Są cichymi zabójcami. Działają podstępnie, rujnując zdrowie powoli i często nieodwracalnie. Dym papierosowy i smog. O tym pierwszym wiele już powiedziano i napisano, o tym drugim zaś bardzo głośno zrobiło się w ostatnich latach. W dyskusji na temat szkodliwego wpływu obu czynników na nasze płuca (i nie tylko) przewija się niekiedy pytanie, który z nich jest większym złem.
Konfrontacja wydobywającego się z papierosów dymu z zatruwającym polskie miasta smogiem na zasadzie „co gorsze?” nie ma jednak większego sensu. Choć różnice między nimi dotyczą głównie skali i w jakimś stopniu składu, nie jest wcale tajemnicą, że wspomniani truciciele mają ze sobą też bardzo wiele wspólnego.
Każdy jest palaczem?
Każdemu, kto czytał czy słuchał o szkodliwości papierosów, obiło się nie raz o uszy pojęcie biernego palenia. Zataczająca coraz szersze kręgi moda na walkę z tym zjawiskiem uczyniła z amatorów fajek persona non grata w wielu sytuacjach. Nie tylko mundurowi wlepiają im mandaty za łamanie przepisów ustawy tytoniowej, ale i rodacy coraz częściej patrzą na nich krzywym okiem, gdy ci sięgają po paczkę w towarzystwie osób, które nie życzą sobie „psucia” powietrza.
Zwalczanie biernego palenia metodą braku tolerancji wobec palących papierosy przypomina jednak walkę z wiatrakami. Czemu? Winę ponosi smog. Pokrywająca Warszawę czy Kraków trująca mgła powoduje, że zakaz palenia w miejscach publicznych de facto nie ma sensu. Chcąc nie chcąc, z powodu zanieczyszczonego powietrza w aglomeracjach miejskich wszyscy stajemy się mimowolnymi palaczami.
Miano najgroźniejszego zabójcy w mieszance lotnych substancji, jaką stanowi smog, nosi bowiem benzo(a)piren, który jest też jednym z niesławnych składników dymu wydzielanego podczas palenia papierosów. Przez smog z każdym haustem powietrza zaciągamy się tą rakotwórczą substancją, która dotychczas schowana w zawiniętym w bibułkę tytoniu staje się niestety wszechobecna, bo przecież wszyscy musimy oddychać.
Oddychając miejskim powietrzem, „wypalamy” codziennie nawet kilka papierosów, nawet gdy nie jesteśmy aktywnymi palaczami. I tak według kalkulatora zamieszczonego na stronie Polskiego Alarmu Smogowego, przebywając na zewnątrz 1 godzinę wdychamy ilość benzo(a)pirenu równoznaczną w Krakowie – 3760 (10), Katowicach – 2540 (7), Wrocławiu – 1645 (5) i Warszawie – 1290 (4) rocznie (dziennie) wypalanym papierosom.
Poziom ryzyka
Benzo(a)piren to oczywiście niejedyny wspólny mianownik dymu od papierosów i smogu. Dwutlenek węgla czy tlenki azotu również spajają te dwa światy. W skład dymu tytoniowego i zanieczyszczonego powietrza wchodzi, licząc osobno, około 5 tys. związków chemicznych, w tym ponad 40 czynników rakotwórczych oraz szereg związków toksycznych.
Skutki zdrowotne również nie różnią się zbytnio w obu przypadkach. Długotrwale wdychanie smogu tak samo jak palenie papierosów prowadzi do przewlekłych chorób układu oddechowego i układu krążenia. Oczywiście zwiększa też prawdopodobieństwo wystąpienia raka płuc, najbardziej znanej choroby w katalogu schorzeń rozwijających się wśród wielbicieli wyrobów tytoniowych.
Różnica dotyczy poziomu ryzyka. U czynnego palacza jest ono wyższe, ale zatrute powietrze goni pod tym względem, tworząc zagrożenie porównywalne z biernym paleniem. Wydaje się więc, że nałogowym palaczom strach nie powinien zaglądać w oczy z powodu unoszącego się nad Polską smogu (mówi się nawet, że są do niego zahartowani). Nie jest to do końca prawda, ponieważ część z nich korzysta już z alternatyw takich jak e-papierosy czy bezdymne produkty oparte np. na technologii podgrzewania tytoniu IQOS, które narażają na kontakt z mniejszą ilością substancji smolistych.
Smog bez fajek
Jak w takim razie walczyć z toksyczną chmurą spowijająca niebo nad niejednym miastem w Polsce? Z pewnością widok palacza dokładającego na przystanku do zanieczyszczenia powietrza jeszcze swoją cegiełkę potrafi działać na nerwy, jednak samo ograniczenie palenia papierosów, abstrahując oczywiście od niemałej ulgi dla płuc palacza, kraju nad Wisłą od smogu nie zbawi.
Głównym „producentem” trucizn wchodzących w skład smogu nie jest ani nałóg palenia uprawiany przez miłośników tytoniu, ani nawet pracujące w dzień i w nocy elektrownie węglowe. Emisja zanieczyszczeń powietrza w Polsce wynika w głównej mierze z ogrzewania domów za pomocą węgla w niespełniających żadnych norm piecach (tzw. niska emisja). To właśnie „kopciuchy domowe” odpowiadają za prawie połowę zanieczyszczeń powietrza. Drugim winowajcą są spaliny samochodowe, które dokładają od siebie ok. 40 proc.
Do rozwiązania problemu smogu trzeba więc podejść kompleksowo. Jeśli jednak kogoś nadal nurtuje pytanie, czy należy bardziej bać się dymu tytoniowego czy smogu, niech zerknie w statystyki. Według danych Ministerstwa Zdrowia palenie papierosów zabija rocznie 67 000 Polaków. Jak podaje inicjatywa Polski Alarm Smogowy, z powodu smogu co roku umiera przedwcześnie 45 000 Polaków. Różnicę widać, ale wnikając głębiej w materię, łatwo dojść do wniosku, że palacze tytoniu i palacze „smogowi” w gruncie rzeczy jadą na tym samym wózku.