
– Większość komórek terrorystycznych, ich trzon bojowy i ideologiczny, stanowią osoby, które przebywają od co najmniej kilku, kilkunastu lat w UE lub już urodzone w Europie drugie pokolenie, które wykształcone na Starym Kontynencie wyjeżdżało masowo na wojnę do Syrii, Libii i tam po przeszkoleniu bojowym powróciło do Europy – mówi w rozmowie z naTemat dr Wojciech Szewko, ekspert ds. bezpieczeństwa. Jak dodaje, uchodźcy sami w sobie nigdy nie stoją za zamachami, ale ci, którzy się za nich podają, mogą być ich wykonawcami.
REKLAMA
Na ile prawdziwe jest zdanie, że za zamachami stoją uchodźcy?
Dr Wojciech Szewko: Za zamachami nigdy nie "stoją" uchodźcy, natomiast uchodźcy lub ci, którzy się za nich podają, bywają autorami czy wykonawcami zamachów terrorystycznych. Było wiele ataków w Europie i dużo więcej np. w Turcji, których dokonywali ci, którzy przybyli z falą uchodźców. To zresztą nic nowego – z podobnym zjawiskiem mamy i mieliśmy do czynienia w Libanie, Turcji, Pakistanie.
Jak to działa w praktyce?
Państwo Islamskie doceniło ten pomysł, żeby w masie ludzi, którzy podlegają bardzo pobieżnej weryfikacji, przemycać swoich agentów. Komando, które dokonało zamachu w Paryżu 13 listopada 2015 roku to dobry przykład, ale Europol informował w grudniu 2016 roku o zmianie modus operandi IS i udokumentowanych próbach zwerbowania około 300 osób (z Syrii) wśród uchodźców w kwietniu 2016 r.
A jaki jest najczęstszy przypadek?
Większość komórek terrorystycznych, ich trzon bojowy i ideologiczny, stanowią osoby, które przebywają od co najmniej kilku, kilkunastu lat w UE (np z emigracji 2004-2009 z Libii) lub już urodzone w Europie drugie pokolenie, które wykształcone w Europie wyjeżdżało masowo na wojnę do Syrii, Libii i tam po przeszkoleniu bojowym powróciło do Europy. Czasem wraz z uchodźcami, a czasem – i to najczęściej – po prostu samolotem z Turcji.
Jakie są więc prawdziwe źródła terroryzmu islamskiego na Zachodzie Europy? W szczególności we Francji, Wielkiej Brytanii i w Belgii?
W każdym z tych krajów mamy różne tło rozwoju i swoistego rozkwitu ruchów ekstremizmu islamskiego i inną ich strukturę. Najbardziej patologicznym przykładem jest Belgia, w której napady np. na Żydów przez radykałów islamskich z Molenbeek i Schaerbeek były dobrze opisywane i udokumentowane (np. przez ośrodki izraelskie), jeszcze zanim usłyszeliśmy o Państwie Islamskim. Ale to patologia klasy politycznej, która pomyliła pojęcie wolności z anarchią i której fetyszem była jakaś wynaturzona i nie mająca precedensu "poprawność polityczna". Rezultatem jest nie tylko to, że proporcjonalnie z Belgii wyjechało na hidżra najwięcej dżihadystów, ale na dodatek zasłynęli tam wyjątkowym okrucieństwem – torturami, masowymi mordami, nadzorowaniem egzekucji, aparatu opresji. O tym mówi się zdecydowanie za rzadko.
Co z Francją i Wielką Brytanią?
We Francji i Wielkiej Brytanii ów rozkwit ekstremizmu ostatnich 3-4 lat to świadoma polityka władz, które pozwalały na swobodne operowanie grup, które realizowały cele ich polityki zagranicznej. Mówiąc prościej – mieliśmy oto "własnych" bojowników, których można było wysyłać do Syrii, Libii, Jemenu, Afganistanu, kiedyś na Bałkany. Słynna niedawno dzięki zamachowi w Manchesterze LIFG (Libijska Islamska Grupa Walcząca) była wykorzystywana do zwalczania Kadaffiego, brytyjska Al Mohajiroun – i jej kolejne wcielenia, np. Sharia4UK – do rekrutacji setek dżihadystów, którzy przez Turcję byli przerzucani do Syrii, żeby zwalczać Assada. Część z nich zginęła, część przeszła do IS (kiedy powstało), część wróciła i właśnie pojawia się w kolejnych zamachach jako ich wykonawcy lub planiści.
Jak domyślam się, władze zagrożonych rejonów nie radzą sobie ze zjawiskiem w odpowiedni sposób.
Nie i to zarówno w rozumieniu systemowym, jak i doraźnym. O doraźnym wiemy najwięcej – ponieważ po każdym zamachu jest śledztwo, powtarzana jest jak mantra fraza "był świetnie znany służbom" itd. W ujęciu systemowym problem jest dużo poważniejszy. To kwestia zdolności państwa demokratycznego (lub braku zdolności) do ingerencji w wolność wyznania, zrzeszania się. To sprawa zasadniczo różnych definicji tego, co jest już działalnością ekstremistyczną, a co nie, w poszczególnych krajach UE. To problem Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i luk w systemie azylowym. Nawet znany i dobrze rozpoznany przez służby terrorysta nie może zostać wydalony z UE – bo w kraju z którego przybył czeka go prawdopodobnie kara śmierci. Nie dostanie też azylu. Nie ma też podstaw, żeby go osadzić w więzieniu.
A czynniki zewnętrzne, spoza Europy?
To również kwestia polityki zagranicznej, głównie Francji i Wielkiej Brytanii. W Libii, Syrii, Jemenie każdy jej tydzień skutkuje rekrutacją kolejnych osób, które są gotowe dokonać zamachów. Farid Ikken, zamachowiec z Notre Dame, był niereligijnym, wykształconym i bardzo niechętnym IS (jeszcze w 2016 roku). Teraz rzucił się na policjantów z okrzykiem "to za Syrię". Taką motywację podają liczni zamachowcy lub niedoszli zamachowcy, których normalnie Państwo Islamskie nigdy by nie zwerbowało.
Na ile realny jest zamach w Polsce?
Nie jesteśmy obecnie na "celowniku" organizacji terrorystycznych. Nie ma uzasadnienia ani politycznego, ani polityczno-teologicznego, dla dokonania tu zamachu. Te bajki opowiadane ostatnio w polskiej publicystyce dla rozpaczliwej chęci zaistnienia można traktować jak opowieści Denikena. Fascynujące, o ile pamiętamy, że to literatura fikcji. A jeśli jesteśmy zagrożeni, to na równi ze Słowacją, Rumunią i Łotwą. Ale to praktycznie w każdej chwili może się zmienić.
