To już stały motyw każdego politycznego wiecu, demonstracji, wzniosłych rocznic. Kto nie jest z tłumem, tego bierze się za klapy, tarmosi krawat i szturcha w bok. Dmuchanie trąbką w ucho, szarpanie, poszturchiwanie, blokowanie dojścia do rozmówców, niezliczone epitety – taki atak podnieconego polityką tłumu przeżyli na Marszu Wolności reporterzy "Wiadomości" TVP.
– To już nie incydenty. Stacja Jacka Kurskiego zaniża standardy dziennikarstwa do poziomu mułu, ale czy to znaczy że mamy reportera tejże stacji zajechać, nomen omen na Marszu Wolności? – skomentował na Facebooku Tomasz Golonko, dziennikarz Gazeta.pl. Dodał, że sam bywa na smoleńskich rocznicach gdzie "ludzie życzą mi śmierci z taką lekkością, jakby mówili dzień dobry".
Podczas Marszu Wolności miało być zdaje się inaczej.
Jednak Jarosława Olechowskiego z ekipy "Wiadomości" TVP jakoś nikt przytulać nie chciał. W kilku przypadkach, kiedy próbował rozmawiać z demonstrantami, był odpychany, blokowany, przekrzykiwano go "telewizja kłamie". Inny reporter TVP relacjonujący marsz nie mógł wypowiedzieć do kamery jednego zdania, bo manifestantka dmuchała mu ucho trąbką.
Reszta historii tutaj.
Mają za swoje?
Wielu z was skomentuje, że TVP sama się prosiła o takie traktowanie. Wystarczy zestawić materiał o marszu przedstawiony "Wiadomościach" z przykazaniami "etyki dziennikarskiej w Telewizji Polskiej S.A.". Reporter zaczął relację od pokazania "byłych funkcjonariuszy komunistycznych służb bezpieczeństwa, którym Prawo i Sprawiedliwość odebrała przywileje". Pokazał, że znalazł na marszu mało rozgarniętego manifestanta, który nie potrafił odpowiedzieć na pytanie "jaka wolność jest w Polsce zagrożona?".
– Nie ma w Polsce wolności?
– Nie wiem – odparł rozmówca.
Olechowski upolowałby jeszcze jednego, gdyby nie działacz ze znaczkiem KOD i opaską Obywatele RP, który zablokował mu dostęp do rozmówcy. "On na moją prośbę nie będzie rozmawiał" – rzucał się.
Dziennikarz TVP komentował później w materiale, że "wielu uczestników Marszu Wolności do wolności ma wybiórczy stosunek", oraz że teza o braku wolności w Polsce jest "mocna, ale trudna do udowodnienia". Całość poszła pod tytułem "Frekwencja na marszu porażką Platformy". Sami odpowiedzcie, czy zrelacjonował zgodnie z tymi zasadami.
Głupota nie zna granic, ani barw partyjnych
Trudno nie łączyć agresji wobec dziennikarzy z pojawiającymi się zazwyczaj z okazji takich wydarzeń żenujących wypowiedziami polityków. I to z obu stron. Zanim relacja TVP z marszu pojawiła się o 19.30, na Twitterze doszło do pyskówki pomiędzy Michałem Szczerbą z PO a Michałem Adamczykiem prowadzącym "Wiadomości".
„No pisiory! Jedziemy po was! Cała zasrana stołeczna policja wam nie pomoże!” – cytat z Pawła Bartoszewskiego, działacza Platformy Obywatelskiej to tylko przykład. Krystyna Pawłowicz chciała wysyłać dziennikarzy na "kursy resocjalizacyjne".
Po przeczytaniu takich tekstów, co bardziej krewcy uczestnicy manifestacji czują się zagrzani do boju. Na widok nielubianej ekipy ciągną za kabel, rzucają się przed obiektyw. Tymczasem dziennikarz relacjonujący wydarzenia powinien być nietykalny. Nakłamie? To tylko słowa, za które to będzie musiał wytłumaczyć prawdziwym pracodawcom – widzom. Na przykład tak
Dlaczego bronimy reporterów TVP? Zaledwie rok temu w podobny sposób atakowano ekipę TVN. Ludziom z TVP należałoby raczej współczuć roboty. Codziennie muszą udowodnić, że czarne jest białe, a białe jest czarne. To duża sztuka w dniu Marszu Wolności znaleźć ważniejszy marsz.
Taki sam dylemat stoi przed Polską. Będziemy wybierać między nacjonalizmem a optymizmem, między tolerancją a brakiem tolerancji, między zaściankowością a otwartością, między agresją a miłością. My musimy pokazać, że Polska jest lepsza, że jest optymistyczna, że możemy razem rozmawiać z tymi, którzy mają inne poglądy, że możemy ich przytulać. Możemy przytulać tych z PiS-u, którzy się nawrócą. Dajmy im szansę nawrócenia.