
Wydawałoby się, że prawomocny wyrok sądu - 5 tys. zł odszkodowania za szykany i przeprosiny od dyrekcji - kończy sprawę Grażyny Juszczyk, matematyczki z Krapkowic. Po tym, jak kobieta zdjęła krzyż cichaczem powieszony na ścianie pokoju nauczycielskiego w tamtejszej szkole, doświadczyła mobbingu ze strony kolegów nauczycieli z powodu bezwyznaniowości. W sprawę wkroczyła jednak prokuratura.
REKLAMA
Choć w styczniu wrocławski sąd apelacyjny podtrzymał stanowisko, że godność kobiety została naruszona dyskryminacją, która przybrała formę molestowania psychicznego, prokuratura nie chce zgodzić się na taki wyrok. Właśnie złożyła kasację do Sądu Najwyższego, choć dyrekcja szkoły już wykonała wyrok ze stycznia. Zdaniem prokuratury, nauczycielka nie zdjęła krzyża ze ściany w swoim miejscu pracy z powodu bezwyznaniowości, ale żeby sprowokować swoich współpracowników.
"Źle świadczy to o całej religii chrześcijańskiej, skoro dwie instancje sądów jednomyślnie wskazały, że byłam dyskryminowana przez katolików. A wszystko z tego powodu, że deklaruję się jako osoba bezwyznaniowa" – powiedziała Grażyna Juszczyk "Gazecie Wyborczej". Jej zdaniem działania prokuratury są nacechowane grą polityczną. Na Facebooku komentuje interwencję prokuratury jeszcze ostrzej.
"Ziobro nie odpuszcza. Nie można nie móc potępiać za zdejmowanie krzyża, bo do czego to doprowadzi nasz bogobojny kraj. Wiadomo, że ten kto ośmiela się nie okazywać szacunku krzyżowi zasługuje, by go obrażać, napiętnować i dyskryminować - sam jest sobie winien - oto filozofia państwa PiS" - napisała Juszczyk. Sprawę zbada teraz Sąd Najwyższy.
źródło: Wyborcza.pl
