
Przez wiele tygodni w sieci rozpowszechniano informację, że budzący kontrowersje partner tragicznie zmarłej Magdaleny Żuk to syn dziennikarza "Gazety Wyborczej" Artura Włodarskiego. Tymczasem okazuje się, że Markus nie ma z nim nic wspólnego. Sieć jednak nic nie robi sobie z oświadczeń dziennikarza i dalej niszczy mu życie, wplątując jego rodzinę w historię, z którą ci ludzie nie mają nic wspólnego.
REKLAMA
Markus W. to pierwsza osoba, którą internauci biorą za winnego śmierci 27-letniej Magdy. Artur Włodarski nie ma z Markusem nic wspólnego, ale ktoś dodaje dwa do dwóch i bierze dziennikarza za jego ojca. Dziennikarz postawnił więc zareagować i opisuje, czego doświadcza od kilku tygodni. Na nic zdają się wyjaśnienia, że Markus W. nie jest jego synem. Hejterzy wiedzą lepiej i wylewają na Włodarskiego wiadra pomyj, wyzywają i grożą.
Dowiaduje się o sobie m.in., że "wraz z Markusem, jego kolegami i politykami Platformy z Wrocławia tworzy międzynarodową szajkę narkotykową i handlu żywym towarem". Artur Włodarski pisze, że cała sytuacja także dla jego rodziny jest jak "grom z jasnego nieba". "Pewnego dnia budzisz się i masz 10 tys. wrogów" – stwierdza.
Włodarski wie, że jest bohaterem fake newsa, w który łatwiej uwierzyć niż w prawdę. Nieważne, że Google pousuwa na jego prośbę część fałszywych materiałów, zostaje jeszcze Facebook. "Dziś jestem inny niż przed dziesięcioma dniami (...) Wiem już, jak wielu ludzi lubi nienawidzić. Tak po prostu" – można przeczytać w jego tekście dla "Wyborczej".
źródło: "Gazeta Wyborcza"
