić spokojnie. Część tak zwanych sondaży to niestety operacje niewiele mające z sondażami wspólnego. Ale oczywiście żadnego sygnału nie lekceważymy.
Kantar Millward Brown odpowiada, że Paweł Ciacek nie ma nic wspólnego z badaniami politycznymi, zajmuje się klientami biznesowymi. Ci też mają jednak poglądy, a przecież "czyja piszczałka, tego melodyjka" (o czym dalej). Żeby było zabawniej, na Facebooku znajomi już pogratulowali Ciackowi występu w głównym wydaniu "Wiadomości". "Paweł teraz możesz już dać PiSowi zero procent poparcia"- komentowali.
Kantar Millward Brown powstał w 1990 roku jako SMG/KRC i był pierwszą prywatną "sondażownią" na rynku. Krzysztof Kruszyński, obecny dyrektor generalny pracuje w niej od początku. Jak przyznaje w jednym wywiadów w przeszło 20-letniej karierze trzykrotnie proponowano mu ustawienie wyników badań. Wspomina, że jeden z klientów przyszedł do niego mówiąc: "wie pan, panie Krzysztofie... przecież obaj to dobrze rozumiemy - czyja piszczałka, tego melodyjka”. Kruszyński przekonuje, że ustawić sondażu się nie da. Choćby dlatego, że zbyt wiele osób jest zaangażowanych w każde ze zleceń.
Spisek, aby mógł w ogóle zadziałać, musiałby obejmować dużą grupę fachowców zatrudnionych w różnych departamentach instytucji badawczej. W tak licznej zbiorowości tajemnicy utrzymać się nie da, a zatem pomysł na wyniki badań konstruowane „podług tajnego zamówienia” jest nie tylko niesmaczny, ale także niewykonalny. Z tego powodu, trochę śmieszą mnie, artykuły prasowe, których autorzy próbują doszukać się związku pomiędzy, poglądami politycznymi szefów firm badawczych, a rezultatami przeprowadzonych przez nie sondażyprzedwyborczych. Czytaj więcej
