ZUS wyjaśnia aferę z matką, której obniżono zasiłek chorobowy z 8 do 4 tys. złotych.
ZUS wyjaśnia aferę z matką, której obniżono zasiłek chorobowy z 8 do 4 tys. złotych. fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta

Przyjęli do pracy asystentkę zarządu z pensją wyższą od wiceprezesa. Zgodzili się na pracę zdalną z domu, nie przydzielając jej przy tym żadnego sprzętu komputerowego, czy choćby telefonu. Kiedy opuściła firmę, by zająć się nowonarodzonym dzieckiem, nawet nie szukano zastępstwa – menedżerowie firmy bez problemu rozdzielili jej obowiązki miedzy siebie.

REKLAMA
Po wielu dniach milczenia rzecznik prasowy ZUS skomentował aferę matki, której ZUS zmniejszył zasiłek macierzyński z 8 tysięcy miesięcznie do 4 tys. Wszystko zaczęło się od pełnego żalu i oburzenia komentarza prezesa informatycznej spółki Evercode. Zarzucił on ZUS-owi wtrącanie się w wewnętrzne umowy z pracownikami. Ujawnił, że efektem kontroli w firmie było zmniejszenie pracownicy zasiłku do 4 tys. W dodatku urzędnik stwierdził, że firma nie potrzebowała tego pracownika, a jego wynagrodzenie było zbyt wysokie.
Sprawa stała się przyczynkiem serii publikacji o "polityce prorodzinnej ZUS", który uwziął się na kontrolowanie matek. Zwłaszcza tych dobrze zarabiających, które następnie otrzymują odpowiednio wysokie świadczenia socjalne. A ponieważ sympatia do ZUS jest w społeczeństwie bliska jest zeru, domyślacie się, jakie słowa poleciały w komentarzach pod adresem instytucji. Na stanowisko ZUS-u trzeba było trochę poczekać, ponieważ ubezpieczalnia rozważała upublicznienie pełnych wyników kontroli. Dając nauczkę – Zakład chciał pokazać, jakie podejrzenia skłoniły urzędników do drastycznych kroków. Co dziwne, szef firmy, który wywołał całą aferę, nie chciał się na to zgodzić.
Bronimy składek
"Mam wrażenie, że prezes Evercode, pan Sebastian Skrzynecki, kolportując informację o obniżeniu przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych podstawy wymiaru zasiłku chorobowego zatrudnionej przez siebie osobie, liczył że ZUS w żaden sposób do tych informacji się nie odniesie. Pozwala sobie na szkalowanie Zakładu poprzez wskazywanie jakoby ZUS, postępował wbrew logice, a nawet prawu do swobody zawierania umów przez prowadzących w naszym kraju działalność gospodarczą" - czytamy w emocjonalnym wstępie komentarza Wojciecha Andrusiewicza, rzecznika prasowego ZUS. Następnie podzielił się on podejrzeniami inspektorów.
Wojciech Andrusiewicz, ZUS

Jako sytuację budzącą nad wyraz duże wątpliwości, należało uznać przyznanie wskazanej pracownicy wynagrodzenia powyżej wynagrodzenia wiceprezesa zarządu firmy i jednoczesne wyrażenie zgody na wykonywanie obowiązków asystentki zarządu zdalnie, poza siedzibą firmy, nie przydzielając jej przy tym żadnego sprzętu komputerowego czy choćby telefonu. Zarząd firmy nie miał problemów z rozdzieleniem między siebie zadań asystentki podczas jej nieobecności w pracy, bez konieczności zatrudniania kogokolwiek na zastępstwo.

Przypomnijmy, że alarm w ZUS-ie wzbudził fakt, iż młoda kobieta tuż po zatrudnieniu otrzymywała wysoką pensję. Następnie zaszła w ciążę, pracowała i szczęśliwie urodziła. Dalej Andrusiewicz sugeruje, że osoby niewinnie skrzywdzone przez ZUS zazwyczaj odwołują się do sądu, przedstawiając jakiekolwiek wyjaśnienie. Tymczasem w Evercode nic takiego nie miało miejsca. Poza wpisem na Facebooku.
Wojciech Andrusiewicz, ZUS

Pani, której dotyczyło postępowanie kontrolne, nie zajęła w jego trakcie żadnego stanowiska i nie przekazała go Zakładowi, mimo że jej zdanie i jej argumenty są niezwykle istotne w tej sprawie. Pracodawca nie potwierdził, żadnych dodatkowych kwalifikacji czy umiejętności, które predestynowałyby pracownicę do osiągania niezwykle wysokich jak na firmę zarobków, odbiegających znacząco od zarobków pozostałych zatrudnionych pracowników i niewspółmiernie wysokie do swoich dotychczasowych zarobków.

Rzecznik ZUS-u stwierdza, że Zakład bez obaw może skierować materiały ze sprawy do sądu. A motywacją do tak ostrego działania jest troska "o powierzane przez miliony Polaków składki". ZUS bowiem walczy z wyłudzenia pieniędzy – naszych pieniędzy.
Podsumowując, teraz piłka jest po stronie przedsiębiorcy. Albo przedstawi jakieś argumenty opinii publicznej, albo wyjdzie na "cwaniaka cebulaka", który razem z asystentką chciał skubnąć ZUS, na kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Daleko jednak do rozstrzygnięcia, która strona ma rację. Jako przykład podam inną aferę - ze sprzątaczkami ZUSu. Te były zatrudnione w firmie sprzątającej, której z kolei kontraktu za sprzątanie nie chciał podwyższyć ZUS. Waloryzacja miała nastąpić wyniku podwyższenia płacy minimalnej. Wówczas oficjalne stanowisko ZUSu było takie, że uszanuje wyższe płace minimalne i odpowiednio zwiększy kontrakt sprzątaczom. Jednak gdy minął medialny szum urzędnik ZUS oświadczył nieoficjalnie: "no przecież płacą mi żebym tak mówił". I sprawa toczy się w sądzie.