Nie chcę nikogo osądzać. Madzia nigdy się tak nie zachowywała. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie – mówił w specjalnym wywiadzie dla "Faktów” TVN Markus. W., czyli chłopak Magdaleny Żuk, która w tajemniczych okolicznościach zginęła w Egipcie. Chłopak twierdzi, że jest zszokowany całą sytuacją, nikogo jednak nie oskarża i chętnie współpracuje z policją.
Podczas wywiadu Markus W. nie ujawnił swojego wizerunku. – Boję się o moich bliskich, osoby które zostały już pomówione w tej sprawie – stwierdził. Tłumaczył, że on sam i jego dwóch kolegów, którzy byli zaangażowani w pomoc dziewczynie otrzymują groźby. Markus W. opowiadał, że miał kontakt z Magdą i nie mógł zrozumieć jej dziwnego zachowania. Pytał, czy piła alkohol i czy ktoś mógł jej dosypać czegoś do napojów, ale zaprzeczyła. Także rezydent miał go przekonywać, że nigdy wcześniej nie spotkał się z taką sytuacją.
Cały czas miał kontakt z dziewczyną
Zaniepokojony dziwnym zachowaniem dziewczyny Markus miał poprosić kolegę żeby ją nagrał. Kolejny kolega miał pojechał po dziewczynę do Egiptu ale przyjechał za późno. – Nie rozumiem dlaczego to się stało w szpitalu, w bezpiecznym miejscu – mówił chłopak w wywiadzie dla "Faktów". – Cały czas mieliśmy kontakt aż do momentu, gdy zaczęło dziać się coś niedobrego – opowiadał partner Magdaleny Żuk.
Kobieta w niewyjaśnionych okolicznościach zmarła w Egipcie. Feralny wyjazd miał być niespodzianką dla jej chłopaka. Mężczyzna został w Polsce, bo jego paszport tracił ważność. Jak twierdzi, próbował zrobić wszystko, by jego dziewczyna wróciła do kraju. Nie udało się. – O tym, że Magda wykupiła wycieczkę, dowiedziałem się w dniu wylotu. Około godz. 13:00. To miała być dla mnie niespodzianka – mówił Markus.
Przyznał, że w dniu wylotu wrócił do domu przekonany o tym, że ma zawieźć swoją ukochaną na szkolenie do Katowic. Jednak od Magdaleny usłyszał podobno, że jadą na wycieczkę. Magda go spakowała, załatwiła urlop. Jednak okazało się, że paszport mężczyzny nie pozwala mu na wylot do Egiptu (za sześć miesięcy traci ważność, co nie pozwala na wjazd na teren Arabskiej Republiki Egiptu). – Zaczęliśmy działać, chcieliśmy coś z tym zrobić. Byłem w urzędzie wojewódzkim, żeby spróbować wyrobić ten nowy dokument, przerobić stary paszport, przebić pieczątkę, cokolwiek. Rozmawiałem z kierownikiem urzędu – relacjonował partner zmarłej.
Próbowali sprzedać wycieczkę
Bezskutecznie. Urzędnik nie był w stanie pomóc. Dlatego para ruszyła w podróż na lotnisko do Katowic. Jak mówi mężczyzna, po drodze próbowali sprzedać wycieczkę. I mieli plan: gdyby się udało, to polecą w inne miejsce, do jednego z krajów europejskich. Gdzieś, gdzie można wjechać na dowód osobisty. Chętnych na turnus jednak nie było. Wtedy – jeszcze w drodze –
zapadła decyzja, że kobieta leci sama.
– Wspólnie stwierdziliśmy, że jest zmęczona, dużo pracowała, więc chociaż ona sobie odpocznie. Pytałem, czy da radę polecieć sama, czy chce. Powiedziała, że tak – opowiadał Markus. Przyznał jednak, że miał obawy. – Puścić gdziekolwiek kobietę samą to człowiek zawsze się będzie martwił, a jeszcze do tak dalekiego kraju. Jednak taką podjęliśmy wspólną decyzję. Z jednej strony nie mogłem się sprzeciwiać, a z drugiej też bardzo chciałem, żeby Madzia odpoczęła – wyjaśniał.
Pytany o to, czy jego partnerka była zdenerwowana, przyznał, że łzy pojawiły się w mieszkaniu. Na lotnisku, jak opowiada, była zdenerwowana i szukała kontaktu, by się z kimś zapoznać i nie być sama. Czy było coś, co go zaniepokoiło? – Nie, nie było czegoś takiego. Pytałem się wielokrotnie, czy jest pewna swojej decyzji. Była – twierdził.
Później na telefon Magdaleny nie dało się dodzwonić. Był wyłączony, co tylko podsyciło niepokój. Markus zdradza, że były momenty, w których, w trakcie wideorozmów, kobieta miała problem z rozpoznaniem, kto jest kim. Pytana o to, czy została skrzywdzona, odpowiadać miała, że nie. Pytana o to, czy ktoś mógł dosypać jej czegoś do napoju, mówiła, że nie było takiej możliwości.
Sytuacja wydawała się na tyle groźna, że podjęto decyzję, iż kobieta powinna wracać do Polski. Kupiono bilet. Jednak do samolotu nie wsiadła. – Miała przylecieć w sobotę. Widziałem ją w drodze na lotnisko, tam również. Nie wyglądała dobrze, ale kojarzyła, z kim rozmawia. Mówiła, że chce wracać. Rezydent przekazał mi, że lekarz nie zgodził się na lot Madzi, bo była bardzo słaba – tłumaczy Markus.
"Aniołku powiedz, nie bój się"
I dodaje, że nie miał informacji na temat tego, że jego ukochana stwarzała dla kogoś zagrożenie lub była agresywna. Odbył jeszcze wideorozmowę, która pojawiła się w internecie. To podczas niej mówił: – Aniołku, powiedz. Nie bój się. Powiedz mi, po prostu powiedz, co się wydarzyło. W odpowiedzi słyszał: – Nie mogę mówić, przepraszam. To nic nie da.
Nerwy narastały. W drodze do Egiptu był przyjaciel mężczyzny. Ale emocje ostygły, gdy okazało się, że kobieta noc spędzi w szpitalu. – Moim zdaniem szpital to bezpieczne miejsce, gdzie jest opieka, gdzie ktoś się człowiekiem zajmuje. Na chwilę nam troszkę ulżyło, bo Maciek już był w drodze, a Madzia w szpitalu. Myśleliśmy, że wszystko będzie w porządku, ale okazało, że nie jest – mówi łamiącym się głosem.
Później dowiedział się, co wydarzyło się w szpitalu. O tym, że jego ukochana spadła z wysokości pierwszego lub drugiego piętra. Przewieziono ją do szpitala w Hurghadzie. Tam 30 kwietnia zmarła na skutek doznanych obrażeń. Okoliczności śmierci Magdaleny Żuk wyjaśniają polscy i egipscy śledczy. Postępowanie w sprawie zabójstwa prowadzi Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze. Prokurator generalny Egiptu sprawę objął specjalnym nadzorem.