Abradab zarapował: jeśli nie wiesz, co mówić, mów niewyraźnie. Niestety wiele osób, które chętnie określa się mianem intelektualistów, często nie korzysta z tej rady i działa zgodnie z maksymą wyrażoną w formie tytułu popularnej facebookowej grupy – „Nie znam się, to się wypowiem”. Wypowiem się oczywiście z użyciem modnych słów, o których znaczeniu nie mam pojęcia. Oto nasz słownik modnych bzdur.
Odkąd Alan Sokal i Jean Bricmont w 1997 roku wydali swoje "Modne bzdury", książkę, która wyśmiewała słabość humanistów do tworzenia intelektualnych konstrukcji o pozornej koherentności, w humanistyce pojawiło się wiele trendów w myśleniu, które nie mają innego zastosowania niż kawiarniany small talk. U niektórych przypominają one niemalże dziwną odmianę zespołu Tourette'a, jakby jakaś niepowstrzymana siła zmuszała ich do okraszania słowem „projekt” czy „dyskurs” każdej swojej wypowiedzi.
Językoznawca, profesor Jerzy Bralczyk byłby jednak wyrozumiały dla inteligentów. Cieszy się, że się starają i z wyrozumiałością poleca wybaczanie językowych natręctw. „Intelektualiści uważają często, że słowa z popularnego słownika nie wystarczają, aby opisać zjawisko, którym się zajmują, sięgają więc do mniej popularnych i prześcigają się w ich zastosowaniu. Popularność niektórych słów to oczywiście snobizm, ale szlachetny. Naprawdę bywają gorsze. Nawet jeśli używa się ich bez zrozumienia – cieszy już sama próba.”
Oto nasz subiektywny słowniczek inteleligenckiego fashion victim. Zbierajcie, identyfikujcie i nie zawahajcie się, aby w odpowiednim momencie, przemądrzałemu delikwentowi przytoczyć słownikową definicję. Albo – jeśli bliższa jest wam postawa wyrozumiała, uśmiechnijcie się tylko w milczeniu. Lepiej nie rzucać kamieniem. Nikt z nas nie jest przecież bez grzechu.
Deleuze - Gilles Deleuze, jeden z najwazniejszych filozofów dla kultury współczesnej. Czytali go ze zrozumieniem nieliczni studenci kulturoznawstwa, filmoznawstwa i filozofii. Liczni zaś uznali, że Zizek już wyszedł z mody i warto teraz na salonach zamiast psychoanalizą popisywać się stwierdzeniami o kłączowatości kultury. Aha i na kłącze mówimy po francusku: rhizome oraz, żeby było jeszcze piękniej: rizomatyczny, rizomatyczność. Możemy dodać, że kultura jest naszym zdaniem schizoidalna, jakby było nam za mało.
dychotomia – bo różnica brzmi przecież za mało mądrze. Dychotomia to jednak nie to samo, co różnica. Między mną a tobą są pewne dychotomie – takie konstrukcje lepiej zachować na retoryczne popisy w koszmarnym śnie.
dyskurs – słowo-przekleństwo. Kiedyś równie popularny był tekst kultury, którym było absolutnie wszystko. Teraz absolutnie wszystko jest dyskursem, jest zanurzone w dyskursie, leży w przestrzeni dyskursywnej, jest poza dyskursem, ma swój dyskurs, a nawet bywa w szponach dyskursu. Dyskursem jest też dyskusja i rozmowa. Żeby nie dostać się w żadne szpony najlepiej zastanowić się, w jakim kontekście tego słowa się używa – ma co najmniej kilka, a najlepiej sięgnąć do: Michael Foucault.
Foucault – nieśmiertelny bohater każdego wanna-be intelektualisty. Bez niego filozofia europejska byłaby ścierniskiem, a nauki społeczne pogrążone w marazmie. Jako nieśmiertelny bohater, oczywiście prawie nigdy nie jest czytany. Z pobieżnego kartkowania zostają słowa: dyskurs, wiedza-władza, biopolityka.
emblematyczny – może lepiej charakterystyczny?
gender – słowo ważne, bo konieczne. Po polsku nie występuje jedno słowo określające koślawą nieco "płeć kulturową". To, że trzeba używać, nie znaczy nadużywać – nie wchodźcie z genderem w każdą rozmowę.
gentryfikacja – jeśli chodzi o definicję słownikową, oznacza gwałtowną zmianę charakteru danej części miasta. Jeśli chodzi o praktykę – może oznaczać dosłownie wszystko. Najczęściej myli się z geriatrią.
heteronormatywny – ważne, aby nie podążać za heteronormą (kolejne popularne słowo), ale czy naprawdę heteronormatywne jest rozmieszczenie produktów spożywczych w Biedronce? Normatywność, która polega na nadużywaniu bełkotu nie powinna się podobać ani homo, ani hetero ani nikomu innemu.
intertekstualność – to słowo wytrych, który służy czasem intelektualistom, aby podkreślić, że wcale nie zamykają się w swojej niszy (bo nisza oznacza dzisiaj nieprzydatność, nieopłacalność i niepraktyczność)
łacina – poza nielicznymi absolwentami filologii klasycznej – bądźmy uczciwi, prawie nikt nie używa jej prawidłowo. Notabene myli się z nomen omen, a sic! wpada tam, gdzie nie powinno.
meta- – podobnie jak post- dodawane do czegoś, co wygląda za mało mądrze. Szczególnie przebiegły jest meta-dyskurs, meta-narracja.
narracja – opowieść brzmi zbyt ubogo. Są więc Wielkie Narracje, jest Śmierć Wielkich Narracji, są małe narracje, jest twoja narracja i narracja kulturowa. Często zamiennie ze słowem dyskurs
opresyjność – często w parze z emancypacją. Opresyjny bywa dyskurs i kultura, opresyjny jest kapitalizm, opresyjne jest społeczeństwo współczesne, opresyjne bywają praktyki. Są też grupy poddane opresji.
paradygmat – najlepsze lata jego popularności przeminęły, ale wciąż trzyma się nieźle.
performatywny i postdramatyczny – ulubiona para parających się teatrem.
postmodernizm – trzyma się w czołówce od kilkunastu lat, chociaż z grupy intelektualistów i wanna-bes ostatnio został zaanektowany także przez licealistów. Niedługo to słowo tak się spauperyzuje, że będzie można wypowiadać je tylko ze wstydem zjadając hamburgera na kacu.
postpolityka – skoro tak wiele rzeczy na tym świecie jest post- i meta-, to dlaczego nie polityka? Skoro historia miała się skończyć i nie chciała, musimy sobie jakoś z tym poradzić.
projekt – o projektach rozmawia się na spotkaniach, projekty się pisze, zbiera się na grant na projekt, projekty są artystyczne, społeczne, projektem jest właściwie wszystko, co robimy, jeśli chcemy, żeby ktoś zapamiętał, że o tym mówimy. To brzmi dumnie.
spauperyzować się – proces społeczny polegający na obniżaniu się stopy życiowej jednostek lub zbiorowości. Niestety w licznych zastosowaniach konwersacyjnych pauperyzować może się właściwie wszystko: mógł ci się nawet outfit spauperyzować.
subwersja – bo przecież nie można powiedzieć wywrotowość. Subwersywne mogą być są na przykład działania osób wykluczonych z heteronormy.
symulakrum – robi bardzo dużą karierę. Od definicji oryginalnej, Baudrillarda, zastosowania tego słowa są bardzo dalekie i w skrócie oznaczają po prostu to, czego nie ma.
transgresja – prawie tak samo istotne, jak dyskurs i ważne dla każdego, kto chce podkreślić, że myśli alternatywnie, jest radykalny, nie idzie na łatwiznę i nie lubi schematów. Transgresywne jest wszystko: sztuka teatralna, osobowość, film, książka. To obowiązkowe słowo dla wszystkich, którzy odważnie nurzają się w dyskursie