W dniu, kiedy wszyscy żyją sprawą in vitro, na Twitterze zawrzało. Dziennikarze rozpoczęli dyskusję o tym, kto ma więcej praw: posiadający dzieci czy ci, którzy ich nie mają. Zatem pytamy i my: kto znajduje się w lepszej pozycji w naszym państwie?
Spontaniczna polemika, która dzisiaj zawiązała się pomiędzy Anną Kalczyńską, dziennikarką TVN-u, oraz Bartoszem Węglarczykiem, również znanym dziennikarzem tej stacji, wzbudziła nie mniejszą dyskusję także i u nas w redakcji. Czy ten, kto ma dzieci, powinien mieć więcej praw? I czy aby na pewno nie ma ich już i tak dużo? "Napisałem wyraźnie, że państwo powinno prowadzić politykę prorodzinną. Ale nagradzającą za dzieci, a nie karzącą za ich brak" – stwierdził Bartosz Węglarczyk na swoim profilu na Twitterze.
Państwo karze za brak dzieci czy nie?
– I ci z jednym i dwójką dzieci też niech płacą więcej, bo nie powiększają narodu, a jedynie wyrównują straty – napisał na swoim profilu Bartosz Węglarczyk. Tymi słowami rozpoczął burzliwą dyskusję, do której stopniowo przyłączali się inni użytkownicy. Na wpis od razu zareagowała redakcyjna koleżanka Węglarczyka, Anna Kalczyńska, która napisała:
Bartosz Węglarczyk zarzucał swojej rozmówczyni, że, podobnie jak i inne osoby, które posiadają dzieci, może cieszyć się dodatkowymi ulgami podatkowymi. Na wypowiedź dziennikarki, która zadeklarowała, że jest skłonna płacić podatki, tyle że mniejsze, Bartosz Węglarczyk odpowiedział:
Niestety, dziennikarz nie odpowiedział. Jednak dyskusja rozpoczęła się na dobre. Kalczyńska zapewniała, że urodziła dzieci dla siebie – nie dla państwa i wychowała na Polaków, którzy "będą płacić na Twoją [Węglarczyka - red.] emeryturę".
Bartosz Węglarczyk przypomniał także, że choć nie ma dzieci, musi płacić podatki na takie instytucje jak szkoła czy żłobki, a to czy będzie je miał, to jest to wyłącznie jego sprawa – nie państwa. Jak zauważa, nie ma ochoty, żeby płacić większe podatki tylko i wyłącznie dlatego, że nie posiada swoich potomków.
Kto jest w gorszej sytuacji?
Jak twierdzi Anna Welsyng, ekspert Wieszjak.pl, najpopularniejszą od kilku sezonów ulgą PIT-ową jest odpis z tytułu wychowywania dzieci. Osoby mające dzieci, przy rozliczaniu się z fiskusem, mogły zyskać 92,67 zł miesięcznie (maksymalnie 1112,04 zł) można było w tym roku odliczyć z tytułu posiadania dzieci. Fakt ten najbardziej oburza bezdzietnych, którzy z tego prawa nie mogli skorzystać. Ulgi dla nich po prostu nie ma.
Niestety mniejsze podatki nie obejmują tzw. rodzin zastępczych. Pomimo że rodzice mogą traktować dzieci jak swoje, to zgodnie z prawem, nie mogą oni liczyć na ulgi za wychowanie dzieci, bez względu na to, czy są bezpłodni czy też nie.
Emerytura dla wszystkich
Niezależnie od tego, czy mamy dzieci czy nie, przysługuje nam prawo do emerytury. I choć niektórzy mogą się z tym nie zgadzać, to dzieci nie mają tu nic do rzeczy. Co innego jeśli weźmiemy pod rozwagę pomysł PSL-u w sprawie wieku emerytalnego. Ludowcy proponowali, żeby matki pracowały krócej. Matki, bo o kobietach bezdzietnych w projekcie nie było w ogóle mowy.
Specjalne względy mają też pracownicy wychowujący dziecko do lat 14, bo mogą wziąć oni 2 dni zwolnienia z pracy na opiekę nad dzieckiem. Uprawnienie to może być wykorzystywane w dowolnym momencie. Chętnie z tego prawa korzystają rodzice, ponieważ dni, których nie wykorzystaliśmy w danym roku kalendarzowym, najzwyczajniej nam przepadają. Nikt też nie jest w stanie sprawdzić, czy rzeczywiście te dni zostały wykorzystane na opiekę, a nie w innych celach. Tu można liczyć jedynie na uczciwość rodziców, a z tą, jak wiadomo, jest różnie.
A na co dzień…
Osoby, które nie posiadają dzieci, zwracają uwagę na to, że są na co dzień w pewien sposób dyskryminowane. Jak twierdzą, trudniej im uzyskać wolne od szefa, argumentując swoją prośbę twierdzeniem, że "potrzebują dwóch dni wolnego od pracy, ponieważ muszę jechać na festiwal filmowy" niż matkom czy ojcom, którzy proszą o wolne, ponieważ "muszą być obowiązkowo na wywiadówce u dziecka". I choć z tym argumentem mogą nie zgadzać się rodzice, to trudno jest zaprzeczyć temu, że szefowie przyjaźniej traktują prośby pracowników o wolne, jeśli są one związane z dziećmi, niż te, które są spowodowane z nami samymi.
Zatem, kto jest bardziej poszkodowany w Polsce – bezdzietni, czy ci, którzy dzieci posiadają?