Czy wyobrażasz sobie sytuację, w której myjesz twarz w twardej chlorowanej wodzie, nie nakładasz na buzię żadnych kremów, wychodzisz tak na słońce, mróz i słotę, a potem dziwisz się, że twoja cera dość mocno odbiega od ideału? No właśnie. To dlaczego robisz tak ze swoimi ubraniami?
Bardzo często słyszy się narzekania na jakość ubrań, które kupujemy np. w sieciówkach. Że rozciągają się po jednym praniu, tracą fason, wyglądają, jak „wyjęte psu z gardła”. I z jednej strony oczywiste jest, że nie mamy do czynienia z kolekcjami haute couture, wykonanymi z najlepszych materiałów. Z drugiej jednak nawet o najzwyklejszą bawełnę da się przecież odpowiednio zadbać.
Dziś w dobie modnego minimalizmu, wyrzucanie ubrań po kilku praniach jest nie tylko passe, to jeszcze jest nieekologiczne. Z drugiej, chodzenie w wyciągniętych i spranych swetrach jest po prostu nieestetyczne i nieprzyjemne. Najprościej jest oczywiście odpowiednio zadbać o ubrania, dokładnie tak, jak dbamy o własną skórę i włosy – odpowiednio nawilżać tkaniny, wzbogacać je o olejki i mikroelementy. Tak jak filtrami chronimy skórę przed słońcem, tak nasze ubrania należy chronić przed twardą wodą. Nie jest to jednak proste. Raczej nie ma wielu estetycznych szaleńców, którzy każdą parę skarpetek, każdy t-shirt czy spódnicę będą prać ręcznie w odpowiedniej wodzie. Kto miałby na to czas? Tym bardziej, że koniec końców, jednak najważniejszą funkcją prania jest pozbywanie się plam. A to najefektywniej załatwi nam pranie mechaniczne.
Na szczęście w myśl działania zasad wolnego rynku, gdy jest potrzeba, znajdzie się produkt. A w zasadzie nie znajdzie, tylko zostanie wymyślony w laboratoriach największych koncernów kosmetycznych. Bo domowe SPA twoich ubrań, to nie fanaberia, ale efekt ciężkiej pracy najlepszych naukowców.
Antyaging tkaniny
Nad właściwościami antystarzeniowymi detergentów używanymi do prania pracowali od dłuższego czasu naukowcy jednego z największych światowych koncernów, czyli Procter & Gamble. I nie chodzi tutaj o małą komórkę, w której zamknięto trzech chemików, by wymyślili nowy proszek.
W laboratorium w Brukseli pracowało 600 naukowców i inżynierów. A ich zadaniem była przede wszystkim rewolucja w podejściu ludzi do sposobu dbania o ubrania. Tak, by uzmysłowić, że pranie to nie tylko sposób na pozbywanie się plam, lecz także przedłużenie życia ukochanym tkaninom.
Żeby nie być gołosłownym wystarczy przyjrzeć się składowi kapsułek Ariel. Do nowoczesnego detergentu wchodzą m.in. surfaktanty, które działają na ubrania, jak mydło. Są kluczowe w usuwaniu tłustych plam. Czyszczą włókna, dokładnie tak, jak dobry żel do mycia oczyszcza pory w skórze. W tej niewielkiej kapsułce są też substancje oleiste, które mają zadbać o dobry wygląd tkaniny. I to jest skład do działania standardowego. Ale ta kapsułka ma też specjalne komando na wyjątkowo uciążliwe plamy. Zawiera więc dodatkowo enzymy i biomolekuły, które radzą sobie z najgorszym typem plam. Są tam tzw. proteazy, których zadaniem jest niszczenie białek, lipazy – te radzą sobie z tłuszczami i amylazy do walczenia z węglowodanami.
Z kolei woda, wydawałoby się, że najważniejsza w praniu, ma nawilżyć ubrania, ale jednocześnie może utrudnić usuwanie plam, dlatego w każdej arielowej kapsułce są zmiękczacze wody, żeby ułatwić działanie surfaktantu. Brzmi jak zaawansowana chemia? Dobrze, bo powinno!
Z duchem czasu
Naukowcy P&G nie tworzą detergentów sobie a muzom. Bacznie obserwują rynek mody, i dostosowują do niego zadania proszków, płynów i kapsułek. Widzą więc, że od lat 90. popularną bawełnę zaczął zastępować poliester, a dziś w modzie są bardziej sportowe, elastan i lycra. – Największym problemem takich ubrań jest to, że przyciągają brud jak magnez i wytwarzają nieprzyjemny zapach – mówi doktor Neil Lant z P&G’s Newcastle Innovation Centre w Wielkiej Brytanii. Dlatego eksperci dobierają składniki detergentów, by działały właśnie na te wadliwe aspekty tkanin. Dodatkowo, by jak najmniej niszczyć ubrania, pracują nad takim składem, który pozwoli efektywnie prać ubrania już w 15 stopniach.
Zamknąć tę kosmiczną technologię
I tu się zaczynają schody, bo w przypadku np. kremu do twarzy sprawa jest prosta. Ładne opakowanie i aplikacja na twarz. Jeśli chodzi o przeciwstarzeniowy proszek do prania, trzeba go tak zapakować, by wszystkie elementy działały dokładnie w tej fazie prania, w której są potrzebne.
Na przykład kapsułka Ariel 3 w 1 ma w sobie 28 mililitrów detergentu. To połowa standardowej dawki. Naukowcom zajęło 8 lat, by ją opracować, stworzyć 50 patentów i zrobić – uwaga – 8 ton prania. Czy twój krem do oczu też tyle powstawał?
Te małe kapsułki to nie tylko fantastycznie zbilansowana odpowiedź na standardowe proszki. Użytkownikom odpada problem wymierzenia odpowiedniej ilości detergentu, nie zapycha pralki. Co więcej zajmuje mniej miejsca i jest bardziej ekologiczny. Dlaczego? Bo świetne efekty prania są osiągane w niższych temperaturach, dlatego zużywa się mniej energii.
Nie sztuka co sezon wymieniać całą garderobę, bo ubrania nie nadają się już do noszenia. Sztuką jest odpowiednie o nie zadbanie. Choć tak naprawdę dzięki P&G pielęgnacja nie będzie już wymagała wizyty w salonie kosmetycznym dla tkanin. Wystarczy mała kapsułka Ariel.