Jak informuje "Gazeta Wyborcza”, Donald Tusk kolejny raz będzie musiał się stawić w Warszawie na wezwanie prokuratury. Tym razem on i jego pełnomocnik Roman Giertych, zderzą się z zarzutem dopuszczenia się "zdrady dyplomatycznej".
Zdrady dyplomatycznej dopuszcza się ten, kto w stosunkach z rządem obcego państwa działa na szkodę Rzeczpospolitej. Jak już pisaliśmy w naTemat, taka figura retoryczna w praktyce może spowodować niekończący się polityczny spektakl.
Poprzedni przyjazd Tuska zamienił się w wiec poparcia dla przewodniczącego Rady Europejskiej. Tłumy zwolenników witały go na dworcu kolejowym, towarzyszyły mu w drodze do budynku prokuratury. Po tym, jak prokuratorzy przez wiele godzin przesłuchiwali Tuska w obecności jego pełnomocnika Romana Giertycha notowania PiS spadły, a wyraźnie wzrosło poparcie dla Platformy Obywatelskiej. Sam Tusk ma podstawy sądzić, że może wygrać najbliższe wybory prezydenckie.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości albo nie odrobili tej lekcji, albo nie wyciągnęli z niej wniosków, albo tym razem szykują na przyjazd Tuska coś ekstra. Natomiast faktem jest, że były premier został wezwany przez prokuraturę i będzie odpowiadał na pytania w związku za zarzutem dopuszczenia się zdrady dyplomatycznej. Wezwanie jest na początek lipca, ale już wiadomo, że Tusk nie będzie mógł przyjechać w tym terminie. Trwają ustalenia, kiedy przewodniczący może przyjechać do Warszawy.