
Moim celem jest to, aby ci źli ludzie nie powrócili do swoich domów. Nasza taktyka walki z ISIS została zmieniona na anihilację – Jim Mattis, sekretarz obrony USA, wyraził właściwie to, co czuje wiele osób dostrzegających tragedię ofiar zamachów terrorystycznych. Skoro bojownicy Państwa Islamskiego przyznają się oraz cieszą z wyrządzonego zła, to należy zakończyć jego byt.
Do tej pory przepychaliśmy ISIS, a to po Iraku albo po Syrii. Zmieniamy taktykę, złapiemy ich ich za tylną nogę, otoczymy i unicestwimy. Bojownicy mają nie przetrwać tej walki. Nie zamierzamy pozwolić im na to aby po przegranej walce rozpłynęli się po całym Bliskim Wschodzie, Afryce Północnej, czy przedostali się do Europy. Gdyż ten sposób wyhodujemy nowego wroga. Moim celem jest, aby nie wrócili już swoich do domów.
Jak przedstawić Jima Mattisa? Najpierw powinniście przypomnieć sobie film "Człowiek Demolka", w którym tytułowy bohater Sylvester Stallone zostaje obudzony z hibernacji, gdyż w pokojowo żyjącym już społeczeństwie, jako jedyny może przeciwstawić się brutalnemu bandycie. Mattis idealnie pasuje do pułkownika kawalerii powietrznej z filmu "Czas Apokalipsy", który "uwielbiał zapach napalmu o poranku". Ten emerytowany Marines, noszący mundur przez cztery dekady, mógłby swoim życiorysem zapełnić scenariusze tuzina podobnych hollywoodzkich produkcji. Na wojnach w Wietnamie, Afganistanie i obu kampaniach w Iraku, wypracował sobie przydomek "Wściekły Pies".
Mattisowi zdarzały się przy tym tragiczne pomyłki. Przypisuje mu się wydanie fatalnego rozkazu nalotu na dom w pobliżu granicy z Syrią, co przeszło do historii jako "masakra wesela w Mukaradeeb". Dom wydał się wojskowym podejrzany, gdy weselnicy zaczęli strzelać w powietrze. Zginęły 42 osoby w tym 14 dzieci. W przypływie szczerości Mattis powiedział dziennikarzom, że podjęcie decyzji zajęło mu 30 sekund. – Ilu ludzi idzie na pustynię, by urządzić wesele 130 kilometrów od najbliższej cywilizacji? – oświadczył.
Nie jest jednak bezdusznym zabijaką. Oświadczył Trumpowi, że jest przeciwny torturom, ponieważ na wojnie pieniądze, piwo i papierosy dają ten sam efekt. Jednak, słynący z niepatyczkowania się z przeciwnikiem, generał podpasował impulsywnemu prezydentowi USA. Jak piszą amerykańskie media, Trump – słabo zorientowany w polityce międzynarodowej –pozwolił mu działać, licząc na spektakularne efekty. I już dwa dni po zaprzysiężeniu prezydent dostał pierwszy kwit od Mattisa, który zalecał akcję wojskową w Jemenie. W efekcie dwa śmigłowce z elitarnym oddziałem Navy Seal poleciały wprost do jednej z kwater dowództwa Al Kaidy. Celem było zdobycie dokumentacji siatki terrorystycznej dżihadystów. Zabito 15 bojowników, zginął jeden komandos.
