Parę lat emisji programu "Detektyw" w TVN zrobiło swoje. Nie zaszkodziło mu parę wyroków na koncie i pobyt za kratami. Nie szkodzą mu opinie policjantów, którzy raz po raz zarzucają mu szkodzenie w śledztwach. Nie przeszkodziło mu odebranie licencji detektywa. No i nawet nie zaszkodził sobie sam robiąc "kwadrat" na głowie i śpiewając disco polo, co z pewnością nie przysparza mu wiarygodności.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
A jednak – miliony Polaków żyją z przekonaniem, że "na kłopoty – Rutkowski". Wierzą, że jeśli jest jakaś trudna i skomplikowana sprawa, to lepiej nie liczyć na policję i prokuraturę – trzeba od razu lecieć do Rutkowskiego. Jak w dym. Skąd to przekonanie o jego skuteczności? Bez wątpienia w tym, że w szum wokół siebie wkłada dużo więcej pracy niż w rzeczywistą działalność detektywistyczną.
Niby detektyw
Rutkowski nic nie robi sobie z tego, że jest krytykowany. I ma w głębokim poważaniu fakt, że nie ma prawa określać siebie mianem detektywa. Jego strona internetowa nosi wręcz nazwę detektywrutkowski.pl, a jego profil na Facebooku nosi nazwę "Krzysztof Rutkowski Detektyw". Na nim zaś regularnie pojawiają się materiały z jego konferencji prasowych. Bo to jest jego żywioł. Według relacji jego byłych klientów tak wygląda jego praca: zanim zacznie jakiekolwiek poszukiwania, zwołuje konferencję prasową, na której ogłasza, że wkracza do akcji.
Takie konferencje to zawsze jest niezły teatr – u boku Rutkowskiego pojawiają się ludzie w kominiarkach i z bronią, jakby "detektywowi" groził jakiś atak terrorystów. W oczach odbiorców (przynajmniej w oczach części z nich) wygląda to na działania profesjonalistów, którzy nie zawahają się w walce z przestępcami.
"Kochający Polskę"
Kolportowaniem wieści o sukcesach Rutkowskiego zajmuje się portal patriot24.net, który – jak pisze sam o sobie – "tworzą kochający Polskę emigranci. Oraz Ci, którzy emigrantami kiedyś byli i do Polski wrócili. A także Polacy, którzy pracują w Polsce i nie chcą z niej wyjeżdżać. Chcą, by był to kraj ich życia i realizacji marzeń". A Rutkowski jest jedną z głównych twarzy tego portalu.
Będziemy wspierać silną pomocą tych, którzy nie potrafią odnaleźć sprawiedliwości na policji, prokuraturze czy w sądzie. Słabi potrzebują w takich sytuacjach profesjonalizmu i mądrej siły. W tym zakresie swoją pomoc i wsparcie zaoferował w pełnym zakresie Krzysztof Rutkowski.
patriot24.net
Oczywiście, wszystkie te działania trudno uznać za bezinteresowne służenie pomocą osobom, które zawiodły się na policji czy prokuraturze. W każdym ruchu Rutkowskiego można dostrzec, że jest to obliczone na zysk.
Szuka ludzi i... samochodów
On wie, że zajmując się sprawami głośnymi w mediach, sam dorobi się jeszcze większego rozgłosu. I w ten sposób przybędzie mu innych, drobniejszych zleceń. Bo cała Polska wie, że jak "detektyw" to tylko on. Więc Rutkowski – na wszelkie kłopoty.
Gdy w 2012 w Woli Gałeckiej na pograniczu Mazowsza i województwa łódzkiego zaginęła 15-letnia wówczas Monika Kobyłka, cała wieś zrobiła zbiórkę, by przyjechał Krzysztof Rutkowski i pomógł odnaleźć dziewczynę. Jednak rodzina zaginionej uważa, że pieniądze zebrane przez sąsiadów we wsi poszły w błoto, bo ludzie Rutkowskiego nie ustalili nic i prawie nic nie zrobili.
Na portalu szukamywas.pl publikowane są wspomnienia siostry zaginionej Moniki, która opisuje, że ekipa "detektywa" do roboty brała się przede wszystkim wtedy, gdy przyjeżdżały kamery.
Biuro Rutkowskiego w sprawie poszukiwań Moniki zapewnia, że nie ma sobie nic do zarzucenia, że przeczesany został cały teren wsi i okolic, a nawet poszukiwania prowadzono zagranicą. Jednak takich spraw zakończonych niepowodzeniem Krzysztof Rutkowski nie nagłaśnia. Raczej nie odkręca też nieprawdziwych informacji, które wcześniej prezentował jako sensacyjne ustalenia.
Codziennie nowe hipotezy
Tak było rok temu, gdy cała Polska żyła sprawą zaginięcia Ewy Tylman. Rutkowski zaprezentował wówczas nagrania z monitoringu przy kampusie Politechniki Poznańskiej. Na filmie widać most Rocha, a na nim dwa ciemne punkty. Rutkowski stwierdził, że jeden z tych punktów to zaginiona kobieta i uznał, że Ewa Tylman przeszła przez most, więc należy jej szukać w pobliżu uczelnianego kampusu.
Następnego dnia poinformował o znalezieniu ciała Ewy Tylman (w rzeczywistości odnaleziono je parę miesięcy później).
Jego rewelacje się nie potwierdziły, a policja zarzucała mu utrudnianie dochodzenia. On zaś każdego kolejnego dnia prezentował nowe rewelacje i nowe wersje wydarzeń z łatwością rzucając przeróżne absurdalne zarzuty.
I choć w tych sensacyjnych doniesieniach często zgadzało się niewiele, to – gdy w Poznaniu ruszył proces – "detektyw" Rutkowski nie omieszkał pochwalić się, że jego ustalenia... potwierdziły się.
Bezczelne? Takich bezczelnych ruchów Rutkowski wykonuje znacznie więcej. "Detektyw" gra policji na nosie nie tylko krytykując działania mundurowych.
Niby policjant
Już samo logo jego firmy to naigrywanie się z mundurowych. Jest ono bowiem łudząco podobne do policyjnej "blachy". Wprawdzie za podszywanie się pod funkcjonariusza policji może grozić do roku więzienia, ale policja uznała, że to nie jest taka sama "blacha", więc Rutkowskiemu uchodzi to na sucho.
Podobnie jak posługiwanie się określeniem "detektyw". Już 7 lat temu jego licencja na wykonywanie zawodu detektywa została zawieszona, a później cofnięta. I Rutkowski nie ma szans na to, by ją ponownie otrzymać, bo łamie on jeden z najważniejszych warunków: niekaralność.
Na rzekomym detektywie ciąży parę wyroków, w tym dwa prawomocne. Jeden dotyczy bezprawnego zatrzymania "z pompą", jakie zorganizowano na potrzeby programu "Detektyw" w TVN. Zatrzymany przez brygadę antyterrorystów biznesmen (syn PRL-owskiego premiera Piotra Jaroszewicza) okazał się niewinny i wygrał proces z detektywem. Jak mówił – został przez ekipę Rutkowskiego upokorzony i ośmieszony na oczach widzów TVN oraz świadków zdarzenia na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi.
10 miesięcy za kratami
Ten proces to jednak pikuś. Znacznie ważniejszy wyrok zapadł przed sądem w Katowicach – Rutkowski został skazany za pranie brudnych pieniędzy śląskiej mafii paliwowej. Dostał 1,5 roku więzienia za wystawienie gangsterom fikcyjnych faktur na 2,5 mln zł. Zaś szef mafii liczył, że w zamian za te pieniądze Rutkowski, ówczesny poseł, roztoczy nad gangiem parasol ochronny. "Detektyw" odsiedział 10 miesięcy w areszcie i za kraty już nie wrócił. Zapewniał, że cały proces to zemsta śląskiego wymiaru sprawiedliwości. A tenże wymiar sprawiedliwości – trzeba przyznać – prowadzi starania, by mu życie uprzykrzyć.
W 2010 roku katowicka Prokuratura Okręgowa skierowała do sądu akt oskarżenia, w którym zarzuca Rutkowskiemu wykonywanie usług detektywistycznych bez zezwolenia. Za to grozi do dwóch lat więzienia. Zgromadzono ponad 100 tomów akt, przesłuchano setki świadków i... Jak się dowiedzieliśmy w katowickiej prokuraturze, sprawa wciąż jest w sądzie w Warszawie. Nawet nie zakończył się proces w pierwszej instancji. A to u Rutkowskiego tylko potęguje poczucie, że przecież nic mu nie zrobią.
Licencja pani Mai
Bo oficjalnie, to nie on prowadzi działalność detektywistyczną. Licencję i odpowiednie zezwolenie zdobyła jego narzeczona – fotomodelka Maja Pilch. Trudno nie było, bo po zmianach wprowadzonych w 2014 r. wymagane jest przejście 50-godzinnego kursu i wypełnienie odpowiedniego wniosku. Zatem firma Rutkowski Security-Service koncesję posiada dzięki licencji pani Mai. Rutkowski jest "jedynie" właścicielem tego interesu. Posłowie już w 2012 roku zapewniali, że zmienią przepisy tak, aby osoby karane nie mogły prowadzić działalności detektywistycznej na podstawie licencji pełnomocnika. Ale skończyło się na samych zapowiedziach i dzięki temu Rutkowski wciąż przedstawia się jako detektyw.
Co tu kryć – za wykreowanie wizerunku Krzysztofa Rutkowskiego jako eksperta, specjalisty i wręcz jedynego detektywa w tym kraju odpowiadają media. Najistotniejszą rolę odegrał tu TVN, gdy w latach 2001-2006 prezentował na antenie program o nazwie "Detektyw" z Rutkowskim w głównej roli. Ta popularność pozwoliła mu wówczas na wejście do Sejmu z list Samoobrony. Ale to było jeszcze przed sądowymi wyrokami. Jednak i teraz, już po nich, gdy zdarzy się coś związanego z przestępczością, poszukiwaniem zaginionych, to zaraz z ekranu wyskakuje Rutkowski.
Pan Rutkowski mało się zajął sprawą, bardzo mało. A poza tym nie udało mu się nic ustalić. Później zgłaszało się kilku kolejnych detektywów, ale moja mama już nie chciała z nimi współpracować. Zraziła się po tym, co przeżyła z ludźmi Rutkowskiego. Oni między innymi zażyczyli sobie u nas mieszkać i głównie chodziło im o nasze relacje. Czy czasami może my czegoś nie ukrywamy. Na tym polegało ich szukanie. Nie widziałam, żeby gdzieś indziej coś robili. Jeśli przyjechała telewizja, to przed kamerą – owszem - robili sobie różne takie "pokazówki". To ludzie z naszej wsi zaoferowali, że zbiorą pieniądze, żeby go wynająć, że może pomoże, bo nas nie było na to stać. No i cóż... Można powiedzieć, że ich pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Pieniądze ludzi, którzy chcieli nam bardzo pomóc.