Temat przyjmowania uchodźców do Polski wciąż jest na tapecie, a rumieńców nabiera po każdym zamachu na Zachodzie Europy. Obecny rząd, jak mantrę powtarza, że żadnego uchodźcy przyjąć nie zamierza, a to wszystko oczywiście w trosce o nasze bezpieczeństwo. Jak się jednak okazało, przykład nie zawsze musi iść z góry. Tym razem pomóc może Bielsko-Biała.
Jakiś czas temu, samorządowe próby przyjęcia uchodźców z Bliskiego Wschodu podjęły władze Sopotu. Dotyczyło to 10 syryjskich rodzin, jednak po zaangażowaniu się w to polityków Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości, pomysł pozostał na papierze i żadnych realnych działań nie podjęto. Tymczasem działacze społeczni w Bielsku-Białej dopięli swego i poruszyli lokalne struktury władzy.
"Bielszczanie dla Aleppo"
Członkowie inicjatywy "Bielszczanie dla Aleppo" wyszli z inicjatywą przyjęcia przez miasto i zapewnienia warunków do życia dla jednej rodziny pochodzącej ze zbombardowanego Aleppo. Pod petycją w tej sprawie podpisało się ponad 700 bielszczan, a ona sama trafiła do rozpatrzenia przez Radę Miasta. W petycji, pomysłodawcy piszą o „niewyobrażalnej tragedii nieustannie bombardowanych mieszkańców Aleppo” i „ogólnoludzkiej solidarności”, która nakazuje pomoc ludziom uciekającym przed wojną.
"Trzeba postępować zgodnie z własnymi przekonaniami" Jak nietrudno się domyślić, sprawa już wywołała podziały u lokalnych polityków. Przewodniczący Rady Miasta, Jarosław Klimaszkiewicz w rozmowie z nami przyznaje, że ze względu na emocje jakie temat budzi w całym kraju, nie będzie to łatwa sprawa. On sam podkreśla, że jest bardzo pozytywnie nastawiony do inicjatywy i przyjęcia syryjskiej rodziny do miasta, jednak jak mówi – z pewnością jednomyślności w czasie głosowania nie będzie. Co prawda radni Platformy i ci związani z prezydentem miasta maja większość, jednak w tym temacie głosowanie może potoczyć się różnie.
W takich sprawach ważne są także możliwości finansowe i lokalowe miasta. Jak mówi Klimaszkiewicz – sytuacja finansowa i mieszkaniowa miasta jest bardzo dobra, więc pod tym względem nie powinno być żadnych problemów.
"Mamy większe problemy niż uchodźcy"
Jednak druga strona miejskiej polityki już tak skłonna do poparcia obywatelskiego pomysłu nie jest. Przemysław Drabek, radny Prawa i Sprawiedliwości mówi wprost: „jestem przeciwny przyjmowaniu uchodźców do naszego miasta”. Bezpieczeństwo mieszkańców jest najważniejsze. Są inne możliwości pomocy tym ludziom, a miasto i gmina ma wiele własnych jeszcze nie rozwiązanych problemów.
Jeszcze ostrzej o inicjatywie mówią miejscowi działacze ONR-u, którzy wystosowali do prezydenta miasta list otwarty w którym piszą o zaniepokojeniu inicjatywą grupy "Bielszczanie dla Aleppo". Twierdzą, że: "pomysłodawcy tej koncepcji porównują koszty utrzymania wspomnianej rodziny z oświetleniem świątecznym naszego miasta. Jednocześnie powołują się na ludzkie odruchy i współczucie. Apelujemy w tym miejscu do władz miasta o zastosowanie wszelkich możliwych środków prawnych oraz działań, które uniemożliwią sprowadzenie do miasta imigrantów z terenu Bliskiego Wschodu oraz Afryki. Należy podkreślić, iż większość polskiego społeczeństwa sprzeciwia się osiedleniu w naszym kraju grup ludności obcych nam religijnie, cywilizacyjnie oraz kulturowo".
Konfliktu o uchodźców należało się spodziewać, jednak to nie zraża organizatorów akcji, którzy bez zaangażowania w ogólnopolski spór polityczny chcą pomagać ofiarom wojny zarówno tam na miejscu, jak i u nas w kraju. O początku akcji, petycji oraz nadziejach i obawach rozmawiałem z Szymonem Kułakowskim, pomysłodawcą i współorganizatorem akcji sprowadzenia do Bielska-Białej syryjskiej rodziny.
Jak wyglądało zbieranie podpisów pod petycją?
My zaczęliśmy organizować się na przełomie października i listopada ubiegłego roku, na fali doniesień medialnych z Aleppo. Jesteśmy inicjatywą, która składa się z bardzo różnych osób , zaangażowanych w bardzo różne projekty, pracujące w różnych branżach. Chcieliśmy podejść do tej sprawy kompleksowo i nakłonić do rozmowy ludzi o różnych poglądach, tych przyjaźniej nastawionych do tematu uchodźców i tych trochę mniej. W tym celu rozpoczęliśmy współpracę z PAH i pomagamy im zbierać pieniądze na ich prace tam na miejscu oraz włączyliśmy się w akcje „polskie miasta przyjmują rodzinę z Aleppo”. Wtedy rozpoczęliśmy zbieranie podpisów pod petycją. Trzeba przyznać, że dostaliśmy naprawdę duże wsparcie od artystów, szkól, zespołów muzycznych i urzędu miasta. Angażowali się także ci, którzy byli przeciwko przyjmowaniu uchodźców z Syrii do Polski – było to też miejsce do pomagania im tam na miejscu w Syrii, co ci ludzie z chęcią robili. Te ponad 700 podpisów zebraliśmy w pół roku.
Jakiego wyniku głosowania w Radzie miejskiej się Pan spodziewa? Jest wyraźny podział: radni z PO i Komitetu Prezydenta Miasta są za, radni Prawa i Sprawiedliwości przeciw. Ci drudzy mówią, że „miasto i gmina ma większe problemy niż uchodźcy z Syrii”.
To są skandaliczne wypowiedzi. Po prostu nieludzkie. Jak człowiek reprezentujący społeczność miasta, które żyje w pokoju może coś takiego powiedzieć i wystawiać do wiatru osoby, które uciekają przed wojną. Jak człowiek widzący nieszczęście wojny może mówić „my mamy swoje sprawy”?
Widać, że ci radni PiS-u czerpią wiedzę od ONR-u, który rozpowszechnia nieprawdę na temat rzekomego niesprawdzenia tych ludzi przed przyjazdem do Bielska. Oczywiście jest to nieprawda, wszystkie przepisy i procedury są przestrzegane. Widzimy to już na przykładzie Sopotu. To są naprawdę małe ilości osób, które można bez problemu dokładnie sprawdzić.
Działacze ONR-u opublikowali list otwarty do prezydenta miasta, w którym domagają się odrzucenia wniosku argumentując to względami bezpieczeństwa, badaniami pokazującymi niechęć Polaków do przyjmowania uchodźców oraz to, że Syryjczycy byliby nam „obcy religijnie, kulturowo i cywilizacyjnie”. Czy to może wpłynąć na Państwa inicjatywę?
Niestety, badania pokazują skalę manipulacji polityków i to jak społeczeństwo jest na nie podatne. To bardzo źle świadczy o Polakach, że nie chcą przyjmować uchodźców. To wszystko pokazuje, że jest przed nami jeszcze wiele pracy nad wyprowadzaniem ludzi z błędu. Ale w tym przypadku, jak można rozmawiać z ludźmi, którzy uporczywie, świadomie lub nie, mieszają pojęcia uchodźcy i imigranta? To, że Polacy nie rozróżniają tych dwóch pojęć jest tak naprawdę porażką. Porażką rzetelności, edukacji obywatelskiej i prawdy.
Jak na tę inicjatywę reagują zwykli bielszczanie? Nie obawia się Pan, że w momencie sprowadzenia rodziny do miasta pojawią się niepokoje i incydenty?
Nie, nie obawiam się. Miesiąc temu u nas w mieście otworzyła się mała restauracja sprzedająca pyszny falafel. Prowadzi ją Irakijczyk. Ludzie tam chodzą, jedzą, zachwalają pyszne jedzenie, poznają właściciela, który jest bardzo miłym człowiekiem. Jest też praktykującym muzułmaninem i jak widać nic się złego nie dzieje. Oczywiście coś może się wydarzyć, bo zawsze znajdzie się grupka osób, które na takiej sytuacji będą chciały sobie zrobić wizerunek „obrońców polskości”, ale to jest margines. Trzeba mieć trochę wyrozumiałości do ludzi, którzy nastraszeni uchodźcami, islamem i terroryzmem są niechętni przyjmowaniu Syryjczyków. Staramy się tłumaczyć dyskutować i przedstawiać merytoryczne argumenty. My jesteśmy otwarci na dyskusję z każdym, tylko nie z tymi, którzy świadomie mylą pojęcia, opowiadają bzdury o obcinanych przez uchodźców głowach i tego typu opowieści.
Rozumiem, że po osiedleniu syryjskiej rodziny w Bielsku-Białej, może ona liczyć na pomoc „Bielszczan dla Aleppo”?
Oczywiście, że tak. Mamy nadzieję, że znajdą się ludzie i instytucje, które będą chciały pomóc. Chcielibyśmy też zainicjować akcję wzajemnego poznania się rodzin, która opierałaby się na takim zwykłym wsparciu i pomocy w aklimatyzacji w nowych warunkach. Liczymy też na pomoc miasta.
Jednak sprowadzenie rodziny z Syrii do Polski wiążę się także z wymogiem zaopiniowania przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Widząc stosunek obecnie rządzących, czy to wszystko się uda?
My jako miasto chcemy dołączyć do zacnego grona innych miast Polski tj. Wrocławia, Sopotu, Krakowa. Czerpiemy z ich doświadczenia i mamy nadzieję na dobrą współpracę z nimi. Nie jesteśmy profesjonalną organizacją zajmującą się sprowadzaniem ludzi z zagranicy i jeszcze niejednego guza sobie na tym nabijemy, ale myślę, że solidarnie przekonamy wyższy szczebel do tego, że jesteśmy przygotowani na przyjęcie uchodźców. Nie są to przecież ogromne liczby.