
Jak pogrążyć się po wizerunkowej wpadce? Świetną szkołę w tej kwestii daje właśnie wiceburmistrz warszawskiej Ochoty Grzegorz Wysocki. Kilka dni temu powszechne oburzenie wywołał fakt, iż na Facebooka wrzucił zrobione z ukrycia zdjęcie piersi jednej z pasażerek stołecznego metra. Za seksistowskie zachowanie nie przeprosił, ale podjął próbę wytłumaczenia się z tej sprawy.
REKLAMA
Przypomnijmy, iż skandal został wywołany przez Grzegorza Wysockiego 26 maja. "I jak tu nie być z rana optymistą" – napisał na początku tamtego dnia i załączył zdjęcie biustu, które pasażerce warszawskiego metra prawdopodobnie ukradkiem zrobił jadąc do pracy. Kiedy na polityka z Ochoty spłynęła pierwsza fala krytyki, seksistowski wpis usunął. Internet o tym jednak nie zapomniał i sprawa zaczęła zataczać coraz szersze kręgi.
We wtorek Grzegorz Wysocki postanowił więc zabrać głos. Zapewne sądził, iż w ten sposób zaszachuje swoich krytyków, ale nowy wpis był na poziomie poprzedniego, co sprawiło, że skandal tylko się zaostrzył. "Umieściłem z okazji Dnia Matki zdjęcie piersi kobiety karmiącej" – próbował tłumaczyć. "Dzisiaj przejrzałem posty pod nim i włosy mi dęba stanęły. Dla jednych stałem się seksistą a drudzy zaczęli sobie niesmacznie i wulgarnie dowcipkować. Świat zwariował. Musiałem go skasować. Z pewna nieśmiałością publikuję zdjęcie ambasadora Nowej Gwinei. Zobaczymy co z tego wyniknie" – dodał.
Kuriozalne tłumaczenia o Dniu Matki i zdjęciu "piersi kobiety karmiącej" tylko podgrzały emocje. "To jakaś Pana znajoma, że wie Pan o tej Pani, że jest kobietą karmiącą? Bo akurat na tym zdjęciu raczej nie karmi? Czy ewentualna znajoma wyraziła zgodę na upublicznienie zdjęcia?" – pytali oburzeni internauci. "Piersi nie potrafią mówić" – odpowiadał polityk.
Bo prawo pozwala?
Kiedy okazało się, że to nie piersi pasażerki metra opowiedziały Grzegorzowi Wysockiemu o tym, że chce ona zostać bohaterką jego postu na Dzień Matki, przeszedł on do innej linii obrony. Jeszcze bardziej aroganckiej. "To nie jest zdjęcie kobiety konkretnej. Znam się trochę na tym" – napisał w jednym z komentarzy. "Mam nadzieję, że ta KONKRETNA KOBIETA z tego paskudnego zdjęcia dowie się o tej publikacji i że narobi panu problemów" – odpowiedziała mu jedna z komentujących osób. "Nie narobi ponieważ na tym musiałaby udowodnić , że to ona. A tam nie ma jej wizerunku" – kontynuował swoją "prawniczą argumentację" Wysocki.
Kiedy okazało się, że to nie piersi pasażerki metra opowiedziały Grzegorzowi Wysockiemu o tym, że chce ona zostać bohaterką jego postu na Dzień Matki, przeszedł on do innej linii obrony. Jeszcze bardziej aroganckiej. "To nie jest zdjęcie kobiety konkretnej. Znam się trochę na tym" – napisał w jednym z komentarzy. "Mam nadzieję, że ta KONKRETNA KOBIETA z tego paskudnego zdjęcia dowie się o tej publikacji i że narobi panu problemów" – odpowiedziała mu jedna z komentujących osób. "Nie narobi ponieważ na tym musiałaby udowodnić , że to ona. A tam nie ma jej wizerunku" – kontynuował swoją "prawniczą argumentację" Wysocki.
Jeżeli sfotografowanej przez Grzegorza Wysockiego kobiecie jednak nie spodobało się to, że warszawski samorządowiec z ukrycia zrobił jej takie zdjęcie, sąd może nie przychylić się do takiej linii obrony. Ochronę wizerunku normuje przede wszystkim art. 81 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, według którego "rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej". Odstępstwa od tej zasady mają zastosowanie tylko, gdy" rozpowszechnia się wizerunek osoby powszechnie znanej" lub jeżeli wizerunek utrwalono w związku z pełnieniem przez daną osobę "funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych".
O zgodę nie trzeba też starać się, gdy osoba sfotografowana "stanowi jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza". W tej sytuacji nie mamy chyba do czynienia z żadną z tych okoliczności. Dodajmy też, że "wizerunek" dla sądu nie musi oznaczać jedynie twarzy, choć i ona jest na bulwersującym zdjęciu zauważalna, a całość oryginalnego obrazu (gdzie twarz nie jest zamazana) może pozwalać na łatwą identyfikację sfotografowanej kobiety.
Problem z "ambasadorem"
A na koniec warto zauważyć, że kolejnym zdjęciem zamieszczonym na Facebooku Grzegorz Wysocki również nie popisał się politycznym wyczuciem. Powiela on popularną w ostatnich dniach internetową legendę, iż fotografia przedstawia ambasadora Papui-Nowej Gwinei podczas jednej z debat w ONZ. Problem w tym, iż nawet plotkarskie portale piszą o tym z ostrożnością i podkreślają, że to jedynie twierdzenia internautów. Natomiast w mediach społecznościowych trwają zaciekłe spory o prawdziwe pochodzenie człowieka ze zdjęcia.
A na koniec warto zauważyć, że kolejnym zdjęciem zamieszczonym na Facebooku Grzegorz Wysocki również nie popisał się politycznym wyczuciem. Powiela on popularną w ostatnich dniach internetową legendę, iż fotografia przedstawia ambasadora Papui-Nowej Gwinei podczas jednej z debat w ONZ. Problem w tym, iż nawet plotkarskie portale piszą o tym z ostrożnością i podkreślają, że to jedynie twierdzenia internautów. Natomiast w mediach społecznościowych trwają zaciekłe spory o prawdziwe pochodzenie człowieka ze zdjęcia.
W depeszach renomowanych agencji informacyjnych, ani źródłach ONZ-owskich nie można znaleźć żadnego potwierdzenia, że to naprawdę zdjęcie przedstawiające – jak twierdzi Grzegorz Wysocki – ambasadora Papui-Nowej Gwinei. Prawdziwości tym twierdzeniom nie dodaje fakt, iż najczęściej to zdjęcie przewija się w rosyjskiej sieci, zdominowanej przez propagandę i fake news.
