Bartłomiej Misiewicz miał się udać na zesłanie. Tak mu "doradzał" Jarosław Kaczyński.
Bartłomiej Misiewicz miał się udać na zesłanie. Tak mu "doradzał" Jarosław Kaczyński. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Jarosław Kaczyński w młodości chłonął Trylogię Henryka Sienkiewicza i jak widać przyswoił sobie kilka reguł prawnych, które rządziły Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Bo jak inaczej można wyjaśnić fakt, ze prezes PiS chciał skazać Bartłomieja Misiewicza na banicję?

REKLAMA
Niech pan wyjedzie z kraju – miał usłyszeć Misiewicz, który kilka tygodni temu stawił się na dywaniku u prezesa PiS w kwaterze głównej partii przy ulicy Nowogrodzkiej. Kto wie, może gdyby szybko spakował juki i pognał za granice, zachowałby wszystkie zaszczyty i dobra. Bartłomiej Misiewicz jednak postanowił zachować się jak Samuel Łaszcz, wyrokiem banicji podpić sobie płaszcz i odpowiedział, że jemu się w Polsce podoba. Godzinę później już nie był członkiem Prawa i Sprawiedliwości.
A wszystko to działo się krótko po upublicznieniu informacji o tym, że Misiewicz został pełnomocnikiem Zarządu Polskiej Grupy zbrojeniowej z pensją, która podobno miała wynosić 50 tysięcy złotych miesięcznie. Opozycja poczuła krew zaczęła wytaczać najcięższe kolubryny, więc prezes PiS postanowił rozwiązać problem w zarodku. Niczym w "Trylogii" Kaczyński próbował zesłać Misiewicza na banicję.
Co ciekawe, w świetle prawa międzynarodowego nakazanie opuszczenia terytorium państwa własnemu obywatelowi jest zakazane, mówi o tym Powszechna Deklaracja Praw Człowieka. To jednak brzmi tylko strasznie, bo ostatecznie pewnie chodziło o jakąś ciekawą posadkę na zagranicznej placówce. A taka "banicja" już wcale nie traka straszna".
źródło: "Newsweek"