
To już stały motyw każdego politycznego wiecu, demonstracji, wzniosłych rocznic. Kto nie jest z tłumem, tego bierze się za klapy, tarmosi krawat i szturcha w bok. Dmuchanie trąbką w ucho, szarpanie, poszturchiwanie, blokowanie dojścia do rozmówców, niezliczone epitety – taki atak podnieconego polityką tłumu przeżyli na Marszu Wolności reporterzy "Wiadomości" TVP.
Taki sam dylemat stoi przed Polską. Będziemy wybierać między nacjonalizmem a optymizmem, między tolerancją a brakiem tolerancji, między zaściankowością a otwartością, między agresją a miłością. My musimy pokazać, że Polska jest lepsza, że jest optymistyczna, że możemy razem rozmawiać z tymi, którzy mają inne poglądy, że możemy ich przytulać. Możemy przytulać tych z PiS-u, którzy się nawrócą. Dajmy im szansę nawrócenia.
Wielu z was skomentuje, że TVP sama się prosiła o takie traktowanie. Wystarczy zestawić materiał o marszu przedstawiony "Wiadomościach" z przykazaniami "etyki dziennikarskiej w Telewizji Polskiej S.A.". Reporter zaczął relację od pokazania "byłych funkcjonariuszy komunistycznych służb bezpieczeństwa, którym Prawo i Sprawiedliwość odebrała przywileje". Pokazał, że znalazł na marszu mało rozgarniętego manifestanta, który nie potrafił odpowiedzieć na pytanie "jaka wolność jest w Polsce zagrożona?".
– Nie ma w Polsce wolności?
– Nie wiem – odparł rozmówca.
Olechowski upolowałby jeszcze jednego, gdyby nie działacz ze znaczkiem KOD i opaską Obywatele RP, który zablokował mu dostęp do rozmówcy. "On na moją prośbę nie będzie rozmawiał" – rzucał się.
Trudno nie łączyć agresji wobec dziennikarzy z pojawiającymi się zazwyczaj z okazji takich wydarzeń żenujących wypowiedziami polityków. I to z obu stron. Zanim relacja TVP z marszu pojawiła się o 19.30, na Twitterze doszło do pyskówki pomiędzy Michałem Szczerbą z PO a Michałem Adamczykiem prowadzącym "Wiadomości".
