Moim celem jest to, aby ci źli ludzie nie powrócili do swoich domów. Nasza taktyka walki z ISIS została zmieniona na anihilację – Jim Mattis, sekretarz obrony USA, wyraził właściwie to, co czuje wiele osób dostrzegających tragedię ofiar zamachów terrorystycznych. Skoro bojownicy Państwa Islamskiego przyznają się oraz cieszą z wyrządzonego zła, to należy zakończyć jego byt.
W odpowiedzi na zamach w Manchesterze Brytyjczycy masowo tatuują sobie pszczołę, symbol historii i pracowitości mieszkańców tego regionu. Po masakrze w Nicei promenadę, na której doszło do zamachu, ozdobiono rysunkami namalowanymi kredą. Wzruszające, ale te akcje pokazują bezradność oświeconych społeczeństw wobec aktów barbarzyństwa i terroru. To zupełnie nie pasuje do nominowanego przez Donalda Trumpa sekretarza obrony USA.
Jim Mattis dodał, że do takiego finału zmierza bitwa o Mosul. Właśnie to stanie się w Ar Racce, syryjskim mieście stanowiącym obecnie stolicę kalifatu Państwa Islamskiego. – Wejdziemy tam i wyczyścimy. Gdy jedna grupa ISIS zostanie otoczona i zlikwidowana, zajmiemy się następnym wyzwaniem i kolejnym. Aż uwolnimy miliony ludzi spod ich władzy – dodał. Znając życiorys sekretarza obrony, nie rzuca on słów na wiatr.
Don't fuck with me
Jak przedstawić Jima Mattisa? Najpierw powinniście przypomnieć sobie film "Człowiek Demolka", w którym tytułowy bohater Sylvester Stallone zostaje obudzony z hibernacji, gdyż w pokojowo żyjącym już społeczeństwie, jako jedyny może przeciwstawić się brutalnemu bandycie. Mattis idealnie pasuje do pułkownika kawalerii powietrznej z filmu "Czas Apokalipsy", który "uwielbiał zapach napalmu o poranku". Ten emerytowany Marines, noszący mundur przez cztery dekady, mógłby swoim życiorysem zapełnić scenariusze tuzina podobnych hollywoodzkich produkcji. Na wojnach w Wietnamie, Afganistanie i obu kampaniach w Iraku, wypracował sobie przydomek "Wściekły Pies".
Że całkiem zasłużony, pokazuje scena, jaka rozegrała na początku wojny w Iraku. Mattis spotkał się z przywódcami lokalnych społeczności. Oświadczył: "Przybywam w pokoju. Nie przyciągnąłem ze sobą ciężkiej artylerii. Ale błagam, ze łzami w oczach, nie zadzierajcie ze mną (don't fuck with me), bo zabiję was wszystkich".
Już kilka miesięcy po zakończeniu wojny "Wściekły Pies" pokazał, co miał na myśli. Miasta takie jak Falludża, Tikrit, Mosul, stały się ostoją bojowników, do których ochoczo przyłączali terroryści z Syrii, Jemenu, Jordanii, chcący zabić jakiegoś Amerykanina. Jednocześnie wielu dowódców czuło się skrępowanych polityczną poprawnością. Choć meczety były składami broni, a na wieżach czaili się snajperzy, starano się jakoś unikać konfrontacji.
Tymczasem w sztabie Mattisa: – Szefie strzelają do nas z meczetu. Można zrzucać? – meldował Marines.
– Tiaa. Ćwierćtonówkę – odparł ze stoickim spokojem Mattis i to bez oglądania się na zapisujących wszystko dziennikarzy.
W ten sposób w 2004 roku podlegający Mattisowi Marines obrócili w gruzy Faludżę. Przy własnych stratach 50 zabitych i ponad 400 rannych zabili około tysiąca bojowników. Militarne zwycięstwo wynikało z taktyki Mattisa, aby nie szturmować miasta na hurra tylko działać metodycznie. Zdało się na nic, bo kilka lat później nastały czasy miękkiej dyplomacji Baracka Obamy, "wojny na wyczerpanie", a słabe irackie państwo nie było w stanie odeprzeć ataku sił Państwa Islamskiego.
Decyzja w 30 sekund
Mattisowi zdarzały się przy tym tragiczne pomyłki. Przypisuje mu się wydanie fatalnego rozkazu nalotu na dom w pobliżu granicy z Syrią, co przeszło do historii jako "masakra wesela w Mukaradeeb". Dom wydał się wojskowym podejrzany, gdy weselnicy zaczęli strzelać w powietrze. Zginęły 42 osoby w tym 14 dzieci. W przypływie szczerości Mattis powiedział dziennikarzom, że podjęcie decyzji zajęło mu 30 sekund. – Ilu ludzi idzie na pustynię, by urządzić wesele 130 kilometrów od najbliższej cywilizacji? – oświadczył.
Nie jest jednak bezdusznym zabijaką. Oświadczył Trumpowi, że jest przeciwny torturom, ponieważ na wojnie pieniądze, piwo i papierosy dają ten sam efekt. Jednak, słynący z niepatyczkowania się z przeciwnikiem, generał podpasował impulsywnemu prezydentowi USA. Jak piszą amerykańskie media, Trump – słabo zorientowany w polityce międzynarodowej –pozwolił mu działać, licząc na spektakularne efekty. I już dwa dni po zaprzysiężeniu prezydent dostał pierwszy kwit od Mattisa, który zalecał akcję wojskową w Jemenie. W efekcie dwa śmigłowce z elitarnym oddziałem Navy Seal poleciały wprost do jednej z kwater dowództwa Al Kaidy. Celem było zdobycie dokumentacji siatki terrorystycznej dżihadystów. Zabito 15 bojowników, zginął jeden komandos.
7 kwietnia cały świat był świadkiem odwetowego ataku na bazę sił reżimu Asada, który miał użyć broni chemicznej przeciwko cywilom w syryjskim mieście Khan Szejkhun. Jak policzono Mattis zlecił już więcej podobnych akcji militarnych niż podczas całej ostatniej kadencji Baracka Obamy. – Mattis chce wygrać. On chce zwycięstwa. Chce skopać tyłek – mówią o nim w Białym Domu.
Do tej pory przepychaliśmy ISIS, a to po Iraku albo po Syrii. Zmieniamy taktykę, złapiemy ich ich za tylną nogę, otoczymy i unicestwimy. Bojownicy mają nie przetrwać tej walki. Nie zamierzamy pozwolić im na to aby po przegranej walce rozpłynęli się po całym Bliskim Wschodzie, Afryce Północnej, czy przedostali się do Europy. Gdyż ten sposób wyhodujemy nowego wroga. Moim celem jest, aby nie wrócili już swoich do domów.